Historie chleba, o których nie pamiętamy. A szkoda
Zapach świeżego pieczywa z grubą warstwą zimnego masła to dla wielu kwintesencja dobrego śniadania. Jaką rolę chleb odkrywał w trakcie wojny, a jaką w PRL-u? Eksperci kampanii "Chleb Dobry" zachęcają do poszukiwania historii zapisanych w chlebie.
Historia o chlebie równości
Chleb równości to rozporządzenie, dekret obowiązujący podczas jakobińskiej fazy Rewolucji Francuskiej, który narzucał ścisłą recepturę, według której przygotowywano chleb. Składał się on w 3/4 z mąki pszennej i w 1/4 z mąki żytniej z otrębami. W epoce nowożytnej biały chleb był traktowany jako chleb dla bogatych, a ciemny jako pokarm dla ubogich. Chleb równości miał znaczenie symboliczne, bo od momentu wprowadzenia go nie było już podziału na biednych i bogatych i wszyscy stali się równi. W miastach panowała wówczas rygorystyczna kontrola jakości chleba, codziennie rano przedstawiciele władzy municypalnej sprawdzali jakość chleba i karali tych piekarzy, którzy łamali narzucone zasady.
Po rewolucji w 1793 r. chleb podlegał racjonowaniu we Francji, aby zlikwidować ówczesny problem głodu. Jak wyglądały racje chleba? Początkowo były to 2 funty dziennie, czyli prawie kilogram. Wydawać by się mogło, że racje były dosyć duże, ale pamiętajmy, że wówczas chleb był podstawą wyżywienia. Z czasem racje chleba zaczęły spadać i doszły nawet do 200 g/dziennie.
Chleb na kartki
System reglamentacji towarów funkcjonował również w Polsce. Pierwszy system reglamentacji Polacy odziedziczyli po okresie okupacji niemieckiej. Funkcjonował on obok wolnego rynku w tzw. systemie mieszanym. Kartki podnosiły de facto realne płace i były traktowane jako substytut wynagrodzenia. I tak w czerwcu 1945 r. chleb na kartki kosztował 0,75 do 1,5 zł, a ten z wolnego rynku 45 do 50 zł. Z czasem władze wprowadziły tzw. dodatki dla wybitnych naukowców oraz nauczycieli. Podobne dodatki wprowadzono również dla pracowników niektórych gałęzi przemysłu np. górników, dla których racje chleba zwiększono dwukrotnie. Oficjalnie system reglamentacji w Polsce przestał obowiązywać od 1 stycznia 1949 r., ale czy rzeczywiście była to likwidacja systemu kartkowego, skoro zastąpiono je bonami żywnościowymi? Do pomysłu reglamentacji żywności wrócono w czerwcu 1976 r., gdzie zamiast kartek i bonów, władze PRL zaproponowały bilety towarowe. Na początku lat 80’ w sklepach brakowało nawet 80 proc. artykułów, ale zdaniem władz nie było mowy o głodzie, bo chleb można było kupić bez żadnych ograniczeń.
Historie rodzinne zapisane w chlebie
Chleb zapisał się nie tylko na kartach historii, ale również w naszych rodzinnych historiach. Przywodzi na myśl mnóstwo pozytywnych wspomnień z dzieciństwa, kojarzy się z ciepłem rodzinnego domu, a także bezpieczeństwem. Każda z historii mówi o innym rodzaju pieczywa, ale przecież chleb nie jedno ma imię.
- Miałam kilka lat, trzy, a może cztery, kiedy moja prababka Aleksandra wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do chłodnej spiżarni, w której trzymała ciemny razowy żytni chleb zawinięty w ściereczkę, który upiekła kilka dni wcześniej. Pamiętam ostry chłód spiżarni i wilgotny miąższ chleba pieczonego na liściach kapusty, chrzanu lub tataraku. Chleb był ciemny i kwaśny i wcale mi nie smakował więc Aleksandra posmarowała pajdę grubą warstwą słodkiej śmietany i oprószyła go cukrem. Ten smak zapamiętam na zawsze – pisze Eliza Mórawska w swojej książce "O chlebie".
- Kajzerka to bułka mojego życia. Najlepiej nie taka krusząca się jak ze styropianu, tylko puszysta, z chrupiącą skórką. Bułka kojąca - mówi Monika Kucia, dziennikarka i kuratorka kulinarna, promotorka produktu regionalnego i polskiej gastronomii na świecie. - Chleb to dla mnie zapach domu. W dzieciństwie dużo czasu spędzałam u babci w Biczycach pod Nowym Sączem. Pamiętam, jak ciotka nastawiała ciasto w wiadrach, przykrywała ścierką, żeby wyrosło, a potem zanosiliśmy je do piekarni. Cała wieś tak robiła. Prosiłam, żeby piekarze piekli dla mnie też podpłomyki w popiele. Chleby były wielkie jak młyńskie koła, wystarczały na miesiąc - wspomina Monika Kucia.