Kosmiczna kuchnia, czyli co jedzą astronauci?
Myśląc o lotach w kosmos, przychodzą nam do głowy najróżniejsze kwestie. Ogromne przeciążenia, stan nieważkości, tajemnice, które kryje nieskończona przestrzeń… Mało kto jednak zaprząta sobie głowę, tak banalnymi zdawałoby się sprawami, jak żywienie. Tymczasem od początku historii lotów załogowych, była to jedna z ważniejszych kwestii, która spędzała sen z powiek dziesiątkom naukowców. Rozwiązanie problemu jedzenia w tak ekstremalnie trudnych warunkach okazało się nie lada wyzwaniem.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Historia kosmicznej kuchni nie jest długa, jednak samo jedzenie i sposób jego przygotowywania zmieniły się w ciągu niespełna sześciu dekad lotów kosmicznych diametralnie.
Komu kawior?
Podróże kosmiczne to wdzięczny temat do snucia rozmaitych - czasem spiskowych - teorii. Do dziś trwają spekulacje, czy Jurij Gagarin faktycznie był pierwszym człowiekiem w kosmosie. Wiele osób wierzy, że przed słynną wyprawą Vostok I w 1961 roku, było wiele innych lotów załogowych, jednak ze względu na to, że zakończyły się katastrofą, zostały utajnione.
Zgodnie z owymi teoriami, nie wiadomo nawet czy Gagarin faktycznie był w kosmosie. Niektórzy uważają, że był tylko dublerem przedstawionym światu jako pierwszy kosmonauta.
Biorąc pod uwagę, że nawet te kwestie budzą wątpliwości, tym bardziej trudno jednoznacznie stwierdzić, jaki był pierwszy posiłek zjedzony poza ziemską atmosferą. Niektóre źródła podają jednak, iż był to… czarny kawior. Iście królewskie dania, doskonałe na uczczenie tak doniosłej chwili.
Według oficjalnych danych menu pierwszego astronauty podczas lotu było jednak skromniejsze. Na lunch Gagarin zjadł podobno trzy, 160-gramowe tubki, zawierające puree ziemniaczane z mięsem i - w ramach deseru - sos czekoladowy. Biorąc pod uwagę, że rosyjski pionier, spędził na pokładzie okrążającego Ziemię Vostoka 108 minut, czyli niespełna dwie godziny, kwestia jego posiłku nie miała większego znaczenia. Można się nawet dziwić, że w tak krótkim czasie i tak ekscytującym momencie Gagarin w ogóle pomyślał o jedzeniu.
Pasty, proszki i pastylki
Od czasu pierwszego lotu w 1961 roku, podbój kosmosu zaczął nabierać tempa. Powstały stacje orbitalne, a astronauci spędzają w kosmosie już nie minuty, a miesiące. Eksperci zajmujący się przygotowywaniem kosmicznych posiłków, stanęli więc przed zupełnie nowym wyzwaniem. W pierwszej kolejności musieli zmierzyć się z problemami technicznymi. Jedzenie musiało być trwałe, lekkie, zajmować jak najmniej miejsca, dostarczać ściśle określonych składników odżywczych, a także być łatwym w przygotowaniu i zjedzeniu w warunkach zmniejszonej grawitacji. Najprostszym i chętnie stosowanym sposobem było więc upychanie past z gotowych dań w tubki. Sproszkowane, pełnowartościowe posiłki, serwowane były także w pastylkach. Choć rozwiązania te spełniały oczekiwania dietetyków, z pewnością nie zadowalały samych kosmonautów, którzy coraz głośniej domagali się prawdziwego jedzenia, które poza energią, dostarczy też smaku.
Podniebna restauracja
NASA bardzo poważnie podeszła do tego zagadnienia i dziś astronauci stacjonujący na stacji kosmicznej ISS, jadają jak w najlepszych restauracjach. Pełna lista możliwych do zaserwowania potraw liczy aż kilkaset dań, zarówno z kuchni amerykańskiej i rosyjskiej, jak i wielu innych - nawet włoskiej, chińskiej i koreańskiej. Posiłki muszą jednak spełniać trzy kryteria - być zaakceptowane przez ekspertów żywieniowych, pod względem zbilansowanej diety, nadawać się do serwowania w warunkach zmniejszonej grawitacji (którego nie spełnia m.in. chleb) oraz odpowiadać gustom astronautów. Tworzeniem menu dla amerykańskiej agencji kosmicznej NASA, zajmuje się specjalistyczna firma Space Food Systems Laboratory. Na niespełna rok przed planowanym wylotem kosmonauci zapraszani są do ich laboratoriów, gdzie z kilkudziesięciu propozycji wybierają te dania, które najbardziej im odpowiadają. Następnie uzgodnione potrawy poddawana są badaniom i testom - należy je bowiem odpowiednio "przygotować" do lotu. Jednym z najchętniej wykorzystywanych sposobów przedłużania trwałości kosmicznych posiłków jest liofilizacja, czyli odwodnianie. Dzięki temu procesowi posiłki zajmują bardzo mało miejsca, są lekkie i przede wszystkim bardzo trwałe. Żeby nadawały się do spożycia, wystarczy z powrotem dodać do nich wody. SFSL stosuje też inne techniki stabilizowana żywności, jak zamrażanie, sterylizacja czy pakowanie w atmosferze ciekłego azotu.
