Wiewiórka na chrupko i świnka morska na patyku
Wiadomo - co kraj, to obyczaj. Także w dziedzinie kulinariów. To co nam wydaje się normalną pozycją w menu, wśród obcokrajowców budzi wstręt i obrzydzenie. Podobnie działa to w drugą stronę. Bo jak usiąść do talerza, na którym jako danie główne występuje coś, co trzymamy w domu, nadajemy imię, karmimy i pielęgnujemy?
Naszych wątpliwości z pewnością nie zrozumieliby Peruwiańczycy, którzy na swój narodowy przysmak wybrali świnkę morską. Mały gryzoń niczym nie różni się od tych, które kupujemy w sklepach zoologicznych i hodujemy w domu - bynajmniej nie na mięso. W Peru co roku na ruszt trafia 65 mln świnek morskich. Gryzonie zazwyczaj pieczone i podawane są w całości, łącznie z głową, co z pewnością jeszcze bardziej utrudniłoby Europejczykowi podjęcie decyzji o spróbowaniu lokalnego przysmaku. Z pewnością nie przemówi do nas także celebrowanie niezwykłego posiłku. Każdego roku w Peru odbywa się festiwal świnek morskich. Małe gryzonie są nie tylko pierwszoplanowymi aktorami imprezy, ale niestety także daniem głównym. Najpierw występują w charakterze gwiazd. Są przebierane, fotografowane, karmione, biorą udział w pokazie mody, wyborach najpiękniejszych i największych. Jednak na końcu już bez kolorowych ubranek, przypieczone na patyku, zachwalane są jakie "zdrowe, chude mięso, pełne protein".
Wprawdzie mało kto trzyma w domu wiewiórkę, jednak również to zwierzątku budzi w nas ciepłe uczucia. Okazuje się jednak, że nie we wszystkich. Wprawdzie mięso tych gryzoni było jadane już przed wiekami, a przepisy można jeszcze znaleźć w książkach kucharskich z pierwszej połowy XX wieku, jednak od lat – wiewiórek się nie jadało. Wszystko zmieniło się, gdy w 2006 roku angielski lord Inglewood, zaczął namawiać do spożywania wiewiórki szarej, która przywędrowała na Wyspy z USA i zagraża rodzimemu gatunkowi - wiewiórce rudej. Wprawdzie nie wszystkim podoba się pomysł ratowania rudych wiewiórek poprzez zjadanie szarych, jednak niektórym ta motywacja trafiła do wyobraźni. Od kilku lat można bowiem dostać wiewiórcze mięso w niektórych brytyjskich marketach, a ci, którzy mają ochotę skosztować, a nie wiedzą jak je przyrządzić, mogą wybrać się na obiad do jednej z serwujących ten smakołyk restauracji. Jedną z nich jest Spoon Cafe Bistro w Edynburgu, gdzie dostaniemy potrawkę z mięsa szarych wiewiórek. Jednak oferta
dań jest znacznie szersza - pieczone, smażone, podawane jako kotlety. Jednak nie tylko Brytyjczycy przekonali się do wiewiórczego mięsa. Jego delikatność i kruchość bardzo też sobie cenią Indianie z Gór Ramapough.
Kto z nas dziś wyobraża sobie obiad z bobra? Pewnie mało kto, szczególnie, że ten duży gryzoń jest zwierzęciem objętym ochroną. Ale kiedyś sprawa miała się zupełnie inaczej. Na bobry nie tylko polowano, ale też je hodowano. Głównym powodem były oczywiście skóry, ale także kucharze niecierpliwie czekali na dostawy kolejnej porcji mięsa. Jako że bóbr większość czasu spędza w wodzie, poszczący przez sporą część roku chrześcijanie uznali, że w zasadzie można go traktować jak rybę. Z jego mięsa robiono więc postne kiełbaski, kołduny, ale i pieczenie. Najcenniejszy był jednak pokryty łuską ogon, który nadawał się do jedzenia nawet w czasie ścisłego postu.
Wiele gatunków gryzoni to nasze ukochane zwierzęta domowe np. świnki morskie, chomiki czy szynszyle. Są wśród nich i takie, które budzą mieszane uczucia np. myszy i szczury. Jedni je kochają, inni się ich brzydzą, a nawet przy okazji niespodziewanego spotkania wskakują na stołki i blaty, by przeczekać „atak intruza”. Azjaci i mieszkańcy wielu krajów afrykańskich zamiast przed nimi uciekać, sami je gonią. Po co? Jak łatwo się domyślić - w celach kulinarnych. W Tajlandii stragany z pieczonymi szczurami nie budzą ani zdziwienia, ani obrzydzenia. Traktowane są jaki tanie, grillowane na patykach danie i nigdy nie brakuje chętnych, by takiego szczura przekąsić.
Z kolei w Wietnamie - i to w dobrej restauracji - można zamówić np. bardzo elegancko podane myszy na chrupko. Również w Afryce mysz polna stanowi zwyczajny posiłek autochtonów. Wprawdzie myszy serwowane są znacznie mniej elegancko niż te w Wietnamie, ale podobnie jak tamte zaspokajają głód, a przecież o to przede wszystkim chodzi. Polne myszki zazwyczaj są pieczone, a raczej niemal zwęglone w całości.
Choć wielu z nas takie przysmaki mogą wydawać się obrzydliwe, zastanówmy się dobrze, czy w polskiej kuchni nie serwuje się gryzoni? Wprawdzie zarówno królik, jak i zając nie są już do nich zaliczane, ale kiedyś tak właśnie było. A skoro zając i królik - to pod względem kulinarnym jesteśmy już w domu. Wprawdzie dziś jemy zdecydowanie mniej mięsa tych zwierząt, ale nadal stanowią one prawdziwy polski przysmak. Kto nie wierzy - niech wrzuci w wyszukiwarkę hasło „potrawy z królika” lub „potrawy z zająca”. Propozycji, jak zmienić je w wykwintne dania, znajdziemy dziesiątki.
AD/mmch