Znienawidzone smaki dzieciństwa
Wprawdzie dzieci, podobnie jak dorośli, różnią się między sobą w kwestii kulinarnych gustów, jednak większość dzisiejszych 30-, 40-latków zapytana o najbardziej znienawidzone dania z dzieciństwa, wymienia te same potrawy. Czego więc nie lubiliśmy jeść - zarówno w domu, jak i w szkolnych czy obozowych stołówkach?
Odpowiedź, która pada najczęściej to szpinak. Co ciekawe, jako osoby dorosłe zazwyczaj go lubimy. Co nas więc odstręczało w dzieciństwie? - Przede wszystkim wygląd - mówi 33-letnia Magda. - Taka zmiażdżona zielona "kupa". Na sam widok szpinaku robiło mi się niedobrze. Dziś brzmi to śmiesznie, ale jako dziecko miałam wrażenie, że ktoś już to jadł przede mną i wypluł.
Szpinak nie jest jedynym warzywem, które nie podbijało dziecięcych serc. Kolejnym była brukselka. Podobnie jak bohater dziecięcej bajki, żółw Franklin, także my nie lubiliśmy małych kapustek. Tym razem odstręczał nas nie wygląd, a przede wszystkim zapach. - Gotowana brukselka obrzydliwie śmierdzi. Dziś też nie lubię tego zapachu, ale jakoś nie zniechęca mnie już do jedzenia. Wprost przeciwnie, bardzo ją lubię - mówi 36-letni Grzegorz. - Choć nadal szybko opuszczam kuchnię, gdy żona ją gotuje - dodaje ze śmiechem mężczyzna.
Zapach odrzucał nas także od ciepłego mleka. - Przez kilka miesięcy błagałem mamę, by mnie „wypisała” z picia mleka w stołówce. Ten zapach przypalonego garnka był wstrętny. Stanęło na tym, że co rano piłem w domu zimne mleko, żeby mama pozbyła się wyrzutów sumienia i nie musiałem już wąchać tego szkolnego - wspomina Grzegorz. - Nie znosiłem też zup mlecznych serwowanych na obozach czy koloniach. Szczególnie mleka z makaronem. Obrzydlistwo.
Podobnego zdania jest mnóstwo dzisiejszych 30- i 40-latków. Były jednak wyjątki. - Pamiętam, że na obozach wszyscy się dziwili, że z apetytem jadłam zupy mleczne, bo zazwyczaj waza wracała do kuchni niemal pełna - wspomina swoje dzieciństwo żona Grzegorza, 35-letnia Ewa. Mleko w czasach naszego dzieciństwa miało jeszcze jedną straszną odsłonę - mleko zsiadłe. - Dziś kefiry i wszystkie tego typy produkty mleczne bardzo lubię. Wtedy wydawały mi się zepsute - dorzuca ze śmiechem Grzegorz.
Dziś wielu z nas z nostalgią wspomina kawę zbożową na mleku, podawaną na wszystkich organizowanych dla dzieci wyjazdach. - Coś podobnego piłam dwa lata temu w szpitalu, po urodzeniu dziecka - mówi 30-letnia Ania. - Ale to jednak nie to. Wprawdzie było znacznie bliższe temu smakowi, niż to, co udaje mi się zrobić w domu, ale brakuje tego posmaku, jakby kawa była gotowana "na ścierce". Co ciekawe, jako dziecko tego smaku nie znosiłam.
Na czarnej liście stołówkowych przysmaków znalazły się też dania z owoców. - Twardy kisiel - niewiadomego pochodzenia, kompot z rabarbaru albo jabłek - koniecznie rozgotowany i mocno wodnisty i jakieś kompletnie zupy owocowe kompletnie bez smaku. Jakby do wody ktoś wrzucił wiśnie i makaron - wspomina z obrzydzeniem Magda. - Owocowe „przysmaki” to był dla mnie najgorszy koszmar na wszystkich wyjazdach. Z tego co pamiętam, nie byłam w tym odosobniona.
Warzywa, owoce, mleko - jak widać jako dzieci niechętnie jedliśmy dania zdrowe. Może dlatego mało kto w dzieciństwie lubił ryby. - Tran, kotleciki rybne - podsuwane jako prawdziwe mielone i jakieś dziwne gałki z ryb - wspomina z obrzydzeniem Ania. - Piątki z nieodłącznymi rybami były dla mnie koszmarem. Zupa owocowa - bo bez mięsa i te rybne kotlety - coś strasznego.
Nie tylko mielona ryba uformowana w mielonego, miała udawać to, czym nie była. Kolejnym koszmarkiem były kotlety z mortadeli. - Konieczne panierowane, żeby nie było widać co jest w środku - śmieje się Ania. - To było wstrętne. Podobnie jak podawane na stołówkach gołąbki, które dziś uwielbiam. Choć nie wiem, czy zjadłabym takiego "szkolnego". Sporo kapusty, w środku właściwie sam ryż, a wszystko polane zagęszczoną zupą pomidorową, która miała udawać sos.
Mimo, że lista znienawidzonych smaków dzieciństwa jest dość długa, a najczęściej wymienianą "wstrętną" potrawą jest szpinak, na tytuł najbardziej nielubianego dania zasłużyła... wątróbka. Choć często jest ona wymieniana jako pewien symbol wszystkich podrobów. Flaczki, żołądki, nereczki i oczywiście sama wątróbka kojarzyły się nam w dzieciństwie z największym kulinarnym obrzydlistwem.
Agata Dutkowska/mmch