Szczypta smaku
Olga Kwiecińska i Agata Ziemnicka-Łaska to autorki nowej książki kucharskiej "Szczypta smaku". Żadna z nich nie jest profesjonalną kucharką, ale ich przepisy robią furorę. Wcześniej przede wszystkim "odchudzały dania", teraz większy nacisk kładą na zdrowie. I oczywiście nie zapominają o smaku!
Sebastian Nowak: Na rynku ukazuje się właśnie wasza nowa książka Szczypta smaku. Jesteście również autorkami bardzo dobrze przyjętej Rewolucji na talerzu. Jak myślicie, od czego to zależy, że jedne książki kulinarne przechodzą całkowicie bez echa, a inne stają się bestsellerami?
Olga Kwiecińska: Uważam, że podstawą jest fakt prowadzenia przez nas programu telewizyjnego. Poza tym mamy po prostu bardzo fajne przepisy. Teraz jeszcze dodatkowo piękne zdjęcia .Pracujemy z ludźmi, którzy również świetnie gotują; każdy ma swoje pomysły na różne receptury. Nie można o nich zapomnieć, bo bez nich ta książka na pewno by nie powstała.
Agata Ziemnicka-Łaska: Ważna jest również koncepcja. Książka musi zawierać przepisy, których ludzie rzeczywiście potrzebują. Chcemy mieć jedzenie, które zazwyczaj przygotowujemy w domu, ale np. w nieco delikatniejszej wersji, dietetycznej; żeby było dobre i mało kaloryczne. Wtedy każdy po to sięgnie. Taki pomysł jest jeszcze dość nowy. Jeżeli ktoś wydaje książkę, w której wykorzystuje wymyślne produkty albo przygotowuje potrawy bardzo tradycyjne, to taka publikacja może po prostu „nie chwycić”. W naszej książce największą nowością było „odchudzenie dań”. To się spodobało. W końcu odchudziłyśmy trochę Polski...
O.K.: W Szczypcie smaku już mniej odchudzamy, a kładziemy większy nacisk na zdrowie. Mam wrażenie, że wyszło nam to bardzo dobrze . Nie zapominamy również o smaku — on jest podstawą zawsze!
S.N.: Nie ma wątpliwości, co do tego, że gotowanie jest teraz po prostu modne: programy, książki, czasopisma i blogi kulinarne stają się coraz popularniejsze. Wy również kreujecie tę modę. Skąd bierze się to zainteresowanie gotowaniem? Jednocześnie funkcjonuje przecież stereotyp, że współczesne kobiety coraz mniej czasu spędzają w kuchni.
A.Z-Ł.: Myślę, że ruch feministyczny ciągle się rozwija i kobiety już nie spełniają się tylko i wyłącznie podczas gotowania. Część z nich wręcz całkowicie odeszła z kuchni. Są też takie, które zaczęły interesować się gotowaniem w inny sposób i traktować je jak pasję. Nie chodzi już tylko o przygotowanie posiłku dla rodziny. Obecnie mamy więcej produktów, jedzenie dostępne jest właściwie z każdej części świata, a sklepów jest zdecydowanie więcej niż dziesięć lat temu, co daje więcej możliwości.
O.K.: I co jest fantastyczne, coraz częściej gotują również mężczyźni.
A.Z-Ł.: W domu! Bo normalnie, w restauracjach, przecież gotują świetnie.
S.N.: Żadna z was nie jest profesjonalną kucharką. Jak zatem wyglądały wasze drogi do programów i książek kulinarnych?
O.K.: Oglądałam wiele programów kulinarnych w telewizji — uwielbiam to zresztą do dziś, a w domu bardzo dużo gotowała mama. Potrawy na wszystkie okazje zawsze były przygotowywanie własnoręcznie. Kiedyś wspólna znajoma zaprosiła mnie i Agatę na casting, gdzie w sekundę się zaprzyjaźniłyśmy. To jest niesamowite, bo od tamtej pory jesteśmy nierozłączne. Wiele razem przeżyłyśmy, również poza ekranem. Nasza przyjaźń trwa nadal. Jak mamy nagrywać program bardzo się na ten moment cieszymy, bo — nie będę oszukiwać — przeważnie jest strasznie dużo zabawy i śmiechu.
A.Z-Ł.: Byłyśmy zszokowane, kiedy dowiedziałyśmy się, że zostałyśmy wybrane do prowadzenia programu. Wydaje mi się, że właśnie to, że nie jesteśmy profesjonalnymi kucharkami, stało się naszym atutem. Nie trzeba być zawodowo „gotującym”, żeby robić to dobrze. Można się przecież tym wszystkim bawić. Olga lubi jeść smacznie, a ja jako dietetyczka zwracam większą uwagę na produkty, czy na pewno są zdrowe. I takie wspólne spojrzenia na gotowanie okazało się sukcesem. Nie planowałyśmy tego. Zadziałał tu czysty przypadek.
S.N.: A jak wyglądają wasze typowe dni?
O.K.: Wstaję codziennie dość wcześnie, między szóstą a szóstą trzydzieści. Przygotowuję moich synów do szkoły, potem jadę do pracy. Po pracy odwożę synów na dalsze zajęcia. I nagle jest 22. Tak wygląda mój dzień od poniedziałku do piątku (śmiech).
A.Z-Ł.: Nie odwożę jeszcze dziecka do szkoły, bo jest za małe, ale wstaję wcześnie, bo przecież dla takiego maleństwa trzeba zrobić coś sensownego. Raczej przygotowuję więcej i zamrażam resztę, na pewno nie robię tego codziennie. Wieczorem częściej gotuje dla nas mąż, ale zdarza się nam też jeść na mieście. Pojawiają się też kanapki, ale przygotowane tak, żeby nie było nudno. Mimo wszystko czasu na gotowanie zostaje naprawdę mało. Nadrabiamy te zaległości w weekend.
O.K.: To prawda. W weekend staram się jakoś urozmaicić posiłki. Zawsze mamy wymyślne śniadania. W tygodniu czasu na przygotowanie jest za mało, ale i tak staram się, żeby jedli w domu zdrowo.
S.N.: Czyli śmiało można powiedzieć, że Szczypta smaku powstała z myślą o tych, którzy — bez względu na swoje codzienne obowiązki — lubią jeść, chcą gotować z pomysłem i wcale nie muszą być profesjonalnymi kucharzami?
O.K.: Tak. Książka jest dla wszystkich tych, którzy chcą podarować ukochanym szczyptę zdrowia i... szczyptę smaku.
A.Z-Ł.: Jeżeli już zabieramy się do przyrządzenia jednego, konkretnego posiłku w ciągu dnia, zwróćmy uwagę na to, co do niego „wkładamy”. Proponujemy zawsze taki zestaw, aby był on pełnowartościowym daniem. Nawet przygotowując najprostszą kanapkę, możemy dostarczyć organizmowi wszystkiego, czego potrzebuje. To tak, jak w życiu – wszystko polega na ciągłym kombinowaniu, lawirowaniu między obowiązkami a przyjemnościami. Chcemy, żeby tą przyjemnością stało się właśnie jedzenie.
S.N.: Co waszym zdaniem jest wspanialsze – jedzenie czy gotowanie?
O.K.: Jedzenie jest wspaniałe! Gotowanie też, ale ja wolę jeść.
A.Z-Ł.: A ja chyba wolę gotować. Jeżeli ktoś specjalnie dla mnie coś przyszykuje to oczywiście zjem z radością, ale gdy sama coś robię, to samo gotowanie już jest dla mnie dużą przyjemnością. Stanie przy garach i kombinowanie bywa też trochę męczące i nieraz odechciewa mi się jeść.
S.N.: Zdarza się tak, że gotowania można po prostu nie lubić… Dlaczego? Czy uprzedzenie niektórych wynika z tego, że nie wiedzą, jak się do tego zabrać?
A.Z-Ł.: Oczywiście. Dużo jest na przykład takich, które mieszkają same. Gotowanie tylko dla siebie zawsze jest męczące – za dużo produktów, za mało pomysłów... albo po prostu znudzenie i brak chęci. Miewam też pacjentów, z którymi muszę proces gotowania omijać, bo po prostu tego nie znoszą. Nikogo przecież do tego nie namawiamy.
S.N.: A czego najbardziej nie lubicie w gotowaniu?
Razem: Krojenia cebuli!
A.Z-Ł.: Krojenia, tarcia...
O.K.: Wszystkiego, co związane jest z cebulą... mimo że kocham jej smak.
A.Z-Ł.: Zawsze spieramy się, która z nas będzie to robiła...
O.K.: Przeważnie ja wygrywam, bo Agacie krojenie wychodzi świetnie.
A.Z-Ł.: Nie lubię też obrabiać mięsa...
O.K.: Mnie z kolei nie wychodzą zbyt dobrze ciasta i desery. Bardzo bym chciała umieć je robić, ale jestem strasznie roztrzepana, a w pieczeniu trzeba sie trzymać przepisu. Niestety, w tym akurat jestem słaba. W przyszłej, wiosennej edycji programu będziemy jednak robić słodycze, które zawsze nam wychodzą.
A.Z-Ł.: A w dodatku będą to przepisy bardzo proste. Nawet dla osób, które naprawdę nie potrafią piec.
S.N.: Dla mnie na przykład zawsze najbardziej denerwujące jest zastanawianie się, jak połączyć z sobą dania, żeby wszystkie do siebie pasowały, a jednocześnie, żeby nie był to zestaw: rosół plus schabowy. Szczypta smaku jest pod tym względem bardzo praktyczna, bo podsuwacie w niej czytelnikom propozycje gotowych menu, na przykład na romantyczną kolację.
A.Z-Ł.: Rzeczywiście komponujemy bardzo różnorodne zestawy, w dodatku na każdą okazję. Dania główne, przystawki... żeby zaproszeni przez nas goście byli zawsze zadowoleni.
O.K.: Bardzo ważne jest również samo podanie. Zwracam bardzo na to uwagę.
S.N.: Trochę odcinacie się od tradycyjnego wyobrażenie o gotowaniu. W waszym Wyznaniu/Wyzwaniu, które otwiera książkę, piszecie: „Nie potrafimy też bez wysiłku wyczarować wielkich bab wielkanocnych i piec schabu ze śliwką o czwartej rano przed świętami”.
O.K.: Ja po prostu nie umiem... Chociaż babę lubię jeść.
A.Z-Ł.: Babę? Chyba nie miałabym nawet w czym jej upiec. Nie mam w domu tych wszystkich potrzebnych przyrządów, naczyń i foremek. Poza tym nie wiem, czy zniosłabym te kilogramy masła, góry mąki i cukru... W swojej kuchni, przy jakimkolwiek pieczeniu zawsze staram się je urozmaicić, dodając otręby, ciemną czekoladę...
O.K.: Teraz bym taką babę zjadła z przyjemnością.
S.N.: No właśnie... Bardzo podoba mi się wasza koncepcja „dbania o siebie poprzez jedzenie, a nie poprzez jego ograniczanie”. Powiedzcie coś więcej na ten temat.
A.Z-Ł.: Ludzie chcą być szczupli. Panuje niestety mit, że aby być szczupłym, trzeba jeść mało, a najlepiej wcale lub jak najrzadziej się da... nasza rada jest zupełnie inna. Lepiej dawkować sobie mniejsze porcje co kilka godzin, niż jednorazowo zachłannie rzucać się na długo wyczekiwany posiłek. Skutek wtedy bywa zupełnie inny od zamierzonego.
O.K.: Kiedyś mój rozmiar był o wiele większy od obecnego... Nie ukrywam, że bardzo lubiłam i nadal lubię podjadać. Ale dzięki fantastycznym radom Agaty nauczyłam się jeść świadomie i wszystko jest w najlepszym porządku — no może jeszcze z 5 kg w dół i będzie bardzo wporządku!
S.N.: A co najbardziej lubicie jeść?
Razem: Wszystko!
O.K.: Nie ma rzeczy, której programowo „nie lubię”. Kiedyś miałam lekceważący stosunek do zup, ale teraz je uwielbiam. Nie przepadam jednak za mącznymi rzeczami, takimi jak makarony, kluski, pierogi... Zawsze wszystkiego próbowałam i tak jest zresztą do dziś. Jak słyszę mojego młodszego syna, który nie próbuje, a mówi „nie lubię” to szlag mnie trafia. Najpierw spróbuj a potem decyduj, czy lubisz czy nie.