Jaka Wigilia, taki cały rok
Aby uszanować niewidzialnych gości, którzy zawitali do domu, nie było wolno w tym dniu tkać, rąbać drew, prząść, zamiatać, ani nawet siadać nie zdmuchnąwszy przedtem miejsca. W tym dniu także zakazane były niesnaski i kłótnie oraz płacz, smutki, pożyczanie czegokolwiek. Uważano bowiem, że "jaka Wigilia taki cały rok".
Nasi przodkowie, Słowianie, cztery razy w roku obchodzili święta zmarłych, następowały one zawsze w czasie przesileń i równonocy, przy czym najważniejsze były święta przypadające w zimie, w dniu naszej Wigilii.
Spożywano wówczas w gronie rodziny uroczysty posiłek, swoistą stypę zaduszną. Jeszcze nie tak dawno, o czym świadczą zapisy etnografów, na wsiach wierzono, że w dzień Wigilii na ziemię wracają dusze zmarłych i jako wędrowcy lub zwierzęta odwiedzają swoje domy.
Aby uszanować niewidzialnych gości, którzy zawitali do domu, nie było wolno w tym dniu tkać, rąbać drew, prząść, zamiatać, ani nawet siadać nie zdmuchnąwszy przedtem miejsca. W tym dniu także zakazane były niesnaski i kłótnie oraz płacz, smutki, pożyczanie czegokolwiek. Uważano bowiem, że „jaka Wigilia taki cały rok".
Z nastaniem chrześcijaństwa zaczęto w naszym kraju słowiańską stypę traktować jak przypomnienie starożytnej agapy - uczty pierwszych Chrześcijan, zaś zwyczaj dzielenia się opłatkiem był pamiątką po eulogii - obdarowaniu się przez pierwszych Chrześcijan chlebem nieofiarnym. W czasie wieczerzy wigilijnej spożywano zawsze postne potrawy, dlatego też samą wieczerzę nazywano czasami postnikiem lub pośnikiem. Dopiero później przyjęła się nazwa "wigilia", pochodząca od łacińskiego "vigiliare" - czuwać.
Z jednej, wspólnej misy
Wieczerza wigilijna zawsze rozpoczynała się od modlitwy. Przez całe stulecia niewiele odbiegała od zwykłych posiłków (szczególnie na wsi i wśród uboższych mieszczan). Po modlitwie następowało dzielenie się opłatkiem i składanie życzeń pomyślności i zdrowia. W ten sposób rozpoczynała się wieczerza, którą trzeba było spożywać w skupieniu i ciszy, w uroczystym, podniosłym nastroju.
Na wsi wieczerzę spożywano z jednej, wspólnej misy, którą stawiano ją na opłatku. Jeśli przykleił się on do spodu misy, można było spodziewać się urodzaju. Spożywano potrawy proste - ryby słodkowodne, kaszę gryczaną, (ziemniaki pojawiły się na terenach Polski dopiero w XVI w., zaś potrawą powszechnie spożywaną stały się dopiero w XVIII w.) potrawy z fasoli, gotowaną suszoną rzepę, kaszę doprawianą suszonymi śliwkami, zaś do omasty wolno było używać tylko tłuszczów roślinnych.
Najstarsze wigilijne potrawy
Najstarszą do dziś spożywaną śląską potrawą wigilijną jest siemniotka, zwana też siemieniotką - czyli zupa przygotowana z konopii, mleka, mąki, cebuli z dodatkiem soli i cukru. Na Śląsku znanych jest kilka wersji tej pracochłonnej zupy o niepowtarzalnym smaku. Oto jedna z nich: ugotować konopie w garnku tak, żeby popękały, wodę odlać do innego garnka, konopie zaś utłuc na miazgę, dolać do miazgi trochę wrzątku, wymieszać, jeszcze raz odlać wodę i ponownie utłuc konopie tak, aby zostały same niski. Do wywaru z konopii dodać 2-3 cebule i trochę soli, zagotować, zagęścić zawiesiną z mąki i wody, dodać mleko i cukier do smaku. Zupę podaje się z kaszą jaglaną, ugotowaną na gęsto.
W niektórych miejscowościach naszego regionu spożywano także inne zupy - grochową z rozgotowanego grochu i jarzyn bez tłuszczu, zupę fasolową, grzybową lub kwaśnicę z grzybami. Po zupie spożywano danie rybne - początkowo były to tylko ryby słodkowodne, dopiero w XIX w. pojawiły się na wigilijnych śląskich stołach śledzie. Ryby mogły być smażone na maśle lub gotowane.
Najprostsza potrawa z karpia to karp na maśle. Podzielonego na dzwonki karpia należy posypać solą i pieprzem, obłożyć pokrojoną na plastry cebulą i odstawić na 3-4 godziny w chłodne miejsce. Następnie zdjąć nadmiar cebuli, oprószyć karpia mąką i smażyć na roztopionym maśle na złoty kolor uważając, aby masło się nie przypaliło. Do ryb podawano kapustę z grzybami, pieczywo, które później zastąpiły ziemniaki, lub kaszę ugotowaną na gęsto.
Kapustę kiszoną należało zagotować, dodając w trakcie gotowania suszone grzyby (najlepiej prawdziwki, choć w ostateczności mogą być nawet pieczarki uprzednio zrumienione na maśle). Całość należy ugotować do miękkości, dodać odrobinę cebuli zrumienionej na maśle i poddusić cały czas mieszając, do smaku dodać sól, pieprz i cukier.
W śląskim domu nie mogło też zabraknąć na stole wigilijnym tradycyjnej moczki, słodkiej potrawy z gotowanych warzyw z pasternakiem, rodzynkami, suszonymi śliwkami, rozmoczonym piernikiem. Moczka występuje na Śląsku w wielu różnych odmianach, można powiedzieć, że w różnych domach podawano różne wersje tej potrawy. Najbardziej popularna Moczka przygotowywana była z ugotowanych, startych jarzyn (marchwi, pietruszki, pasternaku), do których dodawano rodzynki, obrane i pokrojone migdały, cukier i rozdrobniony, rozmoczony piernik. Na koniec do moczki trzeba dodać masło i dowolnie figi, orzechy włoskie łuskane, suszone śliwki, morele bądź gruszki, a nawet wywar z głów karpia czy piwo karmelowe - wszystko zależy od upodobań smakowych i tradycji rodzinnych.
Wigilijne słodkości
Swoistym deserem wieczerzy wigilijnej są do dziś makówki, które podobnie jak siemniotka i moczka znane są w wielu wersjach, z których jedna jest smaczniejsza od drugiej. Aby zrobić najprostsze makówki należy sparzony mak przepuścić przez maszynkę, wsypać do zagotowanej z cukrem wody (zamiast wody może być mleko z masłem, cukrem lub miodem i cukrem waniliowym), dodać rodzynki, sparzone, pokrojone migdały (można też dodać drobno pokrojone figi, orzechy włoskie i wiórki kokosowe). Bułki należy pokroić na plastry (lub kosteczkę) układać plastrami i zalewać dokładnie wymieszaną zalewą makową. Podawać ostudzone.
Na stole wigilijnym nie mogło też brakować kompotu z suszonych owoców - śliwek, jabłek, gruszek, rodzynków i suszonych fig, a także suszonych moreli i suszonych jagód. Na Śląsku jadano też kaszę jaglaną na słodko z cynamonem, cukrem i masłem oraz jabłka pieczone na maśle z konfiturami. Ciekawą potrawą, dzisiaj już niespotykaną, był garus, czyli gotowane ziemniaki zalane gęstym sosem zrobionym z suszonych owoców, rodzynek z dodatkiem cynamonu, cukru i zagęszczonym utartym piernikiem.
Opłatek
W zaraniu chrześcijaństwa istniał zwyczaj wzajemnego obdarowywania się przez wiernych chlebem. Zwyczaj ten nabrał w Polsce wyjątkowego charakteru i stał się jednym z symboli prawdziwie polskich świąt. Najstarsze zachowane formy do opłatków pochodzą z XVII w. Dzięki ich twórcom możemy zobaczyć jak kiedyś wyglądały kościoły, zamki, a nawet całe miasta.
