Starożytne afrodyzjaki
Od wieków ludzie starali się zrobić wszystko, by poprawić swoją potencję i atrakcyjność seksualną. Największą kreatywnością wykazywali się w kuchni, uważając wiele potraw i składników za takie, które pomagają w miłości. Afrodyzjaki, bo o nich mowa, pojawiły się wiele wieków temu. I choć dziś skuteczność wielu tego typu środków wydaje się wątpliwa, warto dowiedzieć się, jakich kulinarnych sposobów chwytali się nasi przodkowie chcąc poprawić swoje życie erotyczne.
*Od wieków ludzie starali się poprawić swoją potencję i atrakcyjność seksualną. Największą kreatywnością wykazywali się w kuchni, wykorzystując składniki pomagające w miłości. Afrodyzjaki, bo o nich mowa, pojawiły się wieki temu. I choć dziś skuteczność wielu tego typu środków wydaje się wątpliwa, warto wiedzieć, jakich kulinarnych sposobów chwytali się nasi przodkowie, chcąc poprawić swoje życie erotyczne. *
W Starym Testamencie wymieniono kilka afrodyzjaków. Jednym z nich była mandragora, roślina z rodziny psiankowatych (kuzynka pomidora i papryki), rosnąca na wybrzeżu Morza Śródziemnego i na Bliskim Wschodzie. Największą moc przypisywano korzeniowi tej rośliny, przypominającemu kształtem ludzką postać. Wierzono, że także owoce mandragory pomagają pozyskać przychylność mężczyzn, więc młode dziewczyny często po nie sięgały. Dziś roślina ta znana jest przede wszystkim ze swoich właściwości halucynogennych i zdecydowanie nie jest polecana jako afrodyzjak.
Ogromną popularnością mandragora cieszyła się również w starożytnym Egipcie, gdzie jako afrodyzjak traktowano również... czosnek! Kilka tysięcy lat temu ludzie święcie wierzyli, że ta odpychająco pachnąca roślina wzmaga potencję. Z egipskich doświadczeń korzystał pewnie także rzymski poeta Owidiusz, który wymienił czosnek wśród afrodyzjaków w swoim największym dziele "Ars amandi".
Babilończycy przed miłosnymi uniesieniami wspomagali się herbatą z pokrzywy zwyczajnej. Bardzo cenili również tymianek, który był dla nich symbolem męskości i wielkiej siły. Gdy prawie dwa tysiące lat później do Polski przyjechała królowa Bona, zapanowała w naszym kraju moda na kąpiele z tymiankiem - podobno pomagało to wzmocnić swoją atrakcyjność.
W starożytnej Grecji afrodyzjaków było mnóstwo. Figi, z racji swojego kształtu, były nieodzownym składnikiem każdej miłosnej uczty. Granaty, uważane za ulubiony owoc Afrodyty, także były cenione jako wspomagacze libido. Wśród miłosnych ziół prym wiodły oregano i szafran. Grecy uważali, że kobieta, która jadła potrawy z szafranem, nie oprze się żadnemu mężczyźnie. Może i dziś warto tego sposobu spróbować?
Sztuka miłosna rozkwitła w starożytnym Rzymie. Wachlarz afrodyzjaków był tam wyjątkowo szeroki. Pieprz, kardamon czy imbir były sprowadzane ze wschodu, proszkowane i dosypywane do potraw nie tylko podczas wielkich orgii. Wierzono również w skuteczność ślimaków, trufli, mięsa z dzika oraz garum - niesamowitego specyfiku ze sfermentowanych wnętrzności rybich (podobnego do dzisiejszego sosu rybnego).
Afrodyzjakami były także wszelkie owoce morza (w końcu Afrodyta wyszła właśnie w morskich fal). Mężczyźni w Rzymie zajadali się również warzywami o fallicznych kształtach, co miało zwiększyć ich potencję. Marchew, pory czy pietruszka były z tego powodu bardzo cenione. Jeszcze chętniej jedzono banany, które sprowadzano z Afryki i płacono za nie krocie. Dziś wiele z tych ziół i warzyw jest codziennymi składnikami naszych dań. A czy dzięki nim mamy większą ochotę na miłość? Na to pytanie, każdy musi odpowiedzieć sobie sam.
AD/mmch/kuchnia.wp.pl