Trwa ładowanie...

Pszczelarz-templariusz zdradza sekrety pasieki. I dobrego polskiego miodu

Z marynarza stał się pszczelarzem i pokochał ten fach miłością ogromną. Piotr Żurawicz swoje słodkie wyroby sygnuje nazwiskiem, bo wie, że zaufali mu klienci. Nam zdradza, co pszczoły robią zimą, jak świętują templariusze i o co chodzi z chińskim miodem.

Pszczelarz-templariusz zdradza sekrety pasieki. I dobrego polskiego mioduŹródło: fot. Małgorzata Kijowska
d3vq4ea
d3vq4ea

Małgorzata Kijowska: Jak to się stało, że zaczął pan prowadzić pasiekę?
Piotr Żurawicz: To się stało chyba z ciekawości. W rodzinie jestem pierwszy i chyba ostatni. Syn ma uczulenie i zajmuje się czymś zupełnie innym. Córka też nie chce. Z zawodu jestem marynarzem, ale zachorowałem i trzeba było porzucić ten zawód. Potem pracowałem trochę na budowach i właśnie podczas jednego z wyjazdów poznałem pewnego starszego człowieka, który miał pszczoły. To mnie na tyle zainteresowało, że jak moi koledzy chodzili na piwo, to ja szedłem do niego pomagać. Wtedy próbowałem miodów, nalewek, miodów pitnych. Z ciekawości sam kupiłem kilka uli. Kiedy przeszedłem na rentę, to postanowiłem założyć pasiekę. Był czas, kiedy miałem ponad 100 uli, teraz jest 50. Pomaga mi moja Halinka, ale to głównie przy miodzie. Przy ulach robie wszystko sam. To wymaga już wiedzy i przede wszystkim cierpliwości.

Skąd czerpie pan wiedzę, bo przecież wspomniał pan, że jest pierwszym pszczelarzem w rodzinie?
Wiedza głównie z doświadczenia. Mam już tytuł mistrza, wykwalifikowanego pszczelarza. Mogę już uczyć innych. Zajmuję się tym już 30 lat, ale jeszcze nie wiem wszystkiego. I chyba nie będę wiedział.

W tym momencie rozlega się pukanie do drzwi. Jakby na zawołanie przychodzi pan, który zamówił u pana Piotra miód. 20 słoiczków już czeka.

Gdzie sprzedaje pan swoje miody?
Jak pani widzi, tak wygląda u mnie sprzedaż miodu. Jak się ma wyrobioną markę, to nie ma problemu ze sprzedażą. Nie sprzedaję jednak do marketów, wolę kontakt z człowiekiem. Zawsze można porozmawiać. Poza tym nie produkujemy tak dużo, aby móc zaopatrywać duże sklepy. Nie jestem też w stanie cenowo pobić miodu z Chin. Tam miód można kupić za około 80 centów amerykańskich za kilogram. Raz czy dwa razy w roku do Polski przypływają dwa statki stamtąd. Każdy mniej więcej 15 tys. ton. Kilogram miodu można od nich kupić za 5 zł, ale trzeba wziąć tira. Można potem sprzedać taki miód po 10 zł za kilogram. To i tak jest biznes, prawda?

Zobacz wideo: 5 najzdrowszych rodzajów miodu

I pewnie stąd te nieraz szokująco niskie ceny miodu w marketach?
A czy zauważyła pani, co jest napisane na słoikach? Pochodzenie miodu: z krajów Unii Europejskiej lub spoza Unii. Miód ze statku pochodzi spoza Unii, ale do niego domieszają trochę naszego miodu. Wtedy jest już z Unii i ludzie chętniej go kupią, bo myślą, że to nasz. Za tym idzie wyższa cena. Ja swoje miody firmuję własnym nazwiskiem i każdy może do mnie przyjechać, zobaczyć pasiekę i jak wszystko jest przygotowywane do sprzedaży. U nas, w Chwarszczanach, często są imprezy historyczne, podczas których można spróbować między innymi podpłomyków, które sami pieczemy. Mąkę sami robimy w żarnach tysiącletnich. Przygotowujemy ciasto, dzieci mogą same lepić, a potem pieczemy. Tam też można spróbować naszych miodów.

