W moim domu rodzinnym karp w Wigilię był tylko raz. Najpierw kilka dni pływał w wannie, a potem wylądował na patelni pokrojony w dzwonka i panierowany. Nie smakował nikomu. Od tamtej pory nie gościł na naszym stole. Po dobrych kilkunastu latach, będąc w ciąży, wzięłam się znów za smażenie karpia. Nie mogłam znieść jego zapachu i obiecałam sobie, że to był ostatni raz, kiedy podjęłam się jego przyrządzania.