Jak wygląda śniadanie w luksusowym hotelu?

Ludzie z grubsza dzielą się na jedzących śniadania i niejedzących. Pierwszych chwalą dietetycy, drudzy przez kilka porannych godzin żyją samą kawą, a myśl o przełknięciu czegokolwiek jest męczarnią. Ta prawidłowość nie sprawdza się jednak w hotelach - obfite śniadanie to obowiązkowy rytuał na rozpoczęcie doby hotelowej.

Jak wygląda śniadanie w luksusowym hotelu?
Źródło zdjęć: © Thinkstock | Thinkstock
30
Obraz

Właściciele i zarządcy hoteli wiedzą, że właśnie śniadaniem najlepiej dogodzić gościowi. Nie wahają się więc bez końca rozszerzać oferty przysmaków śniadaniowych i ponosić z tego powodu sporych kosztów. Wiadomo - zadowolony klient wróci, a i szepnie słówko następnemu. To dotyczy zarówno małych, rodzinnych i lokalnych hotelików, jak również globalnych potentatów na rynku hotelarskim. Dogadzanie gościom nie ma więc końca, a specjaliści od marketingu i szefowie kuchni głowią się, jak wyróżnić się z hotelowego tłumu.

Trzeba jednak zauważyć, że branża - zwłaszcza w stolicy - nie ma zasadniczo czego się obawiać. Przy ul. Grzybowskiej w centrum Warszawy, w odległości kilkuset metrów od siebie, stoją dwa flagowe okręty dwóch potężnych korporacji hotelowych - eleganckie wieżowce hoteli Westin i Hilton. W obu w weekendy ciężko znaleźć wolny pokój. Oba to hotele pięciogwiazdkowe, choć w 2009 r., w szczycie pierwszej fali krachu w biznesie, sieć Hilton zdecydowała się na niezwykły ruch - odebrała swojemu warszawskiemu hotelowi jedną gwiazdkę. „Zmiana kategoryzacji” nie oznaczała obniżenia standardu, lecz miała zachęcić księgowych do łaskawszego spojrzenia na służbowy nocleg w tym hotelu. Tymczasem obłożenie w stołecznym Hiltonie i Westinie oscyluje wokół 80 proc. i widać, że jest jeszcze miejsce na jeden albo i dwa eleganckie hotele w stolicy. Ale w trudnych czasach oznacza to, że tym bardziej trzeba bić się o klienta, który poczuł wiatr w żaglach - za dwie noce w luksusowym hotelu Westin dziś może w promocji zapłacić nawet o 30
proc. mniej. Lub w każdej chwili uciec do konkurencji, która również kusi obniżkami. Zatrzymać można go tylko przez żołądek.

Dlatego oferty śniadaniowe puchną. W jeden z poranków odwiedzam dwa wspomniane stołeczne hotele Hilton i Westin, by zbadać, jak karmią na śniadaniu swoich gości. W rozległym hallu i restauracji Hiltona o godz. 8 rano panuje niekrępujący luz - gości jest mało, a przy stołach z żywnością nie trzeba czekać w kolejce. - Cel: obfite śniadanie - tak Monika Mikulska, manager marketingu, definiuje politykę hotelu. To widać: gość ma wybór z olbrzymiej ilości różnego rodzaju produktów i ciepłych dań. Czeka na niego siedem gorących, półkolistych mis, pod którymi kryją się racuchy, słodkie gofry (i czekoladowa polewa), lekko grillowane pomidory, jajka na twardo i jajecznica grzejąca się obok w wielkim garze. Niedawno Hilton wprowadził też tzw. live station, czyli stoisko, gdzie kucharz na bieżąco przygotowuje dania z jaj: omlety, jajecznice czy jajka sadzone. Chwila obserwacji stołujących się gości potwierdza moje podejrzenia - to jednak live station i kucharz live cieszą się o większym zainteresowaniem niż już gotowe,
czekające dania. I chyba nie ma się czemu dziwić.
Śniadanie w Hiltonie (ale i w innych hotelach) stara się pogodzić dwie wojujące ze sobą opcję: lekkich śniadań „francuskich” z dużą ilością tostów, słodkich rogali i kawy z pancernym śniadaniem zza kanału La Manche. W Hiltonie są np. grillowane pieczarki, mocno przysmażone płaty bekonu, fasolka po bretońsku i ziemniaki. Niemal identyczna oferta jest w konkurującym z Hiltonem Westinie, w należącym do rodziny Likusów krakowskim hotelu Starym i lubelskim Młynie. Różnice są minimalne: w Starym nie ma fasolki, ale w każdej chwili mogą być jajka, kiełbaski czy pieczarki.