Specjalistyczne badania nad dostosowaniem żywności do specyficznych warunków panujących w kosmosie sprawiły, że dziś wybór dań jest bardzo duży.
W kosmicznej kuchni bardzo ważny element stanowią przyprawy. W stanie nieważkości astronauci niemal stale mają "zapchany nos". Inaczej pracują też kubki smakowe. Oznacza to po prostu, że tradycyjne dania wydają się mało aromatyczne i mdłe. Dlatego astronauci wybierają przede wszystkim dania pikantne o wyrazistym smaku i silnym zapachu.
Jednym z ulubionych posiłków jest koktajl krewetkowy w ostrym sosie.
Kuchnia międzynarodowa
Każdy z astronautów dorzuca do kosmicznego menu coś od siebie. Dziś na orbicie można zjeść już nie tylko tak popularne dnia, jak krewetkowy koktajl, zieloną fasolę z grzybami czy zupę krem z groszku. Koreańczycy wydali miliony, żeby w kosmosie można było nie tylko zjeść, ale i przygotować kimchi. To tradycyjne danie ze sfermentowanej kapusty i innych warzyw uważane jest za jedno z najzdrowszych na świecie. W 2008 roku koreańscy naukowcy stworzyli specjalny szczep bakterii, która w warunkach stacji kosmicznej fermentuje warzywa dokładnie tak samo jak na Ziemi.
Największy wpływ na orbitalną kuchnię mieli oczywiście Rosjanie i Amerykanie. Ci pierwsi poza kawiorem, lubują się przede wszystkim w serwowanych w metalowych puszkach, treściwych zupach. Kosmonauci z USA zadbali z kolei o to, by w kosmosie nie zabrakło bekonu, którym zajadali się przede wszystkim podczas misji Apollo 7 i Apollo 8.
Okazuje się, że na stacji kosmicznej można zjeść także pizzę. W 2001 roku taką okazję miał rosyjski astronauta Jurij Uszakow. Mocno doprawiony placek z salami trafił na ISS za sprawą sieci Pizza Hut, która postawiła na tak nietypową i bardzo drogą reklamę. Dostarczenie jednej pizzy kosztowało bowiem milion dolarów.
Kilka lat temu na Międzynarodową Stację Kosmiczną przybyła pierwsza Włoszka, Samantha Cristoforetti. Przywiozła ze sobą nie tylko specjały swojej narodowej kuchni, ale także… ekspres do kawy. Zdjęciem, na którym trzyma w ręku pierwszą - specjalnie dostosowaną do stanu nieważkości - filiżankę kosmicznego espresso pochwaliła się na Twitterze. Cristoforetti nie skomentowała wprawdzie smaku napoju, ale eksperci są przekonani, że była z pewnością lepsza od rozpuszczalnej kawy w foliowych woreczkach, którą przez słomkę raczyli się dotychczas astronauci.
Suche picie
Kawa z ekspresu z pewnością wywołała na ISS wielkie poruszenie. Wprawdzie astronauci od dawna mogli bez problemów raczyć się kawą, herbatą czy sokami, jednak nie budziły one większego entuzjazmu. Gotowe napoje przed wysłaniem w kosmos są bowiem odwodniane, w celu redukcji ich masy. Suchy koncentrat przechowywany jest w specjalnych pojemnikach, wyposażonym w zawór wlotowy. Dzięki niemu astronauta dodaje wody. Po drugiej stronie pojemnika znajduje się zaślepiona słomka. Po wlaniu wody, pojemnik trzeba mocno wstrząsnąć, aby proszek wymieszał się z wodą, następnie odciąć końcówkę słomki i już można napić się świeżego soku.
O napojach gazowanych typu cola, astronauci muszą niestety zapomnieć. Mimo licznych prób okazało się, że płyny zawierające dwutlenek węgla słabo spisują się w stanie nieważkości. Po pierwsze po otwarciu puszki czy butelki, bąbelki nie wędrują do góry, co sprawia, że zamiast orzeźwiającego, gazowanego napoju, kosmonauci znajdują słodką, mało apetyczną breję. Drugi problem jest znacznie poważniejszy. W kosmosie, podobnie jak na Ziemi, wypicie gazowanego napoju powoduje odbijanie się. O ile jednak w normalnych warunkach ta drobna niedogodność wiąże się najwyżej z niegrzecznym zachowaniem, w stanie nieważkości może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje. Za niewinnym beknięciem, wędrują bowiem unoszące się w górnej części żołądka treści pokarmowe. Co się dzieje potem, łatwo przewidzieć. W języku astronautów zjawisko to określane jest mianem "mokrego bekania".
Chleb zostaje na ziemi
Choć naukowcy robią, co mogą, by przebywający w kosmosie ludzie, jadali jak najlepiej, nie tylko napojów gazowanych nie udało się przystosować do specyficznych warunków panujących na stacji kosmicznej. Niektóre produkty sprawdzają się tylko w ziemskich warunkach.
