Stambuł zimą pachnie pieczonymi kasztanami
Leżący nad Bosforem Stambuł zimą owiewają lodowate wiatry. Mgły przetaczają się przez ulice, a słońce tylko z rzadka wychyla się zza chmur. Z tych powodów mieszkańcy miasta i turyści poszukują rozgrzewki u lokalnych handlarzy.
Ci zaś wiedząc, że łatwo w Stambule zmarznąć mają w zanadrzu kilka pomysłów na to, jak rozgrzać tych, którzy w tych niesprzyjających warunkach muszą przemierzać kilometry stambulskich ulic czy to w poszukiwaniu kolejnego muzeum, czy też po prostu w drodze do urzędu albo do pracy.
Gorące pieczone kasztany to pomysł numer jeden. Delikatne i słodkie są jednym z klasyków stambulskiej zimy. Przenośne stragany, przy których są przygotowywane, krążą po mieście, co sprawia, że cały Stambuł wypełnia dym z palenisk, a wszędzie dookoła pachnie pieczonymi kasztanami.
Kasztany jadalne dojrzewają dokładnie wtedy, kiedy te znane z polskich parków. Przechowywane we właściwych warunkach potrafią przetrzymać parę zimowych miesięcy, ale trzeba jeść je szybko, bo to przekąska zdecydowanie sezonowa i już od wiosny łatwo trafić na te niesmaczne. Niezjedzone kasztany można zmielić na mąkę i kiedyś tak właśnie robili mieszkańcy basenu Morza Śródziemnego.
Mąka kasztanowa była tańsza niż pszenna, dlatego w chłopskim menu odgrywała dość ważną rolę. Dziś kasztany wcale nie są już tanie, ale nadal wykorzystuje się je w kuchni. Coraz częściej można kupić obrane i ugotowane kasztany zapakowane próżniowo. Mogą stać się świetną bazą do kasztanowego kremu będącego deserem lub aromatycznej zupy.
Zobacz też: Właściwości kasztanów
Za przysmak uchodzi też miód kasztanowy. Ten ciemny, nieco przypominający miód gryczany, jest ceniony ze względu na właściwości zdrowotne i unikatowy aromat. Bardzo często jest częścią tureckiego śniadania podczas którego, na stole pojawia się mnóstwo miseczek i talerzyków, a na każdym z nich inny smakołyk, wśród których sprawne oko zauważy hummus, muhammarę czy konfiturę z pigwy.
Obok wózków z kasztanami ustawiają się te z wielkimi garnkami, w których kotłują się ugotowane kukurydze. To pospolite warzywo też ma swoich amatorów podczas stambulskiej zimy. Gorąca kolba świetnie rozgrzewa ręce i zaspokaja głód. Część ugotowanych już, żółtych jak banany warzyw czeka tylko by trafić na jakiegoś głodomora. Jednak zanim tak się stanie, zostanie zgrillowana, co przyda jej jeszcze więcej smaku, oraz porządnie posolona.
Wypełniona zabytkami dzielnica Sultanahmet przyciąga mnóstwo miłośników architektury i sztuki, dlatego ruch jest to ogromu od rana. Z tego powodu wózków z kukurydzą można się spodziewać w zasadzie w każdym z zakątków zabytkowego centrum Stambułu.
Zimowy Stambuł ma również swoje napoje. Orhan Pamuk w jednej ze swoich powieści "Dziwna myśl w mojej głowie", pisze o sprzedawcy kolejnego zimowego przysmaku. Podobnie jak w wypadku stambulskich precli, które uliczni handlarze smarują kajmakiem i sprzedają jak kanapki, czy kasztanów, sprzedawca bozy krąży po mieście zazwyczaj późnym wieczorem i krzyczy na cały głos, czym handluje.
Czym jest ta zachwalana radosnym okrzykiem boza? To gęsty, nieco słodki, nieco kwaśny napój z fermentowanej kukurydzy. Bardzo często podaje się go w wersji ozdobionej prażonym ziarnem cieciorki z odrobiną cynamonu. Niegdyś był pokarmem żołnierzy – jest bowiem zdrowy i zawiera mnóstwo węglowodanów. Dziś jednak usłyszeć głos sprzedawcy bozy jest równie trudno co syreni śpiew, a ów napój kupuje się głównie w supermarketach. Boza znana jest na całych Bałkanach, nie tylko w Turcji. Bułgarzy za jej podstawę mają pszenicę i proso, a nie jak Turcy kukurydzę.
Królem zimowego Stambułu jest jednak salep, pisany również jako salhep. Można na niego trafić w kawiarniach, ale również bywa sprzedawany z wielkich złotych samowarów na ulicy. Salep to pachnący cynamonem, gęsty, słodki napój, który doskonale potrafi ogrzać ręce i poprawić humor. Tym, co dodaje mu wyjątkowości, jest surowiec wykorzystywany do jego produkcji.
To sproszkowane bulwy storczyka męskiego. Salep podobnie jak bozę znają całe Bałkany, a starożytni rzymianie wierzyli, że jest afrodyzjakiem. Niegdyś salep znała większość europejskich krajów, był bardzo popularny, zwłaszcza w zimie, przed rozprzestrzenieniem się herbaty i kawy. Dziś najzimniejszą porą roku rozgrzewa mieszkańców Stambułu. Do jego produkcji używa się bulw ponad trzydziestu gatunków storczyków dostępnych na terenach Anatolii.
Uroków Stambułu nie da się podziwiać z pustym brzuchem. Dobrze, że na co drugim roku czeka liczny sprzedawca, oferujący precle z sezamem, gorący salep czy pieczone kasztany. A smakowanie ich w cieniu smukłych minaretów sprawia, że wizyta nad Bosforem jest jeszcze trudniejsza do zapomnienia.
Chcesz się pochwalić swoimi kulinarnymi osiągnięciami? Masz ciekawy przepis? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl