Ręka do deserów to mało powiedziane. Kraków pokochał słodkości dwóch braci z Ukrainy
Krakowski Stary Kleparz to raj dla miłośników dobrego jedzenia. Okoliczne uliczki też skrywają punkty, które zachwycają smakiem. W jednym z nich rządzą bracia Szewczenko. Kuszą Polaków "wyszukanymi deserami". Jaki jest ich sekret?
Pierwsza była naleśnikarnia Pies Pianista. Po najprawdziwsze francuskie ustawiali się tu studenci pobliskiej Akademii Sztuk Pięknych. Psu dość szybko wyrosła konkurencja w formie gotowanych na parze pierożków w Mandu i bibimbapu w Oriental Spoon. Potem poszło już z górki. Pojawiły się bliskowschodnie delikatesy, sklep z holenderskimi serami i Wyszukane Desery Braci Szewczenko. Okazało się, że na Kleparz idzie się już nie tylko na zakupy, ale można tam również świetnie zjeść.
Z dalekiej Ukrainy na podbój świata
O cukierni Szewczenków szybko zrobiło się głośno, bo ich desery były nie tylko smaczne, ale również piękne. Roman i Sergiej swoją krakowską cukiernię otworzyli w 2016 roku, ale ich przygoda z kulinariami i słodyczami zaczęła się dużo wcześniej. Obaj bracia na czwartym roku studiów musieli zacząć zarabiać. Wybór Romana padł na restaurację. Do pracy w gastronomii zachęciła go przyjaciółka. Nie było to wcale oczywiste. Roman był na inżynierskich studiach w zakresie metalurgii. Lubił jednak gotować jak wszyscy członkowie rodziny. Można nawet powiedzieć, że gotowanie, obaj bracia wyssali z mlekiem matki, ta była bowiem zawodową kucharką. Zastanawiał się nad tym, czy zacząć na sali jako kelner, czy w kuchni jako pomocnik i chłopak od wszystkiego. Rada przyjaciółki znów okazała się bezcenna. – Bierz robotę w kuchni – powiedziała – jeśli ci się spodoba, będziesz mógł piąć się po stopniach kariery.
Roman zaczął i… wpadł w kulinaria jak śliwka w kompot. Spodobał mu się aspekt kreacyjny. Wtedy też przygotował swój pierwszy tort. Jeszcze nie na sprzedaż, po prostu miał urodziny i chciał czymś niebanalnym podzielić się z kolegami z pracy. Okazało się, że ma rękę do deserów, wszyscy byli bowiem zachwyceni smakiem i wyglądem tortu, który przyniósł ze sobą. Po studiach wyjechał do pracy w Stanach. Niedługi okres zaowocował doświadczeniem w kuchni włoskiej. Wrócił do Dniepropietrowska i stwierdził, że skoro tak podoba mu się robienie słodyczy, to może to jest droga, którą powinien pójść. Zatrudnił się w najlepszej w mieście cukierni. Miał tam rewelacyjnego nauczyciela z Moskwy. Nabrał coraz większego doświadczenia i pewności w zawodzie kucharza i cukiernika.
Gastro zamiast wydobycia węgla
O trzy lata młodszy Siergiej również na czwartym roku zaczyna pracę w restauracji. Idzie w ślady starszego brata, bo mimo prestiżowych studiów inżynierskich związanych z wydobyciem i obróbką węgla nie jest przekonany, że to dobry wybór. Pracuje dużo i ma do czynienia z różnymi kuchniami. Pracuje w restauracji amerykańskiej, włoskiej, zdobywa szlify jako sushi master. Głównie zajmuje się kuchnią mięsnym, ale po dziesięciu latach pracy w gastronomii zaczyna czuć przesyt.
Bracia wpadają na pomysł założenia szkoły kulinarnej. Szybko przechodzą do dzieła. Roman uczy kuchni włoskiej i cukiernictwa, Siergiej zabiera się za kuchnię japońską i mięsa. Nazywają szkołę Fartuch. Szkoła jest dużym sukcesem, ale trudna sytuacja ekonomiczna na Ukrainie sprawia, że ciężko jest związać koniec z końcem. Duże koszty karzą myśleć o kolejnej zmianie. Myślą o przeniesieniu do Polski. Najpierw powoli, potem coraz śmielej zabierają się za opracowanie planu. Pieniądze ze sprzedaży mieszkania w Dniepropietrowsku przeznaczają na otwarcie cukierni w Krakowie. Pieczę nad szkołą Roman powierza swojej partnerce Tamile.
Kleparz otwarty na słodkości
Ostatnie dwa lata to dla Szewczenków bardzo wyczerpujący czas. Sami remontują lokal przy krakowskim Kleparzu. Pracują dużo, bo po sześć, czasem siedem dni w tygodniu. Osiągają niemały sukces. Niespełna dwa lata po otwarciu cukiernia braci Szewczenko jest w pierwszej trójce ulubionych cukierni krakowian.
Do ulubionych deserów należy czekoladowy tort z kremem brulee, ale pojawia się coraz więcej próśb o klasyczne desery ukraińskiej. Roman opracowuje recepturę na krakowską wersję ukraińskiego Napoleona, potem dodaje bezowy torcik przełożony nugatem, słynny deser kijowski. Bardzo lubią życie w Polsce, w Krakowie, o którym Roman mówi, że jest miastem, które świetnie łączy w sobie tradycję i nowoczesność, choć tęsknią za rodziną i marzą, o tym, by pewnego dnia zamieszkać razem w Krakowie.
Dziś każdy deser bracia Szewczenko przygotowują w dwóch wersjach. Małe można kupić codziennie w ich cukierni. Są degustacyjną porcją większych tortów, które mieszkańcy Krakowa zamawiają na wyjątkowe uroczystości rodzinne. Nie można bowiem zapominać o tym, że Kraków torty kocha i to już od stuleci. Docenia też kunszt pasjonatów, którzy przeszli długą drogę do cukierniczej perfekcji.