Frytki dla hipsterów już w McDonaldzie. Sprawdziliśmy jak smakują
Ta niepozorna, pomarańczowa bulwa zrobiła ostatnio niesłychaną karierę. Bataty, (podobno zdrowsza) alternatywa dla ziemniaków, pojawiły się ostatnio wszędzie, od modnych restauracji po zwykłe zieleniaki i dział warzywny dyskontów. Teraz znalazły się w najpopularniejszej sieci. Spróbowaliśmy.
Czemu zawdzięczają swoją karierę? Odpowiedzi jest zapewne kilka. Ziemniak to podobno najnudniejsze, co w polskiej kuchni może się zdarzyć. Choć niezwykle wszechstronny – można go zjadać w całości albo przerabiać na wszystko, od zupy po placki, ale wszystko to kojarzy się z przaśnym, polskim stołem, który nowocześnie nastawieni Polacy musieli odrzucić. Batatowy powiew świeżości skutkuje olbrzymią modą. Niby są takie same, jak zwykłe kartofle. Określenie "słodkie ziemniaki” nie jest zbyt precyzyjne, ale działa genialnie jako instrukcja obsługi: z batata można robić wszystko to, co może powstać z pyry.
A co jest najlepsze z ziemniaka? Wiadomo, frytki! Kochają je wszyscy: dzieciaki, bo są wygodne do jedzenia palcami, sycące i, dzięki chrupiącej skórce, za której powstanie odpowiada tzw. efekt Maillarda, niezwykle pyszne. Kochają je mamy i babcie – bo łatwo nakarmić nimi rodzinę, wszak nikt nie odmówi fryteczki. Dla pań są świetnym wyborem na randkę: mogą dzięki temu nic nie zamówić, twierdząc, że są niegłodne, a później zjeść swojemu mężczyźnie pół porcji frytek, przy każdej przebąkując, że to już ostatnia.
Kochają też frytki hipsterzy – pretensjonalne miejskie typy, takie jak ja – za to, że można kupić je w okienku (płacąc za małą porcję jak za porządny obiad)
i jeść na skwerku albo nad rzeką, popijając kraftowe piwo od sprzedawcy na rowerze. To właśnie ze względu na nich w niektórych restauracjach znaleźć można ogłoszenie o "wegańskich frytkach z batatów”, tak jakby tradycyjne frytki ziemniaczane mordowały Matkę Ziemię i jej dzieci.
Nic więc dziwnego, że pod trend ten podłączył się także McDonald’s, sieć znana z tego, że zmieniła oblicze gastronomii na całym świecie, a od pewnego czasu nie ma pomysłu na siebie. Firma wymienia menu, strategie i prezesów, a wyniki sprzedaży w dalszym ciągu nie są zadowalające (ubiegłoroczny wzrost to raczej wyjątek niż norma), więc naturalne jest, że wszystko, co modne, prędzej czy później wejdzie do jej oferty – choćby na próbę nowego modelu biznesowego.
Tak też stało się z batatami. W nadziei na przyciągnięcie tych, którzy burgery jadają tylko z foodtrucków, popularny "Maczek” wprowadził do oferty frytki z tych warzyw. Zamówiliśmy je do redakcji (razem z tradycyjnymi frytkami), by spróbować i poszukać różnic i podobieństw oraz ocenić ogólne wrażenie.
Jakie ono jest? Zaskakująco dobre! Dostawca przywiózł nam zamówienie zaledwie w kilka minut z pobliskiego punktu sieci, a dzięki temu, że zamówiliśmy znane i lubiane frytki ze starych, dobrych ziemniaków, mieliśmy porównanie ich chrupkości. Te kilka minut oczywiście wystarczyło, żeby oba produkty straciły nieco miękkości, ale w dalszym ciągu nie były miękkim kapciem, którym stałyby się w ciągu pół godziny. Świeżo wysmażone i odebrane bezpośrednio przy kasie byłyby na pewno równie chrupiące, a w środku miękkie i przyjemnie parzące w podniebienie.
Za 6,90 zł, czyli w cenie dużych frytek, dostajemy nieco mniejszą, ale wciąż satysfakcjonującą porcję pomarańczowego szaleństwa. Frytki z batatów mają na sobie małe "łuski” skórek, obsmażonych tak, że lekko odchodzą. Surowe bataty są bardziej zwarte od zwykłych ziemniaków i mają twardszą skórkę, na ziemniakach po dokładnym ciśnieniowym opłukaniu nawet jej nie widać. Nic więc dziwnego, że te drobinki bardziej rzucają się w oczy. Do każdej porcji dostaniemy też sos – nie zwykły ketchup, ale jeden z kilku smaków do wyboru. Nam przypadły do gustu tradycyjny sos słodko-kwaśny ("od zawsze” pamiętamy go jako smar do mcNuggetsów) oraz lekko ostry chilli lemon.
I najważniejsze – choć bataty to słodki odpowiednik ziemniaka, frytki z McDonalda nie są wcale bardzo słodkie. Są lekko słodkawą alternatywą dla zwykłych frytek. Gdyby zrobić konsumentom ślepą próbę i zapytać, co właśnie jedzą, nikt nie wskazałby raczej na kartofle. Nieobeznanym ze smakiem batatów skojarzyłyby się pewnie prędzej z marchewką, może nawet z dynią.
Frytki w McDonaldzie są też wyraźnie grubiej pokrojone, wyróżniają się więc "stylem”, bardziej zbliżonym do rustykalnych, czasem ręcznie krojonych frytek w modnych okienkach i foodtruckach w imprezowych rejonach miasta. Są też nieco bardziej nieregularne w kształcie – dużo trudniej dobrać bulwy odpowiedniego kalibru i wprowadzić powtarzalną normę.
Trudno powiedzieć, czy frytki z batatów uratują wizerunek McDonalda jako nowoczesnej restauracji? Cóż, w najlepszym wypadku będzie składową jakiegoś przyszłego, nieoczekiwanego sukcesu. Ale jest fajną przekąską, wnoszącą do naszej tradycji powiew świeżości.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl