Zjadłem ciasto za 2 zł w "nowym" pociągu. Wyczułem to już po pierwszym kęsie
Jechałem RegioJetem i postanowiłem sprawdzić, czy popularne tanie słodkości za 2 zł mogą smakować jak u babci. Na stoliku wylądował i sernik, i ciasto śliwkowe. Jedno zachwyciło, drugie rozczarowało. Które okazało się strzałem w dziesiątkę?
Podróże pociągiem potrafią zaskakiwać nie tylko widokami za oknem, ale i ofertą gastronomiczną. Jechałem ostatnio nowym przewoźnikiem RegioJet i muszę przyznać, że ceny jedzenia są tam naprawdę symboliczne. Ciasta kosztują grosze – kawałek sernika czy ciasta śliwkowego można dostać już za 2 zł. Postanowiłem sprawdzić, czy te słodkości smakują jak u babci. Wynik testu nie był do końca oczywisty.
Owocowe kieszonki na 3 sposoby. Wyglądają jak naleśniki, smakują jak ciastka
Ciasta RegioJet za grosze – sernik i śliwkowe w podróżnym menu
Przyzwyczailiśmy się, że w pociągach jedzenie bywa drogie, a jakość często nie zachęca do zakupów. Tymczasem RegioJet podszedł do tematu zupełnie inaczej. W ich ofercie ciasta można kupić dosłownie za symboliczną kwotę 2 zł. To brzmi jak żart, biorąc pod uwagę, że w zwykłej kawiarni podobny deser kosztuje kilkanaście złotych.
Kiedy spojrzałem na menu, od razu rzuciły mi się w oczy dwa klasyki: sernik i ciasto śliwkowe. Nie mogłem się powstrzymać – zamówiłem oba. Razem zapłaciłem jedynie 4 zł. I tu zaczęła się prawdziwa kulinarna przygoda w środku pociągu.
Ciasto śliwkowe RegioJet – tanio, ale czy smacznie?
Na pierwszy ogień poszło ciasto śliwkowe. Trudno było nie mieć oczekiwań – w końcu dla wielu z nas ten deser to symbol domowej kuchni. Kruche ciasto, soczyste śliwki, czasem lekka kruszonka na wierzchu – tak wygląda wspomnienie z babcinego stołu. Niestety, tutaj szybko zderzyłem się z rzeczywistością.
Już po pierwszym kęsie wyczułem, że placek jest bardzo wilgotny i ciężki. Spód nie przypominał kruchego ciasta, a bardziej miękką, lekko gumową masę. Śliwki zamiast soczystej świeżości miały konsystencję przypominającą susz owocowy – trochę gumiaste, trochę bez wyrazu. Brakowało im kwaskowatości, która zwykle nadaje wypiekowi charakteru i równoważy słodycz.
Powiedzieć, że się rozczarowałem, to mało. To było jedno z tych ciast, które zjada się bardziej z ciekawości niż z prawdziwej przyjemności. Zdecydowanie nie był to deser jak u babci, raczej kompromis między ceną a jakością.
Ratunek przyszedł z sernika – drugie ciasto z RegioJet pozytywnie zaskoczyło
Na szczęście na papierowym talerzyku czekała jeszcze druga część zamówienia – sernik. I tutaj historia nabrała zupełnie innego smaku. To był moment, w którym ciasta w pociągu zyskały w moich oczach drugą szansę.
Sernik okazał się nie tylko poprawny, ale naprawdę smaczny. Spód był kruchy, wyraźnie maślany i dobrze wypieczony. Masa serowa aksamitna, kremowa, z lekką waniliową nutą. Nie był przesadnie słodki, co sprawiło, że każdy kęs zachęcał do kolejnego. Szczerze mówiąc, byłem tak mile zaskoczony, że bez wahania zamówiłem drugi kawałek.
To ciasto rzeczywiście miało w sobie coś, co mogło przypominać domowy wypiek. Oczywiście, nie była to perfekcja znana z babcinych przepisów, ale jak na podróżny standard – naprawdę świetna sprawa.
Podsumowując moją kulinarną przygodę w pociągu, muszę przyznać, że ciasto śliwkowe raczej nie trafi na listę moich ulubionych deserów. Było tanie, ale jego smak nie przekonał mnie do powrotu. Sernik natomiast pozytywnie zaskoczył – za taką cenę trudno oczekiwać ideału, a mimo to otrzymałem coś naprawdę dobrego.