Byliśmy na Agrobazarze na Służewcu. "Czesław mam mąkę orkiszową"
Tor Wyścigów Konnych Służewiec od lat przyciąga warszawiaków, a nawet ludzi z całej Polski. To tutaj w 1997 r. szaleliśmy na pierwszym koncercie U2 w Polsce. Tu odbywa się Orange Warsaw Festival i bazar motocyklowy. A teraz czas na Weekendowy Agrobazar Rodzinny.
Na Agrobazar łatwo trafić. Po pierwsze – prowadzi mnie zapach grochówki z kuchni polowej, a po drugie – zespół Akcent i piosenka "Pszczółka Maja".
Wchodząc, od razu zauważam pana w zabawnej koszulce z nadrukiem kozy. Okazuje się, że to Wawrzyniec Maziejuk. Tak, z tej rodziny od serów, ale nie tylko. To wiceprezes Stowarzyszenia Polska Ekologia, które zrzesza ok. 150 członków i to m.in. on stoi za tym całym "zamieszaniem".
Cała Polska pod jednym namiotem. "My jesteśmy rodziną"
Pan Wawrzyniec, zanim przyjechał na Służewiec, zrobił rundkę po warszawskich sklepach ekologicznych. – Byłem w siedmiu i jest w nich pełno ludzi. Pełno! Czegoś takiego nie widziałem – opowiada zdumiony. – Koronawirus zmienił myślenie Polaków. Powiedzenie: rzucę wszystko i wyjadę w Bieszczady, zaczyna się spełniać. Zaczynają mądrze wybierać i kupować – w trosce o swoje zdrowie – dodaje.
Celem Agrobazaru jest uświadomienie osób oraz niedowiarków, że jesteśmy tym, co jemy. – Możemy wybierać lepszej jakości żywność, która wpłynie pozytywnie na dalsze nasze życie. W starszym wieku nie będziemy musieli odwiedzać aptek – wyjaśnia.
"Archeolog piekarnictwa"
Potwierdzić to może 75-letni Czesław Meus, który od 60 lat piecze chleb. To do niego należy największe stoisko pod namiotem. Nic dziwnego. Jako pierwszy w Polsce wypiekał chleby z pełnego przemiału ziarna, które znane były pod marką Makrowit. Miało to miejsce… w 1987 roku, gdy ludzie o ekożywności mogli tylko pomarzyć.
– Chciałem, tworzyć produkty inne niż wytwarzali wówczas piekarze. Taka zdrowa konkurencja. Dlaczego? Bo żywność ma służyć naszemu zdrowiu. W 1983 roku poznałem prof. Juliana Aleksandrowicza, który zaszczepił we mnie bakcyla żywności najlepszej jakości. Wtedy o produktach ekologicznych w Polsce się nie mówiło jeszcze – wspomina.
– "Niech pan wymyśli taki chleb, który będzie na zdrowie" – przytacza pan Czesław słowa profesora.
– No i wtedy zacząłem się zastanawiać, jak to zrobić. Wymyśliłem taki system i go opatentowałem. Wybierałem zboże, które ma pełną wartość odżywczą. U siebie w piekarni miałem młyn tyrolski. Mieliłem całe ziarna na mąkę i z tego zacząłem wyrabiać makrobiotyczny chleb – opowiada.
– Mój przyjaciel Mieciu Babalski, najstarszy rolnik ekologiczny, w 1994 roku zadzwonił i powiedział: "Czesław mam mąkę orkiszową, ale ludzie nie wiedzą, co z niej zrobić. Weź i spróbuj coś z niej ulepić" No i zacząłem z niej robić ciastka i chleby. Początkowo ludzie patrzyli z lekkim niedowierzaniem – co to jest. No, ale jak pani widzi, teraz wszyscy wiedzą, co to jest orkisz – stwierdza.
Pionier pełnoziarnistego pieczywa obecnie jest już na emeryturze. Na stoisku żwawo wyrabia każdy bochenek. Co jakiś czas uderza ciasto i daje chlebom "odpocząć". Dookoła zaczynają się gromadzić ludzie. Każdy chce uczestniczyć w tym spektaklu. – Wie pani, do wypieczenia chleba trzeba serce dać. To co robię, robię z pasją – mówi, a jego prawy kącik ust unosi się.
Na Agrobazarze bochenek chleba (bez dodatków) kosztuje 8-10 zł. Natomiast gdy pan Czesław dorzuci jeszcze ziarna słonecznika, cena wzrasta. Można też kupić ekologiczny zakwas.
Gdy pan Czesław musi skropić chleby i dać im "odpocząć", podążam do stoiska z serami.
400 kóz i sery
Rodzinne Gospodarstwo Ekologiczne "Figa" w społeczności lokalnej zdobyło już sławę. Teraz postanowili otworzyć się na całą Polskę. – Chcemy, aby ludzie spróbowali naszego życia i smaków – oznajmia pani Maziejuk. Dlatego rozstawili się na Agrobazarze.
