Pieczeń wołowa: gdy wino spotyka mięso

Są ważne powody, dla których wołowina domaga się towarzystwa wina – i to nie tylko, gdy już znajdzie się ona na talerzu. Zanim w ogóle trafi do pieca, porządnej pieczeni wołowej należy się długa i nieśpieszna kąpiel w aromatycznej winnej marynacie.

Marynowanie w winie pomoże nam zmiękczyć mięso
Źródło zdjęć: © 123RF
Katarzyna Gileta
38

Te mięśnie wołu, które zwykliśmy przeznaczać na pieczeń, za życia zwierzęcia wykonują dużo ciężkiej pracy: w odróżnieniu od na przykład polędwicy, udziec musi dźwigać zasadniczą część wołu. Dlatego zawiera dużo kolagenu: białka tkanki łącznej, pełniącego w mięśniu rolę rusztowania, które, jak pisze Jeff Potter, gdy wziąć pod uwagę wytrzymałość proporcjonalnie do wagi, jest wytrzymalsze od stali.

Ze względu na kolagen pieczeń wołowa wymaga długiego pobytu w piekarniku: gdy kolagen podgrzejemy do 68 stopni Celsjusza, zajdzie jego denaturacja – czyli jego struktura zwięzłej potrójnej helisy zbudowanej z połączonych wiązaniami łańcuchów aminokwasów rozplącze się, a następnie zwinie w kłębki (jak zwraca mi uwagę chemik i popularyzator nauki Mirosław Dworniczak, tak zwykle zachowują się polimery).

Pozwijane łańcuchy jednak w dalszym ciągu będą ze sobą powiązane: w efekcie dostaniemy coś w rodzaju gumy. Musimy obrabiać je termicznie dalej, tak długo, aż zajdzie reakcja hydrolizy: czyli łańcuchy białek rozpadną się na chaotyczne strzępy, z których części powstanie żel. A ściślej: żelatyna, która sprawia, że pieczeń jest soczysta i ma właśnie taki smak, o jakim wszyscy w tej chwili pomyśleliście. A w dodatku mięso pozbawione kolagenowego szkieletu rozpada się pod naciskiem widelca na smakowite włókienka.

Zobacz też: Jeszcze lepsze niż schabowe

Marynowanie w winie pomoże nam dodatkowo zmiękczyć mięso: alkohol oraz zawarte w winie kwasy również, tak jak temperatura, powodują denaturację białek. Ale to nie koniec dobrodziejstw, jakie nam to zapewni. Znowu przysłuży się nam tu rozpuszczalność związków organicznych w alkoholu: te związki zawarte w składnikach marynaty, które są nierozpuszczalne w wodzie i pozostałyby niewyczuwalne, dzięki alkoholowi dostają swoją szansę zagrania w orkiestrze smaków pieczeni. Co więcej, w reakcji alkoholu z kwasami powstają estry – źródło nowych aromatów.

No dobrze – ale ile prawdy jest w obiegowym przekonaniu powtarzanym przez autorów programów kulinarnych, że podczas obróbki termicznej alkohol całkowicie wyparuje z potrawy?

Wprawdzie alkohol wrze w niższej temperaturze niż woda – w 78 stopniach Celsjusza – jednak, jak pisze Potter, jego wiązania z innymi związkami obecnymi w pożywieniu na rozmaite sposoby zmieniają rzeczywisty punkt wrzenia. W efekcie po dwóch godzinach w piekarniku pozostanie w naszej pieczeni około 10 procent dodanego na początku alkoholu. Za to po legendarnym i jakże efektownym flambirowaniu, które uważa się często za sposób pozbycia się alkoholu z potrawy, pozostaje go aż 75 procent Nie wiem, która z tych informacji jest dla was dobra, a która zła, ale jeśli nie urządzacie akurat kinderbalu – dodajcie do marynaty wino. Koniecznie.

Składniki:
• 1–1,2 kg udźca wołowego – postaraj się o jędrny i foremny kawałek; bardzo gruby z jednej i bardzo cienki z drugiej strony upiecze się nierównomiernie
• 0,5 butelki czerwonego, wytrawnego wina
• ok. 0,2–0,3 l bulionu drobiowego, najlepiej własnej produkcji
• 2 marchewki
• 2 pietruszki
• 2 łodygi selera naciowego
• 2 cebule
• 2 ząbki czosnku
• 4 liście laurowe
• 2–3 liście szałwii (opcjonalnie)
• pęczek ziół: oregano, tymianku, estragonu
• kilka jagód ziela angielskiego
• 2 łyżki sosu Worcestershire (opcjonalnie, ale warto: jest efektem fermentacji anchois, a zatem stanowi kapitalne źródło dodatkowego umami)
• sól, świeżo zmielony pieprz
• trochę oliwy z oliwek

Przygotowanie:
Wieczorem przed dniem pieczenia zamarynuj mięso: marchew, seler i pietruszkę pokrój w plastry, cebulę w piórka, wrzuć warzywa i zioła do miski, dodaj przyprawy, wymieszaj wszystko z oliwą. W pojemniku, w którym ciasno zmieści się mięso wraz z warzywami, ułóż na dnie część mieszaniny, mięso oprósz porządnie świeżo zmielonym pieprzem, ułóż na warzywach i przykryj pozostałą ich częścią. Wlej wino i sos Worcestershire, przykryj i włóż na noc do lodówki.

Następnego dnia rozgrzej piekarnik do 180 stopni. Wyjmij mięso z marynaty, wrzuć warzywa do naczynia, w którym mięso będzie się piekło. Rozgrzej porządnie dużą patelnię z odrobiną oliwy. Posól zamarynowane mięso ze wszystkich stron, a gdy patelnia będzie już bardzo gorąca, umieść na niej udziec. Obsmażaj z każdej strony, aż się porządnie zrumieni.

Umieść mięso na warzywach w naczyniu. Wlej tyle płynu z marynaty, żeby nie sięgnął do mięsa: ma się ono piec na postumencie z warzyw i w oparach płynu, ale nie gotować w nim. Wino będzie się redukować – czyli odparowywać będzie z niego woda – i mieszać z sokami z warzyw oraz tłuszczem skapującym z mięsa. W ten sposób powstanie jeden z najlepszych sosów świata, czyli sos pieczeniowy, a mięso będzie się piekło i równocześnie będzie odpowiednio nawilżane. Przykryj naczynie i wstaw do piekarnika.

Pieczeń w tej temperaturze wymaga nawet 3–3,5 godziny. Z przyczyn podanych we wstępie do tego przepisu nie wierz nigdy recepturom, które przekonują, że wołowina będzie gotowa w 45 minut. Nie będzie. Od czasu do czasu polej mięso sosem powstającym na dnie naczynia. Jeśli masz wrażenie, że za szybko go ubyło, polewaj mięso bulionem.

Po trzech godzinach wbij w mięso patyczek do szaszłyków albo widelec. Jeśli wejdzie jak w masło – jest dobrze. Jak powiada klasyk: "Jeśli się wahasz, czy już jest gotowe, to znaczy, że nie jest". Mięso wyłóż na drewnianą deskę i zatroszcz się o sos. Ten rodzaj sosów, do których należy sos pieczeniowy, pisze Harold McGee, "zawdzięcza swoją złożoność głównie ekstrakcji i koncentracji aminokwasów i innych wywołujących odczuwanie smaku cząsteczek, a także tworzeniu się mięsnych aromatów za sprawą reakcji Maillarda zachodzących między aminokwasami i cukrami".

Gdy chodzi o strukturę, ten rodzaj sosu jest koloidem: tak chemicy nazywają pozornie jednorodną mieszaninę substancji, które nie są w sobie rozpuszczalne. Koloid cieczy w innej cieczy nazywa się emulsją: w kuchni to na przykład majonez, czyli koloid oleju w wodzie. Koloid gazu w cieczy to piana – na przykład z białek. Nasz sos zaś jest koloidem ciał stałych w cieczy – czyli zawiesiną (acz przecież w sosie mamy też rozproszone kropelki tłuszczu, który wytopił się z mięsa, a tłuszcz nie rozpuszcza się w wodzie – zatem sos pieczeniowy to podwójny koloid: po części zawiesina, po części emulsja).

