Herbata w zaskakujących odsłonach
Świeżo zaparzona herbata to przysmak znany na całym świecie. W wielu krajach nie można sobie wyobrazić dnia bez filiżanki tego pysznego napoju. Jednak co kraj to obyczaj. W różnych zakątkach świata zamawiając ten popularny napar możemy się bardzo zdziwić. Masło, sól, kardamon, jabłko - to tylko niektóre dodatki, które dla nas mogą być cokolwiek zaskakujące. Ale co dla nas jest dziwne, dla mieszkańców innych krajów jest normalne.
Świeżo zaparzona herbata to przysmak znany na całym świecie. W wielu krajach nie można sobie wyobrazić dnia bez filiżanki tego pysznego napoju. Jednak co kraj to obyczaj. W różnych zakątkach zamawiając ten popularny napar możemy się bardzo zdziwić. Masło, sól, kardamon, jabłko - to tylko niektóre dodatki, które mogą zaskoczyć. Ale co dla nas jest dziwne, dla mieszkańców innych krajów jest zupełnie normalne.
Jeśli wybierzemy się na urlop np. do zachodniej Europy lub do krajów arabskich, nie spodziewajmy się, że do herbaty dodadzą nam cytrynę. Ba, nawet nasza prośba o plasterek tego owocu zostanie potraktowana z nieufnością i zdziwieniem. Bo jak to, psuć smak herbaty kwaśnym sokiem z cytrusów? Ten zwyczaj pochodzi wyłącznie ze wschodniej Europy, nigdzie indziej tego nie zobaczymy.
W zachodniej Europie z kolei wypić możemy herbaciany napój z mlekiem. To tradycyjny sposób podawania herbaty w Wielkiej Brytanii - najpierw do filiżanki wlewamy trochę dobrego, lekko podgrzanego mleka, a następnie zalewamy je zaparzoną herbatą. Przepis ten, jak wiele innych w krajach brytyjskich, pochodzi z... Indii, gdzie od wieków pije się "chai" - herbatę z mlekiem i przyprawami. Gdy Brytyjczycy skolonizowali Półwysep Indyjski, poznali ten wyjątkowo smaczny napój. Hindusi zaparzają herbatę z cynamonem, imbirem, kardamonem, goździkami, gałką muszkatołową i dużą ilością cukru. Następnie mieszają ją z mlekiem i przelewając z jednego naczynia do drugiego lekko napowietrzając. To tani i ogólnodostępny przysmak. Sprzedawcy "chaiu" są wszędzie - trafimy na nich na ulicach, a nawet w pociągach i autobusach. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu herbatę z przyprawami podawano klientom w jednorazowych kubeczkach glinianych, które można było wyrzucić po wypiciu, dziś glina zastąpiona została, niestety, plastikiem.
Inna odmiana herbaty z mlekiem to tzw. bawarka - tradycyjna czarna herbata mieszana w szklance z zimnym mlekiem. Jak sama nazwa wskazuje, napój ten pochodzi z Niemiec, a dokładnie z jej górskich regionów i przybył na polskie ziemie wraz z rozbiorcami pod koniec XVIII wieku. Dziś jest mało popularny, choć nasze babki często bawarkę piły.
Im dalej pojedziemy w świat, tym dziwniejsze składniki do herbaty znajdziemy. Ale najpierw o tym, czego nie znajdziemy w herbacie. Jedną z ojczyzn tego napoju jest Japonia. Tu tradycyjna herbata to wywar ze sproszkowanej zielonej rośliny, do którego dodaje się tylko wodę. Pod żadnym pozorem japońskiej herbaty się nie słodzi! Taka herbata jest gorzkawa, ale ma najwięcej zdrowotnych właściwości.
Niedaleko Japonii leży z kolei Mongolia. Tu herbata nie jest traktowana jak napój, ale jak... posiłek. W surowym mongolskim klimacie, gdy latem temperatury na pustyni czy stepie sięgają 40 stopni, a zimą spadają nawet do -50 stopni Celsjusza, bardzo ważne jest odpowiednie odżywianie i zabezpieczenie zapasów. Mongołowie dbali o dwa produkty - herbatę (którą do dziś kupuje się tam nawet w 30 kilogramowych sprasowanych blokach) i masło, wyrabiane z mleka domowych zwierząt - jaków. Herbatę, wyłupaną z wielkich, twardych bloków gotuje się dość długo, by na koniec dodać do niej masło, mleko i... sól, gdyż Mongołowie nie używają praktycznie cukru. Taka herbaciana zupa jedzona jest na śniadanie, na kolację, a nawet na obiad. W tym przypadku do przygotowanej wcześniej herbaty dodaje się makaron, pierożki (nawet wypełnione mięsem), a czasami warzywa (jeśli są).
Sprasowana herbata trafiła do Mongolii z Chin. Z tego samego kierunku dotarła także do Tybetu, który choć dziś jest okupowany przez Chińczyków, przez setki lat był niezależnym, bardzo zamkniętym królestwem. Jednak kupcy trafiali i tu, a herbaciane bloki traktowane były jak środek płatniczy. Tybetańczycy wpadli na podobny pomysł jak mieszkańcy Mongolii i do dziś piją herbatę z mlekiem, masłem (niekoniecznie jaków - może to być np. kobyle lub krowie) i solą. Napój ten przygotowuje się w bardzo specyficzny sposób. Otóż zaparzoną herbatę, mleko, masło i sól umieszcza się w wysokich, drewnianych naczyniach, przypominających nasze dawne przyrządy do ubijania masła, i ubija dokładnie drewnianym tłuczkiem. Często zajmuje to nawet kilka godzin. Gdy smaki już się wymieszają, herbata przelewana jest do płaskich czarek. Na obiad, do tejże herbaty dodaje się czampę - mąkę z prażonego jęczmienia. Wtedy porcja jest tak wysokoenergetyczna, że nic innego jeść nie trzeba. Tybetańscy mnisi są uzależnieni od przygotowywanej w
tradycyjny sposób herbaty - piją wiele litrów dziennie, praktycznie nie wypuszczając czarki z rąk.
Także Chińczycy piją mnóstwo herbaty - to w końcu z tego kraju pochodzą najlepsze i najdroższe odmiany. Znajdziemy więc tu także dziwne mieszanki. Najczęściej dodaje się do herbaty innych ziół, owoców czy kwiatów (na przykład chryzantem). Jednak najdziwniejsza jest chyba herbata ryżowa. Otóż do liściastej herbaty czarnej dodaje się specjalnie spreparowane ziarna ryżu. Gdy napój zaparzamy, zaczyna się rozchodzić zapach znanego z dzieciństwa dmuchanego ryżu (smak także jest podobny). Podobno to przyszłość - herbaty o przeróżnych smakach. Amatorzy aromatycznego, tradycyjnego naparu, z pewnością mieliby jednak pewne zastrzeżenia do tej herbacianej przyszłości.
AD/mp/WP Kuchnia