Niespodzianka w talerzu, czyli co można znaleźć w jedzeniu
Znaleziony w talerzu z zupą włos większości z nas odbiera apetyt. Niektórzy oddadzą też w restauracji rosół, w którym pływają zbyt duże oka. Nie wspominając już o przewidywalnej reakcji na utopioną w nim muchę. Okazuje się jednak, że wspomniane przykłady są niczym, w porównaniu do "niespodzianek", które trafiły się szczególnie pechowym konsumentom.
Z pewnością bardziej niż muchy nie chcielibyśmy znaleźć w jedzeniu pająka. Szczególnie pająka żywego, który na domiar złego jest czarną wdową. Taka wątpliwa przyjemność stała się udziałem pewnego bostończyka, który w "Whole Foods Market" nabył winogrona. Poinformowany o zdarzeniu menadżer sklepu oczywiście wycofał ze sprzedaży całą partię owoców.
Jeszcze mniej szczęścia miała amerykańska rodzina, która postanowiła wybrać się na lody. Nie wiadomo co zaalarmowało klientów lodziarni, jednak nabrali oni przekonania, iż poza mlekiem i czekoladą w ciemnych gałkach znajduje się coś jeszcze... Ich podejrzenia potwierdził stanowy inspektor ds. żywności, który przyznał, że w lodach znajdują się ludzkie odchody. Badaniu poddali się wszyscy pracownicy lokalu, okazało się jednak, że to nie oni dodali do lodów coś "od siebie".
Własny wkład w danie miał za to pracownik sklepu "Kohl's Frozen Custard", który w miejscu pracy uległ wypadkowi, tracąc część palca. Niedługo później "zgubę" znalazł Clarence Stowers, który kupił w sklepie kubek z kremem. W pierwszej chwili pomyślał, że w kremie znajduje się kawałek cukierka, jednak po dokładniejszych oględzinach, rozpoznał ludzki palec. Jak się okazało, odcięty fragment palca, którego nie odnalazł ani poszkodowany, ani inni pracownicy sklepu, trafił do czekoladowej posypki, dodawanej do kremu.
Nie mniejszy szok niż znalazca palca w kremie, przeżył z pewnością Fred DeNegri, gdy otworzył puszkę dietetycznej pepsi. Niestety, w środku zamiast słodkiego, energetycznego napoju było coś gęstego i śmierdzącego. Mężczyzna wylał zawartość do zlewu, ale część galaretowatej masy nie wypadła. Udał się więc z pechowym napojem do punktu FDA (Food and Drug Administration), gdzie dowiedział się, że w puszce znajduje się rozkładająca się żaba.
Co jeszcze Amerykanie znaleźli w swoich daniach? 27-letni mieszkaniec Queens w Nowym Jorku w kanapce zakupionej w Subwayu odkrył pozostawiony przypadkiem nóż. Z kolei mieszkanka Kalifornii, stołująca się w restauracji "McCormick and Schmick's", w talerzu z zupą z małży znalazła kondom. Obie sprawy trafiły do sądu.
Na niespodzianki można się też natknąć w gotowych produktach. W słoiku sosu tikka masala, zakupionym w sklepie Asda, klientka znalazła... mysz. Martwego gryzonia zaniosła do sklepu, a całą partię sosu od razu wycofano.
Jedną z najgłośniejszych "wpadek" żywieniowych, a przynajmniej najbardziej kosztownych, zaliczyła jednak restauracja McDonald's. Jeden z zestawów Happy Meal został wyceniony przez sąd na 100 tysięcy dolarów - oczywiście odszkodowania. O ile spadły obroty sieci, gdy sprawa stała się głośna, nie wiadomo. Co takiego znalazło się w owym adresowanym do dzieci zestawie? Głowa kurczaka, która nawet pod panierką nie straciła swojego kształtu.
Ponieważ Amerykanie w podobnych przypadkach bardzo często oddają sprawy do sądu i są one natychmiast podchwytywane przez media, o tamtejszych znaleziskach jest wyjątkowo głośno. Jednak podobne sytuacje zdarzają się na całym świecie, także w Polsce. Wystarczy zajrzeć na internetowe fora poświęcone kulinarnym znaleziskom, by dowiedzieć się, że i u nas zdarzają się myszy w sosach, niedopałki papierosów w chlebie czy rozmaite żyjątka w kaszach, ziarnach lub orzechach, a nawet odważnik wędkarski w bułce z pieczarkami. Polscy internauci przyznają jednak, że w przeciwieństwie do Amerykanów, zazwyczaj nie chce im się zgłaszać takich przypadków.
- Należy się cieszyć, że nie notujemy aż tak spektakularnych znalezisk w polskiej żywności, ale i u nas zdarzają się podobne "niespodzianki". Pamiętam zasuszoną mysz znalezioną w główce sałaty, dość regularnie notujemy też przypadki znajdowania w żywności odchodów różnych gryzoni. A to poważna sprawa, bo odchody mogą być niebezpieczne dla człowieka, więc każdy taki przypadek wiąże się z zamknięciem sklepu czy lokalu do czasu pozbycia się nieproszonych gości - mówi Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego. - Z takich nietypowych przypadków pamiętam też sprawę szkła w orzeszkach i szczura w ryżu. Jednak najczęstszym zanieczyszczeniem żywności z jakim mamy do czynienia są rozkruszki w nasionach rzepaku - dodaje rzecznik GIS.
Rozkruszki czyli maleńkie roztocza to szkodniki występujące m.in. w produktach spożywczych. Niestety, wydzieliny niektórych gatunków są dla ludzi szkodliwe.
Z danych GIS-u wynika też, że nierzadko w żywności znajdują się, wprawdzie mniej spektakularne, ale znacznie poważniejsze dla zdrowia, zanieczyszczenia, niż np. kondom czy nawet mysz. To toksyczne metale ciężkie: rtęć i arsen (w grzybach), kadm (w marchwi, kaszce ryżowej, stekach rekina i herbacie ziołowej - kadm z ołowiem). Najczęściej jednak w żywności znajdowane są szkodniki lub ich pozostałości. Jednym z najgroźniejszych i najpowszechniejszych niepożądanych organizmów, znajdowanych przez GIS w żywności, są też bakterie salmonelli - wykrywane najczęściej w mięsie.
- W tym roku niestety dużo mieliśmy kontroli, podczas których wykrywaliśmy nie tylko zanieczyszczenia w żywności, ale też odnotowywaliśmy brak dostatecznej higieny w lokalach gastronomicznych i sklepach. Mówiąc wprost - w miejscach, gdzie przechowywane lub sprzedawane jest jedzenie, było po prostu brudno - mówi Jan Bondar. - Niestety w przypadku takich uchybień karą jaką możemy nałożyć jest jedynie mandat w wysokości 500 zł, co nie robi na nikim wrażenia. Dlatego Główny Inspektorat Sanitarny przygotowuje propozycję zmian w ustawie, na podstawie której inspektorzy będą mogli w takich wypadkach wystawiać znacznie wyższe mandaty. Tak, by kara była dotkliwa i skutkowała większą troską o higienę w punktach gastronomicznych - dodaje rzecznik GIS.
AD/mmch