To podkarpacki biznes. Zajmują się tym pokoleniowo. Cała rodzina Maziejuk od ponad 20 lat zaangażowana jest w działalność – hodowlę zwierząt i produkcję serów. Mają ok. 400 kóz.
– Kiedyś nasi dziadkowie sceptycznie jeszcze podchodzili do serów kozich. Natomiast teraz z pokolenia na pokolenie ludzie faktycznie zauważają, że zdrowe jedzenie jest bardzo ważne, a kozie produkty zyskują na popularności – tłumaczy pani Maziejuk.
Podstawowy ser kosztuje 60-70 złotych za kilogram. Cena zależy od dodatków oraz stopnia dojrzewania. Dziś można kupić ser z cząbrem, z pieprzem, z kozieradką, z papryką i chilli. I mój faworyt – z czarnuszką.
Pani Maziejuk ma nadzieję, że coraz więcej osób zapozna się z ich produktami. – Tłumów jeszcze nie ma, ale na tle wczorajszego dnia zaczyna przybywać osób. Myślę, że z tygodnia na tydzień będzie coraz lepiej. Planujemy być tutaj przez całe lato – oświadcza.
Szot soku z rokietnika
Przechadzając się pomiędzy stoiskami widzimy - jaja, mleko, sery, wędliny, soki, owoce i warzywa. Można dostać zdrowego zawrotu głowy. Wychodzę na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Mijam klientkę z torbami wypełnionymi po brzegi. – Gdy usłyszałam o tym wydarzeniu wiedziałam, że muszę tu być. Pandemia dała mi do myślenia. Teraz żyję zdrowo. Stawiam na jakość. I nie tylko pod względem jedzeniowym. Jak kupuję ubrania również patrzę na skład i informację, gdzie zostały wyprodukowane. Chcę być świadomym konsumentem – mówi.
Na ławce znajdującej się obok namiotu widzę rodzinę z dzieckiem, która pałaszuje ekologiczne ciastka. – Chcemy, aby Zosia od dziecka nauczyła się zdrowych nawyków żywieniowych. Na co dzień staram się robić zakupy w ekologicznych sklepach. Po urodzeniu córki przeszłam na weganizm. Mąż również stara się ograniczać mięso. Zosi natomiast staramy się podawać tylko zdrowe produkty. Obecnie jest duży wybór na rynku. Naprawdę, jak się dobrze poszuka, to wcale te ekologiczne nie są droższe – mówi mama Zosi. – Przyjechaliśmy więc tu, by zrobić zakupy na cały tydzień – dodaje.
Zaczyna padać. Pan Maziejuk mówi, abyśmy wrócili do namiotu. – Każdy z nas ma inny pomysł na biznes. Przede wszystkim ze względu na wielkość. Tutaj widzimy panią od jajek pana Bednarka. Oni mają dużą fermę, więc i ofertę ekologicznych jajek mają szeroką. Włącznie z tym, że mają podpisaną umowę z małymi sieciami handlowymi. Są też mniejsi producenci. Ten pan w kapeluszu ma mąki i sprzedaje w małych lokalnych sklepach ekologicznych albo bezpośrednio. Dalej jest pan z pieczywem i serami spod Raciborza. Spod Lublina są z kolei świetne soki. Bardzo pomysłowe. Całe dobrodziejstwo Polski pod jednym namiotem – opisuje.
– My jesteśmy jak jedna wielka rodzina – podkreśla.
Przy okazji poznaję pana Piotra, który proponuje szot soku z rokitnika. Prawdziwa dawka witaminy C. Ciekawym połączeniem jest również aronia i len. Ponoć to zbawienie dla naszego układu pokarmowego. Pan Piotr opowiada o sokach z pełną pasją. Dowiaduję się m.in. że stawiają na antocyjany zawarte w owocach, które chronią organizm ludzki przed wieloma groźnymi chorobami. Wawrzyniec Maziejuk założył jakiś czas temu kooperatywę z panem Piotrem, aby zrobić sok aroniowy z serwatką kozią. Fakt. Nie brzmi to najlepiej, ale w smaku jest naprawdę dobry. I przede wszystkim zdrowy! Nie mogłam się oprzeć i kupiłam jedną buteleczkę do domu (0,3 litra – 7 złotych).
Weekendowy Agrobazar Rodzinny na Torze Wyścigów Konnych wystartował 19 czerwca. Producenci będą się rozstawiać do 16 października. – Co weekend warszawski Służewiec zamieniamy w miasteczko dobrej żywności. Chcemy, aby ludzie przyjeżdżali rodzinami, rowerami i spędzali z nami czas – jedli w kuchni polowej dobre jedzenie, zapoznali się z ekologicznymi produktami. Dzisiaj jest 18 stanowisk. Docelowo chcemy, aby było 30. – kwituje Maziejuk. I oby tak się stało…
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl