Trwa ładowanie...

Wspomnienia Świąt Wielkanocnych sprzed lat

Jedli wielkanocne śniadanie, a za ścianą spał niemiecki żołnierz. Tak na przykład wyglądały święta podczas wojny. Oto wspomnienia ludzi, którzy sporo przeżyli i chcą podzielić się swoimi historiami o Świętach Wielkanocnych. Jak obchodzono je kiedyś?

Wspomnienia Świąt Wielkanocnych sprzed latŹródło: PAP
d237b9c
d237b9c

Wielki Piątek

Był to dzień nie tylko ścisłego postu, ale także przygotowań. – Piątek przed Wielkanocą to był czas wielkich porządków. Sprzątanie, mycie okien, zamiatanie odkurzanie… Oj, wtedy nie było odkurzaczy! Wiadro z wodą i szczotką szorowało się podłogę na kolanach – ze śmiechem wspomina pani Helena, siedemdziesięcioletnia lublinianka.
Sprzątnie, sprzątaniem, ale Wielki Piątek był to także czas upiększania domów i mieszkań przez dzieci. Pani Jadzia, która niedawno obchodziła dziewięćdziesiąte urodziny, doskonale pamięta, jak wraz ze swoimi siostrami stroiły izby w drewnianym domku, w którym mieszkały warz z braćmi i rodzicami. Doniczki okręcały karbowaną bibułą, a jej brzegi wywijały – powstawała piękna falbanka. – Przed wojną tylko to należało do moich przedświątecznych obowiązków. Byłam najmłodsza z rodzeństwa, więc nie pomagałam jeszcze tak bardzo w porządkach. Ale moja mamusia to po nocach gotowała, prasowała, malowała woskiem pisanki, palmy robiła. Jak wstawaliśmy z samego rana w Wielki Piątek czy Wielką Sobotę, to ona już od kilku godzin krzątała się po domu. A mówi się, że Święta Wielkanocne są mniej pracowite niż Boże Narodzenie – mówi z uśmiechem Pani Jadzia.

Wielka Sobota

Tego dnia święciło się pokarmy. Jan Wojciech Krzyszczak, założyciel i reżyser Teatru Kameralnego w Lublinie, kiedy był małym chłopcem, prowadzony przez mamę za rękę, święconkę niósł do kościoła na wzgórzu aż do sąsiedniej miejscowości. Ale kiedy trochę podrósł, koszyczek do święcenia niósł już sam. – Pamiętam jedne Święta Wielkanocne szczególnie. Miałem może 10, może 11 lat. Wracałem już z kościoła i jak to chłopak w tym wieku, zamyśliłem się i przewróciłem, a cała święconka wysypała się na ziemię. Oczyściłem wszystko, jak mogłem najlepiej i włożyłem z powrotem do koszyczka. Na szczęście mama niczego nie zauważyła i obyło się bez bury. Ten przypadek sprawił, że właśnie tę Wielkanic pamietam najbardziej – wspomina pan Jan.
Nie wszyscy musieli nosić święconkę do kościoła. W podradomskiej wiosce, w której mieszkała pani Jadzia, był zwyczaj, że to ksiądz przychodził do kilku domów w różnych krańcach wsi i tam odbywało się święcenie pokarmów. – Mamusia nakrywała dwa wielkie stoły białym obrusem. Na jednym stały koszyczki sąsiadów, a na drugim wszystko, co przygotowała na święta. Na talerzach leżały dwie wielkie babki, obok kiełbasa i szynka, które robił tatuś, ser, jajka i pisanki, które mama malowała, sól, pieprz, ocet, chrzan, chleb, no i baranek z ciasta – wszystko to, co i teraz się święci. Nic się nie zmieniło – opowiada pani Jadzia i dodaje, że później, kiedy nastała wojna, ze względu na zakaz takich zgromadzeń, razem z siostrą niosły pięknie przybraną borówkami święconkę do pobliskiego kościoła.

Wielkanoc PAP
Wielkanoc Źródło: PAP

Wielka Niedziela

Rezurekcja była obowiązkowym punktem każdych Świąt Wielkanocnych. Kiedy rozbrzmiały dzwony, a straż przy grobie Pańskim padała na twarz, to był znak, że Jezus zmartwychwstał. - Po uroczystym, a co za tym idzie długim nabożeństwie, wygłodniali wracaliśmy do domu i mama od razu przygotowywała śniadanie wielkanocne – wspomina pan Jan. Zapytany, co było na stole, odpowiada, że pamięta biały obrus, którego praktycznie nie było widać spod licznych potraw. I na samo to wspomnienie czuje w ustach smak wybornej kiełbasy, którą przygotowywał jego ojciec.
W domu pani Heleny był zwyczaj, że wszystkie potrawy, jakie pojawiały się na wielkanocnym stole, były przyrządzane dopiero po rezurekcji. Więc po powrocie z kościoła zaczynało się zamieszanie w kuchni. Wszystko musiało być gotowane. – Nie jedliśmy nic smażonego. Nawet barszcz biały mamusia przygotowywała bez wędzonki, tylko na obgotowanym mięsie – mówi pani Helena. Dopiero ok. 9 całą rodziną zasiadali do stołu, odmawiali modlitwę, częstowali się święconym jajkiem z chrzanem, życząc sobie wesołych Świąt i ucztę wielkanocną rozpoczynali właśnie od barszczu jedzonego z jednej misy.
Gdy wybuchła wojna, pani Jadzia miała 13 lat. Wtedy święta już nie cieszyły tak jak wcześniej. – Było smutno, choć robiliśmy wszystko, by te święta były radosne. Starałam się nie myśleć, że kiedy my siedzimy przy świątecznym stole, za ścianą jeszcze śpi niemiecki żołnierz, który był u nas zakwaterowany – wyznaje.
Ciast się piekło, co nie miara. Mama pana Jana piekła tyle ciast, że całe łóżko, na którym nikt nie spał, usłane było różnymi wypiekami. Pani Helena wspomina, że jej ulubionym wielkanocnym ciastem było to pieczone przez babcię - kruche z marmoladą. Natomiast mama pani Jadzi przygotowywała najlepszy na świecie sernik na kruchym cieście, który piekła w piecu chlebowym. – Wyszłam za mąż już po wojnie i przeprowadziłam się do domu męża. Tam nie mieli pieca, więc kiedy nastawał czas świątecznych przygotowań, wieczorem moi synowie zanosili surowe ciasta do pobliskiej piekarni i tam, dzięki uprzejmości właścicieli pieczono je, a z samego rana dzici biegły tam, by odebrać wypieki. To były ciężkie czasy - trzeba było jakoś sobie radzić – mówi z uśmiechem pani Jadzia.

d237b9c

Poniedziałek Wielkanocny

Lany poniedziałek – to dopiero było! – wspomina pani Jadzia. – A jaki gwar był! - wtóruje jej pani Helena. Żadna dziewczyna nie wychodziła z domu, a jak już wyszła, to wracała przemoczona do suchej nitki. Do kościoła szło się z rodzicami, bo na każdym rogu czatowali chłopcy. Kiedy były starsze, jeszcze nim zaczęło świtać, narzeczeni już stali pod drzwiami, żeby zgodnie ze zwyczajem oblać wodą swoje wybranki serc.
Kiedyś w Wielkanoc pogoda zawsze dopisywała. Nie to co teraz. Pani Jadzia wspomina, że przed wojną, przed świętami było tak ciepło, że dzieci do szkoły przychodziły już boso. Razem z panią Heleną i panem Janem zgodnie mówią, że Święta Zmartwychwstania za ich czasów były niezwykle radosne, a to za sprawą ich matek, które dbały o to, by to był wyjątkowy czas. - Myślę, że jak zabraknie tradycji dobrej gospodyni - matki, która potrafi zorganizować wspólne, rodzinne święta w domu, to będzie dużo, dużo ubożej. To będzie okropnie. Bo to, co się najbardziej pamięta z czasów dzieciństwa, to jest właśnie dom z mamą, tatą, rodzeństwem. Jaki by ten dom nie był – bogatszy, biedniejszy, ale z tym ciepłem domowego ogniska i sercem rodziców. To jest coś, co nie przemija w naszej pamięci do końca życia – wyznaje pan Jan.

d237b9c
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d237b9c
Więcej tematów