Ryba fugu - afrodyzjak czy trucizna?
W stanie świeżym, gdy ląduje na desce kuchennej jest potencjalnym zabójcą. Ryba ta zawiera śmiertelną dawkę trucizny zwanej tetrodotoksyną - występuje ona w organach wewnętrznych, głównie wątrobie, ale też w skórze.
Są ludzie, którzy uwielbiają bardzo niebezpieczne zabawy seksualne. Podnieca ich zagrożenie własnego życia i tylko w takiej sytuacji mogą poczuć się spełnieni. Są także ludzie, którzy narażają swoje życie i zdrowie dla jedzenia - gryzą jadowite skorpiony, smakują mięso śmiertelnie groźnej kobry. Najbardziej spektakularna wśród potencjalnych posiłków jest jednak japońska ryba, nazywana fugu.
Fugu (nazywana w Japonii także torafugu) to inaczej rozdymka, znana wszystkim chyba ryba, której charakterystyczną cechą jest to, że w momencie zagrożenia nadyma się jak piłka i straszy napastnika dziesiątkami wystających kolców. W latach 70. i 80 takie suszone okazy rozdymek, czyli fugu przywozili do Polski masowo nasi marynarze. Jednak ususzona fugu nie jest groźna.
W stanie świeżym, gdy ląduje na desce kuchennej jest potencjalnym zabójcą. Ryba ta zawiera śmiertelną dawkę trucizny zwanej tetrodotoksyną - występuje ona w organach wewnętrznych, głównie wątrobie, ale też w skórze. Ten rodzaj ryby w Japonii przygotowuje się tylko w najdroższych restauracjach i tylko na specjalne okazje.
Dlaczego? Żeby móc przygotowywać np. sushi z fugu kucharz musi przejść wielomiesięczne, a często wieloletnie przeszkolenie. Musi wiedzieć, w jaki sposób kroić rybę, by toksyny nie przedostały się do mięsa. W Japonii fugu uchodzi za kulinarny rarytas z powodu tego, że uznano iż jest doskonałym afrodyzjakiem z powodu efektów jakie wywołuje odrobina trucizny w organizmie człowieka.
Smakosze fugu uważają, że mięso tej ryby jest wyśmienite, ale dla innych osób jest ono zbytnio łagodne i pozbawione smaku. Wszystko zależy zatem od kucharza, który to potrafi przygotować rybę tak, że pozostaje w niej minimalna ilość trucizny, która wywołuje uczucie kłucia i drętwienia języka i warg. Daje to pewnego rodzaju ekscytujące i podniecające wrażenia.
Każdego roku pewna liczba ludzi - źle oceniwszy ilość trucizny w spożywanych przez siebie częściach ryby - umiera. Od 1958 roku, gdy w Japonii wprowadzono przepis o obowiązkowej licencji na przyrządzanie fugu, z powodu zatrucia rozdymką zmarło 176 osób. Pięćdziesiąt procent ofiar otruło się zjadłszy wątrobę, 40 proc. spożyło jajniki, zaś siedem procent skórę.
Ciekawostką są doniesienia o ofiarach, które, sparaliżowane lecz przytomne, zostały uznane za zmarłe i obudziły się kilka dni potem lub tuż przed kremacją. Dlatego w niektórych regionach Japonii osoba zatruta tą rybą kładziona jest obok trumny na trzy dni, aby upewnić się o jej śmierci. Jeśli ciało nie ulega rozkładowi, nie jest jeszcze martwe.
Jedzenie fugu to taniec na krawędzi przepaści. Dlatego też wszyscy miłośnicy podwyższonego poziomu adrenaliny nie szczędzą tysięcy dolarów, by pojechać do Japonii i spróbować tego niebezpiecznego dania. I chyba sama myśl o igraniu ze śmiercią działa jak afrodyzjak. Jeśli ktoś oczywiście lubi takie emocje.
Agata Dutkowska
fot. flickr.com/Claudia~~~/cc 2.0/at/sa