Osobny stół to wędliny i sery. - Staramy się unikać internacjonalizmu i nie podawać wędlin, które można spotkać wszędzie, jak salami. Chcemy, żeby gość zagraniczny spróbował polskich wyrobów, kabanosów, szynek. Tak samo z polskimi serami - od żółtych twardych, po pleśniowe typu camembert - wyjaśnia Monika Mikulska, manager marketingu w hotelu Hilton. Nie ustają tu w staraniach, by zadowolić gościa. - Wciąż obserwujemy i wyciągamy wnioski z tego, co nam mówią i o co proszą - zaznacza Mikulska. I tak na prośbę gości niedawno wprowadzono owsiankę, której cały pojemnik w podgrzewaczu jest do ich dyspozycji. Do tego cukier, rodzynki, żurawina, miód i płatki. Co godzinę owsianka wymieniana jest na nową. Obok podajniki z kilkoma rodzajami płatków śniadaniowych i ogromny bufet z owocami, które są tu przygotowywane na bieżąco - obierane, krojone i schłodzone, co wymaga czujności i szybkiego reagowania obsługi kuchennej. - Chcemy, by to nas odróżniało od innych sieci - mówi Mikulska. W Hiltonie zapewniają, że nie ma
mowy o tym, by nie zjedzone owoce chować do lodówki i chytrze podawać następnego dnia.

Hilton postawił też na gigantyczny wybór pieczywa: są bułki pszenne, razowe, z ziarnami i bez, kilka rodzajów chleba, tosty... Bufet z pieczywem jest tak duży, że zajmuje osobne miejsce w restauracji hotelowej. A na poczesnym miejscu stoi spory piecyk w angielskim starodawnym stylu. Za drzwiczkami żółcą się croissanty i pastry z ciasta francuskiego ogrzewane za pomocą rozgrzanej do czerwoności grzałką piecyka. Są też pączki i donuty. Tak ogrzany rogalik i kawa z mlekiem to wzorcowe śniadanie znad Loary.

A co do rogalika albo bułki? Bufet oferuje też jednorazowe opakowania z margaryną, masłem, serkami topionymi. Są też jogurty normalne i light w kilku smakach Wszystko to są polskie produkty albo produkowane w Polsce pod zagraniczną marką (jak Zott). Polskie pochodzenie produktu to polityka tej sieci. Nie ma jednak rozróżnienia na dostawców lub producentów - to co jemy w Hiltonie z małych opakowań, możemy kupić też w pobliskim spożywczaku. To dobre i złe, bo nie zadowoli np. gustów gości o bardziej wyrafinowanych potrzebach. Ale jest bezpieczne dla innych, którzy wiedzą, jakiego smaku spodziewać się po danym produkcie. Na stołach zauważam małe słoiczki z różnymi rodzajami dżemu. Niespodzianka - to nie konfitura z polskich owoców, lecz import prosto ze Szwajcarii. Czy w Polsce nie ma sadów odpowiadających sieci Hilton? Są na pewno, ale to nie ma nic do rzeczy - gdzieś daleko stąd centrala sieci uznała, że właśnie te małe słoiczki będą na stołach zarówno w Warszawie, jak i Nowym Jorku.
To ekonomiczne rozwiązanie. Tak samo jak popularne i coraz bardziej wchodzące do standardu rozwiązanie mające na celu unikanie praco- i czasochłonnego przygotowywania pieczywa na miejscu. Coraz bardziej popularne jest kupowanie półproduktów piekarniczych. Na rynku jest wiele jego rodzajów, m.in. wspomniane już pyszne, ciepłe croissanty saute albo z nadzieniem w kilku wariantach: czekoladowym czy malinowym. Jednym z potentatów jest firma Lantmannen (z tej firmy też pochodzą znane tosty Schulstad). - Nasze produkty są mrożone i przeznaczone do samodzielnego odpieczenia przed podaniem na miejscu - mówi Anna Gorzan z Lantmannen. Dlatego w hotelu trzeba mieć do dyspozycji odpowiedni piec. I kontakt do hurtowni gastronomicznej, bo firma nie zawiera indywidualnych umów z poszczególnymi hotelami czy sieciami.

