Tych E nie trzeba się obawiać
Po czym poznać dobry produkt spożywczy? Jednym ze wskaźników jest krótka lista składników, a na niej jak najmniej substancji dodatkowych do żywności. Im więcej E, tym bardziej przetworzona żywność. Nie warto jednak uogólniać. Bo nie wszystkie E są niezdrowe. Niektóre nie tylko nie mają negatywnego wpływu na nasze zdrowie, ale przy okazji, stanowią wartość dodaną. Poznajmy niektóre dobre, a przynajmniej nieszkodliwe substancje dodatkowe.
Po czym poznać dobry produkt spożywczy? Jednym ze wskaźników jest krótka lista składników, a na niej jak najmniej substancji dodatkowych do żywności. Im więcej E, tym bardziej przetworzona żywność. Nie warto jednak uogólniać. Bo nie wszystkie E są niezdrowe.
- Mówiąc o substancjach dodatkowych przede wszystkim należy pamiętać, iż zgodnie z definicją, są to składniki dodawane do żywności w celu poprawienia jej smaku, struktury, wyglądu i trwałości, a nie zwiększenia wartości odżywczej produktu. Z tego powodu trudno mówić o jakichkolwiek E jako wartości dodanej. Czasem jednak, określona substancja dodana np. w celu poprawy barwy żywności, przy okazji sprawia, że produkt ma silniejsze działanie antyoksydacyjne - tłumaczy specjalistka ds. żywienia człowieka Barbara Dąbrowska-Górska, prowadząca poradnię dietetyczną barbaradabrowska.pl. - Wiele substancji dodatkowych to tak naprawdę składniki pochodzenia naturalnego, jednak niewystępujące naturalnie w danym produkcie - dodaje dietetyczka.
Dodatki do żywności E, można podzielić na dwa sposoby. Po pierwsze ze względu na ich funkcję:
E100 - E199 – barwniki,
E200 - E299 - substancje konserwujące,
E300 - E399 - przeciwutleniacze i synergenty,
E400 - E499 - substancje stabilizujące, zagęszczacze i emulgatory,
powyżej E500 - pozostałe substancje dodatkowe.
Ważniejszy wydaje się jednak drugi podział dotyczący pochodzenia danego dodatku. - Mamy tu trzy grupy. Pierwsza - to substancje pochodzenia naturalnego, ekstrahowane z produktów, w których występują w naturze. Drugą grupę stanowią substancje identyczne z naturalnymi. Oznacza to, że ich struktura chemiczna jest taka sama, jak występujących w naturze odpowiedników, jednak synteza związku następuje w laboratorium. W trzeciej grupie mamy sztuczne dodatki - wynalezione i wyprodukowane przez człowieka - wyjaśnia dietetyczka.
To właśnie produkty z tej ostatniej grupy budzą najwięcej obaw. - Wprawdzie wszystkie zostały przebadane i dopuszczone do użycia przez Unię Europejską, a ustalone bezpieczne limity ADI (dopuszczalne dzienne spożycie), są często znacznie niższe niż np. w USA (lista dopuszczalnych dodatków w UE też jest krótsza od amerykańskiej), jednak wątpliwości budzi problem kumulacji i współoddziaływania różnych sztucznych dodatków - wyjaśnia Barbara Dąbrowska-Górska. - Niestety żywność jest coraz bardziej przetworzona, więc każdego dnia sięgamy po wiele produktów zawierających rozmaite E. Nie sposób więc jednoznacznie stwierdzić, czy nie przekraczamy limitów ADI. Nie można też przewidzieć, w jaki sposób jeden dodatek E reaguje z drugą czy trzecią substancją. Trudno jest nawet zaprojektować odpowiednie badanie obejmujące ten problem całościowo - dodaje specjalistka.
Jednak w dzisiejszych czasach uniknięcie żywności mniej lub bardziej przetworzonej jest właściwie niemożliwe. Jako konsumenci możemy jednak starać się kupować jak najwięcej świeżego jedzenia, a w przypadku żywności przetworzonej, wybierać tę zawierającą dodatki z pierwszej grupy, czyli pochodzenia naturalnego. A jest ich całkiem sporo.
Wiele naturalnych E znajdziemy wśród barwników. E160 C to ekstrakt z papryki, E160 D - likopen, a E162 - wyciąg z buraka. Warto też zwrócić uwagę na E161 B - luteinę dobroczynnie wpływającą na plamkę żółtą oka. - Nie bójmy się także E100. Pod tym symbolem kryje się bowiem jeden z najsilniejszych przeciwutleniaczy - kurkuma. Silnymi antyutleniaczami chroniącymi nas przed wieloma chorobami, także nowotworowymi, są antocyjany (E163) czy zielony barwnik roślinny - chlorofil (E140) - wymienia specjalistka ds. żywienia człowieka.
Nie tylko wśród barwników znajdziemy nieszkodliwe, a nawet mające pozytywny wpływ na jakość produktów dodatki. Z całą pewnością nie zaszkodzi nam występujący w wielu owocach i warzywach kwas jabłkowy (E296) czy używany do nabłyszczania produktów spożywczych wosk pszczeli (E901).
- Częstymi dodatkami spożywczymi są też bezpieczne E330 (kwasek cytrynowy) oraz E300 - (kwas askorbinowy), czyli witamina C - mówi dietetyczka. - W przypadku tego drugiego nie ma też znaczenia, czy jest to witamina pochodzenia naturalnego, czy też otrzymana syntetycznie, gdyż obie substancje mają podobne działanie na organizm. Kwas askorbinowy nie tylko zwalcza wolne rodniki, ale też wspomaga wchłaniania żelaza i poprawia odporność organizmu. Co więcej trudno go przedawkować. To istotne biorąc pod uwagę, że witaminę C dodaje się w dużych ilościach, by zapobiegała psuciu produktów i zmianie ich barwy. Jej nadmiar bezpiecznie usuwany jest z organizmu wraz z moczem - wyjaśnia specjalistka.
Krzywdy nie zrobią nam też stosowane jako zagęszczacze i emulgatory E440, E406 i E410. - E440 to pektyna, składnik roślinnej ściany komórkowej. Pektyna jako rozpuszczalny w wodzie błonnik ma właściwości żelujące i zagęszczające. Przyspiesza też perystaltykę jelit i w niewielkim stopniu ogranicza wchłanianie cholesterolu - tłumaczy dietetyczka. - Podobne działanie ma pozyskiwany z wodorostów agar (E406) oraz mączka z chleba świętojańskiego (E410).
Mówiąc o nieszkodliwych dodatkach do żywności, warto przyjrzeć się jeszcze jednemu E - ksylitolowi (E967). - To bardzo dobra alternatywa dla sztucznych substancji słodzących, z pewnością godna polecenia. Ksylitol w porównaniu do sacharozy ma o 40 proc. mniej kalorii, co z pewnością nie jest bez znaczenia dla osób dbających o linię. Ja polecam go swoim klientom zamiast zwykłego kuchennego cukru. Szczególnie, że w przeciwieństwie do niego, ksylitol nie wywołuje próchnicy i utrzymuje właściwy poziom pH w ustach. Składnik ten dodawany jest np. do gum do żucia polecanych po posiłku - tłumaczy ekspertka.
Lista nieszkodliwych E jest oczywiście znacznie dłuższa. Zamiast więc bać się substancji dodatkowych, lepiej sprawdzić, co kryje się pod numerami widniejącymi na etykietach ulubionych produktów i dowiedzieć się, co tak naprawdę jemy.
AD/mmch/kuchnia.wp.pl