Opłatki od wieków wytwarzano z bardzo rzadkiego ciasta pszennego, które wylewano w misternie zdobione formy i pieczono. Czasami opłatki barwiono. Takimi kolorowymi opłatkami przełamywał się ze swymi bliskimi mały Fryderyk Chopin, pisze o tym zresztą w jednym ze swoich listów. „W czasie wieczerzy pierwszy brał do rąk opłatek ojciec, a następnie pozostali członkowie rodziny przełamywali się opłatkiem składając sobie nawzajem najlepsze życzenia."
Tradycja wypieku opłatków jest tak stara, jak zwyczaj dzielenia się nim podczas wieczerzy wigilijnej. Dawniej ich produkcją zajmowały się mniszki. One też pilnie strzegły receptury przygotowywania ciasta, aby przypadkiem nie dostała się w niepowołane ręce. Z czasem produkcję „bielusieńkiego chleba" przejęły świeckie piekarnie. To one właśnie wprowadziły zwyczaj jego zdobienia. Opłatki pakowano po kilka sztuk, owijano w papier zadrukowany motywami bożonarodzeniowymi, święcono i rozdawano co łaska już w pierwszą niedzielę Adwentu. Nie dla wszystkich wystarczyło. Kto spóźnił się do kościoła musiał potem długo naprzykrzać się organiście, by ten raczył uszczknąć coś z parafialnych zapasów. Dziś w wigilijny opłatek możemy zaopatrzyć się w sklepach z dewocjonaliami.
Uliczni akwizytorzy i domokrążcy zachęcają do kupowania opłatków wykonanych według najlepszych zachodnich wzorów z super doskonałej mąki i ponoć cudownej, święconej wody. „Ja tam nie wierzę w cuda. Moje opłatki produkowane są z polskiej mąki, na polskich maszynach i wyciskane są na nich polskie wzory" - mówi pan Włodzimiarz Stodółkiewicz, właściciel firmy specjalizującej się w wypieku opłatków i komunikantów. Ludzie kochają śnieżnobiałe opłatki z oryginalnym wzorem, mocno odciśniętym w formie. No i smak też jest ważny. Niepowtarzalny, słodowy. Można go osiągnąć jedynie poprzez stosowanie do produkcji odpowiednich gatunków mąki. Proporcje wody też są istotne. - Pamiętam - wspomina Stodółkiewicz - jak parę lat temu, w samą Wigilię ktoś zapukał do drzwi, pytając czy przypadkowo nie została nam jakaś mała paczka. Ot, spóźniony gość, może wracał z dalekiej podróży i nie zdążył kupić? Bo przecież opłatek to taki nasz polski zwyczaj.
Kolędy
Kolędy pojawiły się już w średniowieczu. Według tradycji autorem pierwszej kolędy był św. Franciszek z Asyżu. Jednak za kolędową kolebkę uważa się Włochy. Stamtąd przywędrowały one poprzez Zachodnią Europę do Polski. A było to w XIV wieku. Prawdziwy rozkwit kolędy przeżyły w XVII i XVIII w. wówczas to pisali je najwięksi poeci i najznakomitsi kompozytorzy. Do dziś śpiewamy przepiękną kolędę "W żłobie leży", której autorem jest kaznodzieja Piotr Skarga. Za melodię posłużył mu polonez koronacyjny króla Władysława IV. Inna popularna kolęda "Bóg się rodzi" została napisana przez Franciszka Karpińskiego. Z XVII w. pochodzą bardzo znane kolędy "Anioł pasterzom mówił", "Przybieżeli do Betlejem pasterze" i "A wczora z wieczora". Natomiast kolędę "Mizerna, cicha" napisał Teofil Lenartowicz i zawarł ją w utworze "Szopka" z 1843r. Niektóre miały ludowy rodowód, najbardziej znana jest niewątpliwie "Oj, Maluśki, Maluśki" śpiewana w Beskidach i na Sądecczyźnie. Trudno sobie wyobrazić wieczór wigilijny bez kolęd
śpiewanych przez całą rodzinę. Sama zaś nazwa "kolęda" pochodzi od łacińskiej nazwy pierwszego dnia każdego miesiąca "celendae". Ponieważ w średniowieczu Nowy Rok rozpoczynał się 25.XII. przeniesiono łacińskie określenie tego dnia na prezenty, jakimi tradycyjnie obdarowywano się w zamian za życzenia i świąteczne pieśni.