Rybka nad Bałtykiem
Przez lata problem zanieczyszczenia wód Bałtyku, morza stosunkowo płytkiego i praktycznie zamkniętego, nieco ucichł. Mamy jednak do czynienia z ogromnym zagrożeniem, które niosą ze sobą działania z czasów II wojny światowej, kiedy to do morza trafiło ok. 50 tys. ton broni chemicznej, z czego 15 tys. ton stanowią chemiczne środki bojowe. Ten oszczędny i szokujący sposób "utylizacji", odbija się na współczesnych turystach i amatorach rybki prosto z Bałtyku. Kamil Wyszkowski, dyrektor generalny Global Compact w Polsce, w rozmowie z portalem Parlamentarny.pl twierdzi, że temat ten zepchnięto na margines, nie myśląc o konsekwencjach. Po ponad 70 latach beczki z trującymi substancjami zaczynają się rozszczelniać, a Bałtyk zamienia się w "tykającą" bombę.
- Ryby z Bałtyku, to już wiemy, nie są zbyt zdrowe, zwłaszcza tzw. denne. WHO już od dawna przypomina o tym, że flądry bałtyckiej czy hodowlanego łososia bałtyckiego lepiej nie jeść, bo ryby denne narażone są na kontakt z niebezpiecznymi substancjami, które odkładają się w ich mięsie - mówi Wyszkowski.