Jak tłumaczy McGee, w pieczeniowej zawiesinie fazą rozpraszającą jest woda, fazą rozproszoną: drobiny tkanek roślinnych i zwierzęcych, a także wspomniane cząsteczki. Sprawiają one, że woda nabiera cielistości, bo utrudniają swobodne poruszanie się jej cząsteczkom. Efektem jest konsystencja sosu, która przekłada się na miłe, aksamitne doznanie zmysłowe w ustach. Jeśli fazy rozpraszającej jest zbyt wiele, konsystencja będzie wodnista, co sprawi też, że substancje smakowe i zapachowe będą zbyt rozcieńczone i umkną naszym zmysłom. Poza tym w dużej ilości fazy rozpraszającej cząstki rozproszone szybko osiądą i sos się rozwarstwi. Można temu zapobiec, odparowując nadmiar wody, czyli redukując sos (dla porządku: redukcja w kuchni oznacza co innego niż w chemii, gdzie tak nazywa się reakcję odwrotną do utleniania).

Przelej więc wszystko na sito i przetrzyj przez nie tyle warzyw, ile przejdzie, z powrotem do naczynia, w którym piekło się mięso. Niech od jego dna odkleją się i rozpuszczą w płynie wszystkie rozkoszne produkty reakcji Maillarda i karmelizacji. Postaw naczynie na ogniu, dodaj resztkę bulionu, jeśli jeszcze nie zużyłeś całego, i mieszając od czasu do czasu, redukuj. Moment, w którym sos będzie gotowy, poznasz z łatwością: będzie po prostu piękny. Pieczeń serwujemy z lampką czerwonego wina, najlepiej takiego samego jak to, które trafiło do marynaty. Ale to chyba oczywiste.

Fragment pochodzi z książki "Nauka w kuchni" Michała Kuźmińskiego

Obraz
© Materiały prasowe

Chcesz się pochwalić swoimi kulinarnymi osiągnięciami? Masz ciekawy przepis? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Jedli codziennie rodzynki. Oto co stało się z ich ciśnieniem po 3 miesiącach
Jedli codziennie rodzynki. Oto co stało się z ich ciśnieniem po 3 miesiącach
Ile masła można jeść dziennie? Wyniki najnowszych badań są ogromnym zaskoczeniem
Ile masła można jeść dziennie? Wyniki najnowszych badań są ogromnym zaskoczeniem
Dietetyk zachęca do jedzenia. Wymiatają złogi z tętnic jak miotełka i nie tylko
Dietetyk zachęca do jedzenia. Wymiatają złogi z tętnic jak miotełka i nie tylko
Jeśli masz te dolegliwości, nie jedz bobu. Może skończyć się szpitalem
Jeśli masz te dolegliwości, nie jedz bobu. Może skończyć się szpitalem
Dodaj pół łyżeczki do kawy. Wątroba wskoczy na wyższe obroty, a stawy przestaną boleć
Dodaj pół łyżeczki do kawy. Wątroba wskoczy na wyższe obroty, a stawy przestaną boleć
Już po 4 puszkach można się zatruć. Takich napojów lepiej nie pij podczas upałów
Już po 4 puszkach można się zatruć. Takich napojów lepiej nie pij podczas upałów
Wielu omija w sklepie, a szkoda. Przynosi ulgę wątrobie, reguluje cukier i poprawia wzrok
Wielu omija w sklepie, a szkoda. Przynosi ulgę wątrobie, reguluje cukier i poprawia wzrok
Wyjątkowa mieszanka przypraw. Działa jak niebieska tabletka na potencję i pomaga przy biegunce
Wyjątkowa mieszanka przypraw. Działa jak niebieska tabletka na potencję i pomaga przy biegunce
Czy można jeść pestki winogron? Odpowiedź nie jest taka prosta, jak się wydaje
Czy można jeść pestki winogron? Odpowiedź nie jest taka prosta, jak się wydaje
Grzyby należy wykręcać czy wycinać? Sanepid wyjaśnia, bo wiele osób wciąż robi to źle
Grzyby należy wykręcać czy wycinać? Sanepid wyjaśnia, bo wiele osób wciąż robi to źle
Wsyp do porannej kawy. Poprawi pracę jelit i szybciej schudniesz
Wsyp do porannej kawy. Poprawi pracę jelit i szybciej schudniesz
Smakuje jak banan z cytryną. Działa odmładzająco i przeciwnowotworowo
Smakuje jak banan z cytryną. Działa odmładzająco i przeciwnowotworowo