fot. Małgorzata Kijowska
Źródło: fot. Małgorzata Kijowska

Często bierze pan udział w takich imprezach?
Kiedyś częściej. Był czas, że w ciągu roku tylko na takie imprezy przejechaliśmy ponad 2 tys. km. Byłem nawet pod Grunwaldem. Teraz jednak już mi się nie chce. Spać pod namiotem to już nie na moje lata. Mamy historyczny namiot, mamy wszystkie rzeczy, które są potrzebne. Te imprezy to przede wszystkim po to, aby podźwignąć naszą kaplicę (templariuszy – przyp. red.) Co z tego, że została wpisana na listę 100 najważniejszych zabytków, skoro nie idą za tym żadne sensowne pieniądze? Niebawem ma zostać wpisana na listę dziedzictwa przez prezydenta. Może wtedy nie trzeba będzie żebrać o pieniądze na remont. To przecież studnia bez dna, a lokalna społeczność nie jest w stanie samodzielnie zdobywać takich środków. Na imprezy chętnie przyjeżdżają lokalni politycy, ale jakoś jak przychodzi do podziału funduszy, to o nas się już nie pamięta.

d3vq4ea

Jak to się stało, że zaczął pan się interesować templariuszami?
To już chyba kilkanaście lat albo i więcej. Zaczęło się od wykopalisk historycznych, które cały czas trwają. Jest nas tutaj kilka osób, takich pasjonatów jak ja.

Jesteśmy na terenach, gdzie przebywali Templariusze?
Tak. Tutaj była komandoria, czyli stolica. Na Polskę, Czechy i część Niemiec. Kaplica zachowała się do dzisiaj i to w jednym kawałku, a ma już ponad 800 lat. Zresztą w Chwarszczanach byli nie tylko Templariusze, ale także Joannici i Krzyżacy. Oni akurat byli krótko, ale jednak byli.

Co zachowało się po Templariuszach?
Niestety tylko kaplica. Są jakieś resztki fundamentów po domu zakonnym, ale na tym został postawiony inny budynek. Pozostały jakieś resztki fundamentów tylko. Kaplica stoi tak, jak stała. Niedawno był robiony dach, odrestaurowano freski, pochodzące chyba z XV wieku. Została podłoga. Trzeba przyjechać i zobaczyć. Często organizujemy imprezy. Jakiś czas temu dziewczynę pasowaliśmy na rycerza.

Czy młodzi ludzie interesują się historią?
Oj tak! Jak my robimy imprezę, to przyjeżdża naprawdę dużo młodzieży. Oni na co dzień zajmują się komputerami, żyją nowocześnie. Ale u nas śpią w sianie, przebierają się w historyczne stroje i bawią się razem z nami. Przy czym naprawdę dużo wiedzą na temat i Templariuszy, i ogólnie historii. Gotujemy w takim wielkim kotle kapustę z mięsem, z dziczyzną. To wszystko znika w godzinę. W tej maselnicy robimy masło na naszych imprezach.

fot. Małgorzata Kijowska
Źródło: fot. Małgorzata Kijowska

Jakie rodzaje miodu ma pan w tej chwili?
Teraz najwięcej mam miodu akacjowego, gryczanego, nawłociowego, rzepakowego z pyłkiem pszczelim, spadziowego liściastego. Spadziowy może być z różnych drzew. Pyłek pszczeli ma taką otulinę, której my nie trawimy i wydalamy w całości. Musi więc być zmielony. Natomiast enzymy zawarte w miodzie są w stanie rozpuścić tę otulinę, więc nie trzeba go mielić przed dodaniem do miodu.

d3vq4ea

Co można zrobić z miodu?
Co pani zechce. Ważne, żeby miodu nie zepsuć. Ludzie najczęściej chcą miód płynny. Ja to odradzam, ale jak chcą, to robię.