W Hiltonie kuchnia wydaje dziennie 200-300 śniadań przy obłożeniu około 85 proc. To wymaga odpowiedniej organizacji pracy w kuchni, która zaczyna pracę już o godz. 5 rano, by rozpocząć wydawanie śniadań półtorej godziny później i kontynuować do godz.10.30.

Śniadanie w Hiltonie może zjeść każdy, nawet gość z ulicy. Szef kuchni skalkulował cenę takiego śniadania na 88 zł. Sporo, ale można naprawdę solidnie się najeść. Dokładnie o 11 zł drożej kosztuje śniadanie w pobliskim hotelu Westin na rogu ul. Grzybowskiej i al. Jana Pawła II w Warszawie. Za tę cenę oferują tu zmysłowy zawrót głowy. - Bo staramy się, żeby nasz hotel oddziaływał na wszystkie zmysły - wyjaśnia Agnieszka Róg-Skrzyniarz, dyrektor marketingu w hotelu Westin. Oczywiście oddziaływanie na zmysły nie oznacza, że od wejścia czas gościom będą umilać masażyści, masażystki albo kwartet smyczkowy. To stłumione, „domowe” światło i delikatny zapach herbaty unoszący się w hotelu. Podobnie śniadanie, które w Westinie oznacza zdrowe jedzenie. - A właściwie jest bombą energetyczną - precyzuje Jarosław Osmolik, szef działu żywności i napojów w Westinie (podaje wizytówkę z liściem herbaty, jak się okaże - nieprzypadkowo właśnie taką).

