Trwa ładowanie...

Tłusta, pożywna larwa mącznika, a na deser mrówki z czekoladą. Nadciąga era robakożerców

Skończył się czas na jałowe dyskusje, czym wyżywić sześć miliardów Ziemian zamieszkujących nasz glob. Zaczynamy sięgać po ostatnią rezerwę – owady. Ich jaja, larwy i dorosłe osobniki po odpowiedniej obróbce zamieniają się w amerykańskie czekoladowe brownie i japońskie danie w tempurze. Również nasze, polskie świerszcze zaspokoją każde podniebienie, gdy zostaną przypieczone na grillu bądź usmażone w głębokim tłuszczu.

Tłusta, pożywna larwa mącznika, a na deser mrówki z czekoladą. Nadciąga era robakożercówŹródło: 123RF.COM
dr26c8u
dr26c8u

Pierwszym polskim zwiastunem, który zapowiada nadciągającą epokę konsumpcji robaków, jest, nomen omen, Robakowo pod Poznaniem. Tę miejscowość pomysłodawcy wybrali na stolicę swojej działalności i tam założyli firmę HiProMine. To jak dotąd pierwsza w naszym kraju fabryka owadów na skalę przemysłową, a jednocześnie pionierski ośrodek naukowy, który swoją przyszłość i światowy sukces wiąże z owadami.

- Jako jedyni w Polsce rozpoczęliśmy szereg badań nad wprowadzeniem owadów do żywienia ryb, ale również badamy ich działanie immunostymulacyjne w organizmie ptaków. Pamiętajmy też, że zastępowanie owadami mączki rybnej (przyp. red.: dzisiaj powszechnie stosowanej) obniża tzw. przełowienie naturalnych łowisk, między innymi oceanów, wpływając pozytywnie na wiele ekosystemów – mówi prof. dr hab. Damian Józefiak, szef Katedry Żywienia Zwierząt i Gospodarki Paszowej Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, jeden z autorów z realizowanego pomysłu, jak zrobić biznes na owadach.
Co ma piernik do wiatraka...
...czyli ryby karmione owadzią mączką do Polonusa, który obiad bez mięcha nazywa przystawką? Prosta odpowiedź jest taka: trzeba zacząć od tego, na co pozwalają obecnie warunki i przepisy. A te, jak tłumaczy prof. D. Józefiak, zabraniają, aby owadami karmić zwierzęta zaliczane do przeżuwaczy – bydło domowe i owce. To akurat zastrzeżenie w praktyce jest nieprzydatne, bo krasule interesują się przede wszystkim trawą, a nie świerszczami, które przypadkowo wpadną im do siana. Bez ograniczeń robaki pod każdą postacią można podawać rybom, a także psom, kotom, gekonom i wszystkim innym zwierzętom rodzimym i egzotycznym, którym dziką przyrodę zamieniono na domowe terrarium.

A gdzie jest Polak w tym łańcuchu pokarmowym? Polskie próby restauratorów, którzy odważyli się wprowadzić przekąski z dzikiej natury do kuchni, zostały natychmiast zastopowane przez sanepid. Sromotną klęskę poniósł zarówno warszawski lokal, który jako pierwszy w Polsce z aplauzem zaczął serwować insekty na talerzu, jak i łódzki, importujący certyfikowane owady z zachodnich krajów UE.
Niebawem UE, a więc i RP muszą wziąć pod uwagę najnowszy raport ONZ, w którym wylicza się najważniejsze pozytywy wynikające z wprowadzenia owadów do jadłospisu ludzi i zwierząt:
- dobra przyswajalność owadziego mięsa,
- bogactwo białka (300 kg owadów = 70 kg białka),
- brak obciążenia dla środowiska (karaluchy rosną szybciej od bydła, mniej jedzą i nie wymagają pojenia wodą).
Wniosek: owady mogą oddalić wiszącą klęskę głodu.

Drewnojady, a może chrupiące świerszcze?

Prof. Damian Józefiak, ekspert od pasz tych tradycyjnych, który zaangażował się w owadzi interes w Robakowie, nie jeden raz próbował smaku insektów.
- Jadłem mączniki, drewnojady i świerszcze w ich naturalnej postaci oraz batoniki i czekoladki z owadami. Próbowałem także w formie bardziej przetworzonej, gdy do wypieków użyto mąki z owadów i wiem, że w takiej potrawie nie ma szans na stwierdzenie ich obecności (nie wyczuje się). ,,Czysta” forma owadów, na przykład jako chrupiąca przekąska ze świerszczy, jest OK. Dzisiaj tego typu produkty sprzedawane są w Azji, w Meksyku i USA, ale również w UE – opowiada poznański naukowiec.
Nie wszystkie owady, jakie bytują w ziemi, w powietrzu, także w zakamarkach naszych domów, nadają się do jedzenia. Jada się larwy tropikalnych chrząszczy, gąsienice motyli, larwy błonkówek i muchówek, termity i mrówki i jajka owadów (niezłe są jajeczka osy). Pałaszuje się poczwarki owadów, które nam, zjadaczom pyz z wołowiną, wydają się trudne do pogryzienia, przełknięcia i strawienia. Żadnych zastrzeżeń nie mają Indianie z amazońskiej puszczy, którzy spod kory drzew wybierają tłuściutkie, wielkie i obłe, grube jak parówki larwy chrząszcza Macrodontia cervicornis. Oni tę żywą porcję białka wcinają na surowo.

