Polskie jadło, tradycyjna kuchnia? To wszystko bujda. Co naprawdę przed wojną jadali zwykli Polacy?
Schabowy, tatar i golonka? Zapomnij. Dziczyzna? Chyba tylko dla panicza. A bigos myśliwski? Zwyczajny Polak nie wiedziałby nawet co to takiego. Sprawdź co naprawdę jadano przed stuleciem.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Powiedzieć, że przed wojną wieś bywała głodna, to jak nic nie powiedzieć. Siedemdziesiąt procent ludności mieszkało właśnie poza miastem i to w zdecydowanej większości nie w uroczych dworkach ziemiańskich, a w prostych chatach. W wielu rodzinach włościańskich bieda aż piszczała, w szczególności w Polsce "B".
Dziś w każdym większym mieście znaleźć możemy restaurację prezentującą się jako przybytek serwujący prawdziwe "chłopskie jadło". Reklamują się one jako sięgające do tradycyjnej kuchni, najlepiej o korzeniach przedwojennych.
W menu takiej knajpy znajdziemy naturalnie schabowego na honorowym miejscu, gdzieś mignie tatar i goloneczka, ewentualnie jakaś dziczyzna czy bigos. A! I pierogi. Nie może zabraknąć wypełnionych nadzieniem do granic możliwości, skąpanych w tłuszczyku i obsypanych skwarkami pierogów. Cały problem w tym, że nijak ma się to wszystkie do tego, jak żywili się przed wojną zwyczajni Polacy.
Schabowy? To w gruncie rzeczy nowość…
W XIX wieku pojawia się w książce kucharskiej przepis na schabowego, ale klasyk z rozklepanym niemal na papier kotletem, opanierowanym kilka razy i smażonym na oleju z dodatkiem ziemniaków z wody i zasmażanej kapusty stał się gwiazdą dopiero peerelowskich stołów. Goloneczka z zabitego na własne potrzeby wieprza musiała wystarczyć na tydzień gotowania różnych specjałów, a przepisu na tatara próżno szukać w popularnych przed wojną książkach kucharskich.
Także bigos, choć piszą o nim znane ówcześnie kucharki, był raczej specjałem z repertuaru dworskiej kuchni, podawanym jaśniepanom z kotła, wraz z kieliszkiem starki, w trakcie polowania. A co do dziczyzny, chłopi nie odważyliby się na nią zapolować, a mieszkańcy miast nie mieliby jej gdzie legalnie kupić. Krótko mówiąc, menu takiego lokalu wraz z jego przekazem marketingowym można wsadzić między bajki. Zgadzają się tylko pierogi, choć w znacznie skromniejszej oprawie.
W rzeczywistości ludność z biednych terenów rolniczych pożywiała się drobiem (zresztą z rzadka – bardziej opłacało się kurę spieniężyć niż ugotować) i wieprzowiną, a małe i wychudzone wiejskie krowy nijak nie nadawały się na porządny stek. Podstawą diety niezamożnych mieszkańców wsi były ziemniaki, kasze, własna mąka, kapusta, bób i wszystko to, co dało się samemu zasiać i wyhodować.
Oprócz tego pełnymi garściami czerpano z otoczenia – spożywano znacznie więcej grzybów niż dzisiaj, leśnych owoców oraz łowiono ryby i raki. Informacja o tych ostatnich może na pierwszy rzut oka zaskakiwać, jednak dzięki czystemu środowisku poza obrębem miast wody obfitowały we wspomniane skorupiaki. W niektórych akwenach wystarczyło tylko zanurzyć rękę w nieodpowiednim miejscu i można było zostać uszczypniętym przez raka w palec.
Mięso się zdarzało
Oprócz tego jadało się "drobne" części zabijanego na własne potrzeby świniaka, do których zaliczały się między innymi żeberka czy nóżki. Używając ich jako bazy, przygotowywano proste, acz sycące dania.
Po zabiciu świni i zrobieniu wędlin i innych przetworów oraz zakonserwowaniu części przesmażonego mięsa w smalcu, resztę zasalano, na wierzchu układając to, co miało być zjedzone w pierwszej kolejności. Popularny pogląd, że w przedwojennej Polsce mieszkańcy wsi mięso jadali tylko od wielkiego dzwonu, nie wytrzymuje zderzenia z faktami.
W XIX wieku dzięki postępowi w rolnictwie udało się zwiększyć wydajność plonów o kilkadziesiąt procent. Dzięki temu można było nadwyżki sprzedawać lub poświęcać na hodowlę, co przekładało się bezpośrednio na wzrost pogłowia trzody chlewnej. Gospodarze mogli przeznaczać część tuczonych świń na potrzeby własnej rodziny. Familie były wówczas różnej wielkości.
Zdarzało się, że pod jednym dachem żyli rodzice, dziadkowie, cała gromada dzieci i czasem jeszcze jakiś dalszy krewny lub parobek. Przy tak licznych domownikach zapasy kończyły się wcześniej i z tygodnia na tydzień posiłki miały coraz skromniejszy udział wieprzowiny, jednak nadal się ona pojawiała.
Niesamowita zaradność, wyśmienite potrawy, jedyny w swoim rodzaju smak. Poznaj kobiecą historię przedwojennej Polski w książce Oli Zaprutko-Janickiej pt. "Dwudziestolecie od kuchni". Kliknij i kup w księgarni wydawcy.
src="https://d.wpimg.pl/2011021827--1274404106/okladka.jpg"/>
Zainteresował Cię artykuł? Na CiekawostkachHistorycznych.pl przeczytasz również o najbardziej bezczelnych oszustwach przedwojennych sklepikarzy.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.