Karnawałowe bale, uczty, biesiady
W Polsce tradycja Sylwestra jest dosyć świeża, bo jeszcze do schyłku XVIII wieku huczne bale należały do rzadkości. Kiedy już jednak panowie szlachta i magnateria zaczęli się bawić, to bawili się z fasonem i na całego.
W Polsce tradycja Sylwestra jest dosyć świeża, bo jeszcze do schyłku XVIII wieku huczne bale należały do rzadkości. Kiedy już jednak panowie szlachta i magnateria zaczęli się bawić, to bawili się z fasonem i na całego.
Tradycja mówiła, że to, co się robiło, jadło lub piło pierwszego dnia nowego roku mogło wpłynąć na szczęście człowieka przez cały następny rok. Z tego też powodu stoły musiały uginać się pod ciężarem niespotykanych na co dzień ilości wykwintnego, świątecznego jadła. Przesądy wpływały nawet na... kształt potraw. W wielu kulturach uważa się, że wszystko o okrągłym kształcie przynosi szczęście, dlatego że symbolizuje "zamknięcie kręgu", czyli zakończenie rocznego cyklu. Z tego też powodu różnego rodzaju pączków, bab, itp. Nawet kapusta spożywana w Nowy Rok uważana jest za warzywo przynoszące szczęście. Z dań gorących podawano barszcz czerwony i bigos, pieczyste - jak pisał kronikarz „sarny, jelenie i żubrowe pieczenie" - do tego zaś staropolskie pasztety i całe góry słodyczy. Szampan, którym dziś spełnia się noworoczny toast, pojawił się u nas stosunkowo późno. W XIX wieku niezwykle popularny był poncz podawany w wazie, najczęściej na gorąco. W domach szlacheckich noworoczny toast zazwyczaj wznoszono węgrzynem,
czyli tokajem.
W dawnej Polsce karnawał, czyli zapusty był okresem najbardziej ożywionego życia towarzyskiego. Odbywały się biesiady, maskarady, śluby, przechodzące często w trwające kilka dni uczty i bale, oraz słynne, staropolskie kuligi. Te zaś urządzano z pochodniami i bigosem jedzonym nad ranem w lesie, odwiedzano się wzajemnie, jeżdżąc od sąsiada do sąsiada i dalej. Najbliżsi sąsiedzi umawiali się i w kilka sań odwiedzali dalsze dwory, nie czekając wcale na zaproszenie. Gospodarze, po ugoszczeniu gości, dołączali do kuligu, który wyruszał do następnego dworu. Na każdym postoju ucztowano, tańczono, po czym... wsiadano do sań, by udać się z kolejna wizytą.
Na zakończenie obiadu podawano cukry i wety, czyli desery. Najczęściej były to bliny, racuchy, pampuchy, ciasto nadziewano słoniną i smażone na smalcu, ale i owoce - świeże i kandyzowane. Nieco później, z zachodniej Europy przybyły do nas tak popularne dziś faworki i pączki. Z czasem to polskie pączki wzbudzały zachwyt w świecie. Były bowiem niespotykanie lekkie, delikatne i aromatyczne. Równie wielką popularnością cieszyły, i cieszą się nadal, faworki, zwane dawniej chrustem. Prawdopodobnie stąd pochodzi tradycja tłustego czwartku, który rozpoczynał tłusty tydzień, będący uwieńczeniem karnawału.
Staropolski stół zmieniał się wraz z nadejściem postu. O północy ostatniego dnia karnawału do karczmy, w której balowano, wnoszono gar z żurem, śledzia na patyku, lub nawet rybi szkielet. Symbolizowało to nadejście Wielkiego Postu, podczas którego królować będzie cienki żur i śledź. W bogatszych domach szlacheckich oznaką nadchodzącego postu była późna maślana kolacja, zwana podkurkiem, złożona ze śledzi, ryb, nabiału i pieczywa.