Choć większość z nich da się odwodnić i zaserwować w postaci zbliżonej do znanych nam zupek błyskawicznych, które są równie popularne w kosmosie, niektóre - jak np. sałaty lub melony - nie poddają się procesowi liofilizacji. Tymi składnikami astronauci mogą się raczyć tylko w pierwszych dniach pozaziemskiej przygody, gdy są jeszcze świeże i nie zaczną się psuć.
Innym popularnym produktem, który musi pozostać na ziemi, jest chleb. W jego przypadku problem jest innego rodzaju. Okruszki pieczywa w stanie nieważkości mogą być niebezpieczne zarówno dla ludzi (grożą udławieniem podczas przełykania), jak i sprzętu.
Przekonał się o tym John Young, który w trakcie misji Geminii III, mimo absolutnego zakazu, przemycił na pokład kanapkę z wołowiną, czego omal nie przypłacił życiem.
Okruszki z pieczywa wywołały bowiem awarię systemu podtrzymywania życia. Na szczęście udało się go naprawić i jedyną konsekwencją tej niesubordynacji była nagana dla astronauty.
Rozwiązaniem problemu pieczywa okazała się meksykańska tortilla. Firma Taco Bell stworzyła placki, które nie tylko mają kilkunastomiesięczny okres trwałości, ale także się nie kruszą. Dziś tortilla to jeden z podstawowych produktów spożywczych astronautów, a robione z ich wykorzystaniem tacos, to popularne kosmiczne danie.
Kosmiczne toasty
Teorii dotyczących alkoholu w kosmosie są miliony. Sprawdzonymi informacjami i głośnymi plotkami można by wypełnić nie tylko obszerny artykuł, ale i całą książkę. Ponoć już Gagarin wyposażony był w alkohol. Jedna z 63 tubek z prowiantem, wypełniona była powiem 160 gramami armeńskiego koniaku. Rosyjski pionier nie zdecydował się jednak na uczczenie tym trunkiem pierwszego lotu kosmicznego. Tubkę opróżnił podobno sierżant dywizji wojsk rakietowych pilnujący lądownika Gagarina na polu pod Saratowem.
Koniak Gagarina trafił na statek legalnie. W przeciwieństwie do alkoholu, który jeśli wierzyć plotkom, w niemałych ilościach pętał się po kosmosie w latach 70. Ponoć zaczęło się do radzieckich astronautów, którzy przemycali (za cichym przyzwoleniem personelu naziemnego) rozmaite napoje wyskokowe. Procentowe napitki zazwyczaj trafiały na pokład oznaczone jako sok lub sos armeński.
Niektórzy odkrywcy kosmosu wspominają, że o zapatrzenie statków w alkohol dbali sami szefowie misji. Gieorgij Greczko opowiadał jak w swoim dresie znalazł butelkę napoju energetycznego Eleuterokokk, która w rzeczywistości zawierała koniak. Razem z drugim astronautą Jurijem Romanienką, podzielili trunek na porcje po 7,5 grama i pili go przed snem.
Zdaniem Goreczki małe dawki alkoholu pozwalały rozładować stresujące sytuacje na orbicie i doskonale sprawdzały się w przypadku bólu gardła czy zębów.
Ze wspomnień astronauty wynika, że w latach 70. alkohol w kosmosie nie był rzadkością. Szmuglowano go w skafandrach, kanistrach na wodę czy w opakowaniach leków. Wspomnienia Goreczki potwierdzają też inni astronauci. Sigmund Jähn, pierwszy Niemiec w kosmosie, przyznał się do przeszmuglowania koniaku w dwóch tubkach po barszczu. Także Mirosław Hermaszewski, opowiadał, że dla żartu zabrał dla kolegów kilka kropli winiaku, który idealnie pasował do wiezionego na stację bigosu.
Alkoholowy skandal w 2007 roku wywołał jeden z najbardziej znanych i lubianych astronautów Jurij Malenczenko, który podczas udzielania wywiadu na żywo telewizji z Kijowa wzniósł toast wódką Celsjusz. Efektowny pokaz picia toastu w stanie nieważkości, choć oczywiście oznaczał złamanie przepisów, spotkał się jednak z pobłażliwą oceną przełożonych. Konsekwencji w stosunku do Malenczenki nie wyciągnięto.
Nie tylko Rosjanie raczyli się alkoholem na orbicie. Amerykańscy astronauci mieli z tego powodu spore problemy. Nagonka rozpoczęła się w 2007 roku od doniesienia, że Amerykanie już na pokład kosmicznego statku weszli w stanie wskazującym na spożycie. Media całego świata chętnie podchwyciły temat, pisząc o alkonautach i powtarzając hasło: "Houston, mamy promil".
Choć oficjalnie astronauci mają zakaz spożywania alkoholu w kosmosie, równocześnie prowadzone są badania nad piwem, które sprawdzi się w tych ekstremalnych warunkach, a którym będą mogli raczyć się kosmiczni turyści. Oczywiście zakąszając je coraz bardziej wymyślnymi kosmicznymi smakołykami.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.