Śniadanie typu „super foods” zostało wymyślone przez fachowców od żywienia z sieci Starwood Hotels and Resorts (właściciela m.in. Westina i Sheratona). To malutkie porcyjki w małych szklankach, lecz - jak zapewniają w Westinie - to witaminowe bomby ze składników o nietpowych zestawieniach. Jest np. koktajl z kiwi i syropu miętowego. Albo z jagód, pestek jagód i mleka sojowego. Plus muffiny z dodatkiem mąki gryczanej i suszonymi owocami. - Te produkty są kombinacją 26 składników. Pobudzają odporność, dają energetycznego kopa - mówi Osmolik. To jednak tylko dodatek do właściwego śniadania (choć może je zastąpić). Ci bardziej tradycyjnie nastawieni goście mogą w Westinie zjeść też „normalne” śniadanie. Jak w Hiltonie są jajka, opiekane ziemniaki, pieczarki, jajecznica, kiełbaski, bekon. Nieco mniejszy wybór pieczywa, są świeże owoce. I jednorazowe opakowania z małymi porcjami produktów. Identycznie jak gdzie indziej? Nie, Westin chce się wyróżniać atmosferą relaksu. To daje m.in. sącząca się muzyka (inna na
każdą porę dnia) i np. herbatą - specjalnie dobraną dla tej sieci mieszanką Oing w kilku odmianach. Ale także certyfikowanymi produktami z kontrolowanych upraw od lokalnych producentów, czystym twarożkiem dla alergików, irlandzkim masłem czy pełnoziarnistym pieczywem dostarczanym prosto z piekarni, a nie dopiekanym na miejscu (w przypadku ciasta francuskiego). Są też produkty bezglutenowe, mleko odtłuszczone, sojowe i nietypowe, przygotowywane na miejscu konfitury, jak truskawkowa z kardamonem. Nietypowe jest to, że produkty z karty śniadaniowej można przez cały dzień zamawiać do pokoju. - To ze względu na tych, którzy np. z powodu zmiany strefy czasowej wolą zjeść śniadanie zamiast obiadu (choć tak wskazuje zegar). Kuchnia pracuje od samego rana, tu obłożenie sięga 100 proc., a w weekendy znalezienie wolnego pokoju graniczy z cudem. - Dziennie wydajemy średnio 313 śniadań wliczonych w cenę pokoju - podlicza Osmolik.
Zupełnie inne podejście do spraw porannego żywienia ma krakowski hotel Copernicus należący do rodziny Likusów. To niewielka placówka - zaledwie około 30 łóżek. Dlatego może sobie pozwolić na niezwykle wyrafinowane podejście. - Przy pięciu gwiazdkach nie może być mowy o porcjowanych produktach - oświadcza Anna Kozera, manager gastronomii w hotelu Starym. Masło podaje się tu więc wyłożone w porcelanowych miseczkach. Na każdym stoliku znajduje się karta dań ciepłych. Do wyboru gości jest jajecznica, omlety, owsianka. - Nie ma żadnych podgrzewaczy, wszystko jest szykowane na bieżąco dla każdego gościa. Jest też szwedzki stół, a na nim zimne rzeczy. W Copernicusie stawiają na polskie śniadanie: są więc sery (zdarza się nawet świeży bundz przyjeżdżający prosto z Tatr), wędliny z podkrakowskiej masarni, twarożki, płatki, konfitury, z których część jest przygotowywana na miejscu, a część kupowana na zewnątrz. W Copernicusie (inaczej niż w Hiltonie i Westinie) brak fasolki bo bretońsku, ale w każdej chwili z kuchni
można przynieść kiełbaski czy pieczarki. Można też zjeść śniadanie w stylu - croissanty, tosty, świeżo wyciskany sok i dużo kawy. - Sprowadzamy z Włoch specjalne mieszanki kaw - podkreśla Kozera. A skąd przyjeżdża pieczywo? - Z małej piekarni. Co do francuskiego: nie ma mowy o dopiekaniu. Na miejscu jest cukiernik, który szykuje świeże rogaliki - zaznacza managerka.

Brak też live station. To wynika z ekonomiki miejsca i czasu: restauracja w Copernicusie to zaledwie 4 stoły na patio plus 8 stolików w restauracji. Pracuje tu jeden kucharz na każdą zmianę, który przychodzi do pracy o godz. 6 i wydaje śniadania od godz. 7 do 10.30. Jest do pełnej dyspozycji gości. - Jeśli ktoś zażyczy sobie schabowego, to nie ma problemu. Tak samo, jeśli z owoców zechce granata. Jeśli tylko jest, to podamy - zapewnia Anna Kozera. Tak jak gdzie indziej śniadanie wliczone jest w cenę pokoju, a dla gości z ulicy kosztuje ono 75 zł. Obłożenie w Copernicusie sięga 70-70 proc.
Mniejsze i nie tak ekskluzywne hotele też mają swoją politykę śniadaniową. Rządzi nią umiar i nie schlebianie co bardziej wyszukanym gustom. Pierwszy posiłek spełnia funkcję utylitarną - ma nasycić gościa na pierwsze godziny i jest uniwersalny w menu. Przykładem jest lubelski hotel Młyn w al. Racławickich (w oryginalnej siedzibie dawnego młyna). To 26 pokoi i 52 łóżka. Śniadania szykuje się tu w nocy, tak by od godz. 7 rano można je było wydawać. Czemu w nocy? Jedzenie dostarcza firma cateringowa należąca do właścicieli hotelu. To bufet ciepły (jajecznica, parówki) i zimny: wędliny, sery, a smarowidła lub dżemy bez jednorazowych porcji. Nie ma rozróżnienia na żołądki kontynentalne i angielskie. Nie ma sensu, bo dziennie wydają tu zaledwie 30 śniadań. I z tego powodu są one dodatkowo płatne - 15 zł do standardowej ceny hotelu.

Podobnie jest w mrągowskim hotelu Hotel Solar Palace z ul. Jaszczurcza Góra 22/24. Jak informuje Marzena Piotrowska, managerka hotelu, tu również obowiązuje szwedzki stół i potrawy kuchni polskiej (w domyśle zazwyczaj oznacza to jajecznicę i parówki). Są produkty porcjowane: gotowe dżemy, masła, pieczywo. To (oraz „własnoręczne” zakupy potrzebnych produktów i surowców, jedynie kawa Mokarabika jest dostarczana na zamówienie) ułatwia pracę kuchni: śniadania wydaje się od godz. 7 do 10. Ale jest możliwość wcześniejszego zaserwowania śniadania lub późniejszego. W tym hotelu jest ono wliczone w cenę pokoju. A gość z ulicy zapłaci 25 zł.
Grzegorz Lisicki/magazyn Food Service

Polecamy najnowszy numer magazynu ‘Food Service’ dostępny w prenumeracie. Możesz ją zamówić tutaj

Źródło artykułu:

Wybrane dla Ciebie

Pod żadnym pozorem nie dodawaj takiego kopru do ogórków. Wszystkie słoiki pójdą na zmarnowanie
Pod żadnym pozorem nie dodawaj takiego kopru do ogórków. Wszystkie słoiki pójdą na zmarnowanie
Uchodzi za najzdrowszy napój świata. Chroni przed rakiem, na jelita działa jak balsam
Uchodzi za najzdrowszy napój świata. Chroni przed rakiem, na jelita działa jak balsam
Wrzucam serek wiejski i truskawki do blendera. Po trzech godzinach mam deser lepszy niż z cukierni
Wrzucam serek wiejski i truskawki do blendera. Po trzech godzinach mam deser lepszy niż z cukierni
Polacy źle gotują parówki. Robert Makłowicz wytyka częsty błąd
Polacy źle gotują parówki. Robert Makłowicz wytyka częsty błąd
Piję przed posiłkiem. Moja wątroba działa o wiele lepiej i nie mam wzdęć
Piję przed posiłkiem. Moja wątroba działa o wiele lepiej i nie mam wzdęć
Jem zamiast rodzynek. Wspierają serce, a jelita działają jak w zegarku
Jem zamiast rodzynek. Wspierają serce, a jelita działają jak w zegarku
Rozrzuciłam między grządkami. Ślimaki i mrówki omijają moje warzywa szerokim łukiem
Rozrzuciłam między grządkami. Ślimaki i mrówki omijają moje warzywa szerokim łukiem
To najzdrowszy sok, a sezon zaraz się zacznie. Babcia zawsze miała całą półkę w piwnicy
To najzdrowszy sok, a sezon zaraz się zacznie. Babcia zawsze miała całą półkę w piwnicy
Większość wydłubuje, a to błąd. Regulują ciśnienie, zbijają wysoki cukier
Większość wydłubuje, a to błąd. Regulują ciśnienie, zbijają wysoki cukier
My uważamy to za ekologiczne, Francuzi zapłacą mandat. Taka woda może być zagrożeniem
My uważamy to za ekologiczne, Francuzi zapłacą mandat. Taka woda może być zagrożeniem
Jedz codziennie, a kleszcze będą cię omijać. Nie znoszą tego zapachu
Jedz codziennie, a kleszcze będą cię omijać. Nie znoszą tego zapachu
Te składniki wspierają samopoczucie. Jedz je, by mieć dobry humor
Te składniki wspierają samopoczucie. Jedz je, by mieć dobry humor