Fast food kusi coraz bardziej
Wydawałoby się, że w dobie kryzysu gospodarczego nie znajdzie się nikt, kto nie narzekałby na brak pieniędzy. Tymczasem są tacy, którzy zacierają ręce i zbijają interes na tym niekorzystnym dla innych okresie. Właściciele budek oraz restauracji z fast-foodem odnotowują wzrost sprzedaży i zainteresowania wśród klientów.
Wydawałoby się, że w dobie kryzysu gospodarczego nie znajdzie się nikt, kto nie narzekałby na brak pieniędzy. Tymczasem są tacy, którzy zacierają ręce i zbijają interes na tym niekorzystnym dla innych okresie. Właściciele budek oraz restauracji z fast-foodem odnotowują wzrost sprzedaży i zainteresowania wśród klientów.
Szybko, tanio i pod nos!
Okazuje się, że oszczędzając na jedzeniu, częściej udajemy się do miejsc z tanimi i szybko serwowanymi potrawami. Hamburger, hot-dog czy zapiekanka mają nam zastąpić podstawowy posiłek, w wyniku czego tak szybko, jak nam przybywa kilogramów, tak restauracjom typu fast-food pieniędzy...
- Faktycznie, odkąd rozniosła się wieść o kryzysie, mam pełne ręce roboty - mówi Pani Ela sprzedająca m.in. kurczaki z rożna w jedej z gdańskich budek. - Ludzie przychodzą w porze obiadowej, więc wnioskuję, że pewnie to, co kupią u mnie, zastępuje im obiad. Nie powiem, że mnie to martwi. Wręcz przeciwnie - dodaje.
Sprzedawczyni w fast-foodzie na Świętojańskiej w Gdyni potwierdza, że ludzi jest ostatnio więcej - ale czy przez kryzys? Tu nie chce się wypowiadać. Natomiast sprzedawcy w dużych sieciach typu McDonald's mówią otwarcie - to najlepszy rok w historii polskiej spółki zarówno pod względem sprzedaży, jak i liczby klientów.
Jakby nie było, fakty są takie, że hamburgera kupimy już za trzy złote, a olbrzymią zapiekankę za pięć. Nie czekamy długo na realizację zamówienia, a czas jest dla nas bardzo istotny. Przygotowanie obiadu zajęłoby nam około godziny, a na produkty wydalibyśmy co najmniej 3 razy tyle, ile kosztuje jeden hamburger. Przepracowani i zestresowani nie mamy czasu, ochoty ani pieniędzy, by spędzać czas w kuchni. Dlatego wybieramy miejsce, gdzie zostaniemy szybko obsłużeni i nie wydamy dużej ilości pieniędzy. Na tym między innymi polega fenomen restauracji typu fast-food, gdzie jedzenie robione masowo nie jest drogie, ale nie należy do zdrowych. O jakości świadczy niska cena.
Wabienie nowego klienta...
Dzisiaj nawet zagorzali zwolennicytradycyjnej kuchni udają się częściej niż dwa razy w tygodniu do budki z hamburgerami. Który człowiek, wracając z zakupów, nie pożałuje tego, co kupił, gdy zobaczy wielki plakat z napisem "danie obiadowe za 10 zł"? Zwabiony ceną, na czas jedzenia może zapomnieć o dyskomforcie jedzenia na stojąco i na plastikowym talerzu. Potencjalny klient kolejnego dnia udaje się już na obiad do sieci restauracji z fast-foodem. Po analizie i kalkulacji swoich wydatków, dochodzi bowiem do wniosku, że traci czas i pieniądze na tradycyjnym gotowaniu. A dodatkowe godziny w kuchni mógłby poświęcić przecież na pracę i dodatkowy zarobek... Z racji wzrostu zainteresowania fast-foody są coraz tańsze, a chętnych nadal przybywa.
Istnieją także klienci, dla których codzienny posiłek poza domem jest praktykowany od bardzo dawna. Jednakże po odczuciu spadku gospodarczej formy, zmienili oni dotychczasowe miejsca pobytu. Z restauracji, w których obiady serwowane były w granicach kilkudziesięciu złotych, przenieśli się do miejsc, w których ich budżet nie przekracza kilkunastu złotych za danie. Jakość jedzenia jest zdecydowanie inna, ale w miarę upływu czasu można przyzwyczaić się do wszelkich zmian.