dr26c8u

Nie ma w naszym kraju większego znawcy od dr. hab. Łukasza Łuczaja, który tak jak on znałby się na jadalnych dzikich roślinach i owadach. Jako botanik i etnobotanik kierujący Zakładem Instytutu Biotechnologii Uniwersytetu Rzeszowskiego w Weryni, jest znanym propagatorem ekologii, który przede wszystkim testuje na sobie owady żyjące w Polsce i m. in. w Chinach. Jest naukowcem realistą, który wie, iż mrówkami i świerszczami nie wyeliminujemy wieprzowiny i wołowiny z codziennego jadłospisu. Ale mięso można z pożytkiem dla zdrowia i przyrody uzupełnić owadami!

- Warto o nie się bić ze względu na zawartość w nich białka o składzie identycznym z białkiem kręgowców (choćby kurczaka czy wieprzowiny), witamin, minerałów, błonnika. Pozyskiwanie mięsa z owadów jest tak samo opłacalną i porównywalną produkcją, jak zwierząt hodowlanych. Z czasem ludzkość będzie zmuszona przestawić się na hodowlę ryb i owadów, bo to jest mniejsze zło – zapowiada autor pierwszego podręcznika o jedzeniu owadów (Podręcznik robakożercy, Krosno 2015)
Rzeszowski botanik za najlepsze owady konsumpcyjne uważa te fruwające nad polami. Wręcz obrusza się, gdy mówię o zastrzeżeniach, iż mogą być nosicielami chorób. - Przecież nie jada się surowych koników polnych, lecz poddaje termicznej obróbce! Hodowle owadów niczym się nie różnią od ferm kurzych, z których kupujemy kurczaki sztucznie karmione i dorastające bez dostępu słońca. Podobnie jest z mięsem hodowlanych owadów, które w niczym nie przypomina tego, jakie uzyskamy, łapiąc fruwające nad łąką. Jadłem owady z hodowli i dzikie i różnica jest diametralna. Obawy po prostu są na wyrost i opierają się na skostniałych przepisach. Dzisiaj należy je zmienić dla rozwoju polskiej gastronomii – mówi..

Owady w brownie? Mniam, mniam!

Gdyby naukowcy byli jednomyślni, nie byłoby postępu w nauce, toteż bez zdziwienia słucham, co ma do powiedzenia dr inż. Anna Żołnierczyk z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu: - Ja sama nie łapię owadów i odradzam przyrządzać dziko żyjące, ponieważ za bezpieczne uważam przebadany materiał z kontrolowanej hodowli – dzieli się zastrzeżeniami.

dr26c8u

Owady na oficjalną degustację w swojej uczelni kupiła u hodowców. Nikt z zaproszonych gości nie doznał uszczerbku na zdrowiu! Podobnie, jak nie było zatruć na przyjęciach u Łukasza Łuczaja, który surowiec zdobywa z siatką na świerszcze!

- Jestem chemikiem i biotechnologiem i wydaje mi się, że trzeba podejmować próby nacisku na UE, aby wreszcie zmieniono przepisy. Może to zmusi także nas do zmiany - mówi dr A. Żołnierczyk.
Wrocławska zwolenniczka owadów na polskich stołach nie ma wątpliwości, że także Polacy dołączą do kilku milionów robakożerców. Mówi: świerszcze można tanio hodować w domu.

- Zajrzyjmy do Danii i lokalu Noma, gdzie pracuje najsławniejszy na świecie kucharz i podaje dania z mrówkami. Bez problemu w innych krajach Europy serwuje się owady w tempurze (japoński przepis) Na mojej uczelni studenci są bardzo zainteresowani owadami i już na ten temat powstały dwie prace magisterskie – dodaje wrocławska uczona.

dr26c8u

Na publicznej degustacji zorganizowanej na uczelni przyrządziła zmiksowane dżdżownice w brownie (pyszne czekoladowe ciasto z amerykańskim rodowodem), mrówki na słodko, karmelizowaną szarańczę i mączniki.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe
dr26c8u
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dr26c8u
Więcej tematów