Jedzenie i napoje... jak pasta do zębów
W ostatnich latach pojemniki na jedzenie przechodzą prawdziwą metamorfozę. Projektanci i producenci idą w kierunku łatwości przechowywania oraz wygody konsumpcji, transportu i sprzedaży. Puszkują, foliują, ostatnio zdecydowanie zakochali się w tubkach.
Do niedawna ten rodzaj opakowania kojarzył się głównie z pastą do zębów, ewentualnie do butów. Bez większego zdziwienia przyjęliśmy "tubkowane" skondensowane słodkie mleko, a nawet lody. Potem tuby na całego zaczęły podbijać świat słodkości - pojawiły się czekolady, lukier i inne masy do dekorowania ciast i deserów. Pewne zdumienie wywołała zamknięta w tym opakowaniu guma do żucia.
To jednak nic, w porównaniu z tym, co dziś dostaniemy w tubkach. Zacznijmy więc od najmłodszych konsumentów. Tubka jest łatwa i wygodna w obsłudze. Można ją wszędzie zabrać, w każdej chwili odkręcić i ponownie zamknąć. Żeby wyssać zawarte w niej jedzenie wystarczy włożyć ją do ust i lekko nacisnąć. Nie potrzebujemy dodatkowych talerzy czy sztućców. Nic więc dziwnego, że producenci jedzenia dla najmłodszych postanowili po nią sięgnąć. Co znajdziemy w tubkach dla najmłodszych? Przede wszystkim musy owocowe. Zawartość nie różni się od tego, co kupimy w słoiczkach czy plastikowych pojemnikach. Jeśli więc nie możemy dać dziecku świeżego owocu i musimy ratować się słoiczkami, bez specjalnych obaw możemy też sięgnąć po tubkę.
Kolejne tubkowe propozycje budzą zdecydowanie większe kontrowersje. Choć może nie powinny - w końcu pasty krewetkowe czy łososiowe od dawna są dostępne właśnie w takich opakowaniach. Nic więc dziwnego, że przyszedł też czas na bekon. Szwed Vilhelm Lilleflask, pracyjący w niewielkiej restauracji wpadł na pomysł by poddać go obróbce termicznej i zmiksować go na łatwo przyswajalną mięsną masę. W takiej postaci trafił do tuby. Okazuje się jednak, że papka to zupełnie co innego niż smażony, chrupiący plasterek bekonu. Wynalazek miał bowiem miejsce przeszło pół wieku temu, a nadal nie podbił serc konsumentów.
Ten przykład może budzić wątpliwości czy lepszy los spotka tubkowane sushi. Wprawdzie producent tego wynalazku, firma Popper Foods, nie zmieniła ruloników z ryżu, owoców morza i warzyw w pastę, jednak wepchnęła je do tuby wraz z wasabi i sosem sojowym. Miłośnicy sushi mają do wyboru trzy wersje smakowe: z krewetką, krabem lub ogórkiem. Zwinięty rulonik włożony jest do owalnej tuby, z której wypycha się jedzenie za pomocą tłoczka, wprost do ust. Sześć tubek przysmaku kosztuje ok. 35 dolarów. Zobaczymy czy niska cena i łatwość konsumowania wystarczą, by smakosze pokochali sushi w tubce.
Dość chwytliwy okazał się pomysł z umieszczeniem w tubie... alkoholu. Kilka lat temu w niektórych polskich sklepach i knajpach pojawiły się zamknięte w tym nietypowym opakowaniu wódka z sokiem i ajerkoniak. Wygodny drink zawiera ok. 10 proc. alkoholu i z pewnością nie zbije się podczas transportu. Kiepsko jednak prezentuje się na imprezach i trudno wypić nim bruderszaft. Może z tej przyczyny butelki nadal królują w przemyśle alkoholowym.
Skoro nie alkohol, to może kawa? Może nie do końca w tubie, co raczej "tubokształtnym" inhalatorze. Ten niezwykły produkt to wynalazek profesora Harvardu, Davida Edwardsa. Sproszkowana kofeina, której cząsteczki zostały odpowiednio zmniejszone, by mogły unosić się w powietrzu,nie dostając jednocześnie do płuc, została zamknięta w specjalnych sztyftach. Zamiast porannej filiżanki wystarczy jedno naciśnięcie tłoku i... zastrzyk energii gotowy. Nie potrzeba filiżanki, czajnika, wody ani czasu. Co jednak z przyjemnością, którą - jak twierdzą amatorzy kawy - daje picie tego napoju? Kawowy inhalator Le Whif na razie nie wpłynął na spadek sprzedaży normalnej kawy. Choć jest dostępny aż w trzech smakach - czekoladowym, miętowym i malinowym. Może gdyby była też wdychana kawa o smaku kawy sukces byłby większy?
AD/mmch