Dlaczego odradza pan miód płynny?
Miód trzeba podgrzać, żeby zmienił postać. A wiadomo, że każde podgrzewanie źle działa na dobroczynne właściwości miodu. U mnie miód stoi w cieplarce, w temperaturze ulowej. Niektórzy podgrzewają miód w mikrofalówkach na przykład. On słodki jest nadal, ale wartości raczej niewiele.

fot. Małgorzata Kijowska
Źródło: fot. Małgorzata Kijowska

Podobno każdy prawdziwy miód musi się skrystalizować?
Mam klientów, którzy chcą właśnie skrystalizowany miód, bo wtedy wiedzą, że jest prawdziwy i nie jest podgrzewany. Miód z dodatkiem cukru nie skrystalizuje się. Wyjątkiem jest miód akacjowy, który bardzo rzadko ulega krystalizacji.

d3vq4ea

Czym karmi się pszczoły? Cukrem?
Teraz już rzadko. Cukier już się nie nadaje.

Jak to?
Kiedyś cukier wybielano wapnem, teraz formaliną. Takie wapno nikomu nie szkodzi, a formalina… Wie pani, co się w niej przechowuje, prawda? Dodatkowo dodaje się do niego sól, która szkodzi pszczołom. Człowiekowi te dodatki jakoś specjalnie nie zaszkodzą. Pszczołom niestety tak, bo już przy niewielkich domieszkach soli pszczoły przestają się rozmnażać. Niektóre cukrownie sprzedają jednak cukier specjalnie dla pszczelarzy, ale większość z nas rezygnuje z cukru. Pszczoły karmi się specjalną karmą zrobioną ze zboża.

Na czym polega praca przy ulu? Jak należy o niego dbać?
Teraz już tak jest, że pszczoły bez człowieka nie przeżyją. Kiedyś gdzieś w dziupli sobie żyły i było dobrze. Teraz bez leków nie da rady. Jednym z zagrożeń jest kleszcz, który roznosi choroby bakteryjne i wirusowe, co niszczy pszczoły. Jak zabraknie pszczelarzy, to nie będzie pszczół. Naukowcy wyliczyli, że bez pszczół ludzkość jest w stanie przeżyć maksymalnie 4 lata, a teraz pszczelarzy coraz mniej jest. Może dlatego, że to ciężka praca, a młodzi wolą zajmować się czymś lżejszym?

d3vq4ea

Co się dzieje w ulach zimą? Jak wygląda życie pszczół po sezonie?
Na koniec lata trzeba pszczoły nakarmić i podać lekarstwo na warrozę, chorobę, która jest teraz najgroźniejsza dla pszczół. Pszczoły muszą mieć sucho, więc o to należy zadbać. Mrozu się nie boją, tylko wilgoci. Trzeba także ochronić pasiekę przed myszami i ryjówkami. Pszczoły w ulu siedzą w kłębie, w środku jest matka, która grzeją. Te, które są w środku, wymieniają się z tymi, które są z brzegu. I byle do wiosny. Koniec lutego – początek marca ul budzi się do życia. W zależności, jaka jest pogoda, bo pszczoły to czują. Matka zaczyna składać jaja. Na początek niewiele, z czasem coraz więcej. I zaczynają normalnie żyć. Na wiosnę pierwsze pyłki są z leszczyny. Bez pyłku nie ma życia. Na samym miodzie czy cukrze mogą żyć, ale to białko zawarte w pyłkach potrzebne jest do rozwoju.

Miód jest pana pasją? Pan tym żyje?
Staram się, a jak ludzie się przekonają, to wracają. Duża w tym zasługa pszczół i okolicy. Ludzie w piecach palą drewnem, jest czysto, nie ma przemysłu. Dookoła lasy i pola. Przyroda odpłaca się nam zdrowymi pszczołami i dobrym miodem.

d3vq4ea
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3vq4ea
Więcej tematów