PRL inspiruje, czyli karnawałowe menu minionego systemu
Okres Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej trwał 44 lata. Mimo reglamentowania żywności i ciągłych jej braków w sklepach Polacy potrafili z niczego zrobić coś.
Powstawały książki kucharskie, w których opisywano np. 200 potraw z ziemniaka czy z jajek, a w wielu przepisach zamiast produktów, których zdobycie graniczyło z cudem, proponowano zamienniki. Dziś czytając niektóre z receptur trudno nie ukryć uśmiechu, bo jak inaczej zareagować na przykład na maggi, które miało zastępować sos sojowy, a łososia miały udawać śledzie.
A jednak i w PRL urządzano karnawałowe przyjęcia, na których stoły uginały się pod ciężarem dań zimnych, gorących i wszelkiego rodzaju przekąsek. Panie domu stawały na głowie, by zdobyć potrzebne składniki, a ich inwencja twórcza w kuchni nie miała granic.
Zgodnie z ówczesną modą, królowały przekąski. Przede wszystkim koreczki, czyli nabite na wykałaczki kawałki chleba oraz wędlin, serów, marynowanych ogórków lub grzybków. Takie koreczki były dość czasochłonne do zrobienia, ale za to idealnie maskowały skromność składników, z których zostały stworzone.
Koreczki czasem zastępowano tartinkami – małymi kanapeczkami z różnego rodzaju pastami. Bardzo popularna była pasta jajeczna, z gotowanych na twardo jajek rozgniecionych z majonezem, szczypiorkiem i przyprawami. Pasta z wędzonej makreli z ogórkami kiszonymi i cebulką również często gościła na stołach. Pasty przygotowywano również z ryb konserwowanych, sardynek czy byczków w sosie, które fantastycznie nadawały się do smarowania na kanapkach.
Zobacz też: Karnawałowe przekąski z ziemniaków
Centralne miejsce na stole zajmowała sałatka warzywna. Zanurzone w gęstym, majonezowym sosie (majonez najczęściej samodzielnie ucierano w domach) warzywa - marchewka, ziemniaki, pietruszka, seler, zielony groszek konserwowy i kiszony ogórek, którym tradycyjnie towarzyszyło jabłko – czasem "uszlachetniane" były krojoną w kostkę szynką wędzoną i jajkami. Im więcej było szynki w sałatce, tym bardziej zyskiwała ona na popularności, absolutnie nie tracąc przy tym nazwy "warzywna".
Na imprezach karnawałowych nie mogło zabraknąć również galaretki z nóżek wieprzowych, zwanej wówczas "meduzą". To danie było stosunkowo proste do zrobienia, bo choć wieprzowinę eksportowano np. do Związku Radzieckiego, przez co brakowało jej w sklepach, to nóżki były stosunkowo łatwo dostępne. W innej wersji nóżki zastępowano mięsem kury, na której gotowano wcześniej rosół.
Galaretki tego typu dziś robimy najczęściej w małych miseczkach i foremkach, w czasach PRL musiała to być wielka miska lub ogromny półmisek. Danie koniecznie trzeba było skropić octem, który królował na sklepowych półkach. Oczywiście spirytusowym, bo innych nie było.
Podczas karnawału popularne były również potrawy ze śledzi. Najbardziej powszechny był śledź po japońsku, który oczywiście z Japonią nie miał nic wspólnego. Kawałki solonego i wymoczonego śledzia podawano w sosie majonezowym, dodając pokrojone w kostkę jajka, kiszone ogórki, jabłka i cebulę. Śledzie marynowane w occie z kolei były bardzo popularną zakąską. Zawinięte na wykałaczkę i nadziane cebulą stanowiły rarytas.
Jedną z najłatwiej dostępnych wędlin była mortadela, a raczej wielofunkcyjna wędlina, która prawdziwą mortadelę miała przypominać. PRL-owska mortadela często zastępowała schab lub inne mięso. Panierowana jak kotlet schabowy w bułce tartej mortadela podawana z jajkiem sadzonym nazywana była "żabim oczkiem". Takie danie podawano na ciepło podczas wielu karnawałowych przyjęć.
Te "rarytasy" trzeba było czymś popić. Oczywiście, zdobyta na kartki wódka była najpopularniejsza. Trafiało się także wino, niekoniecznie polskiej produkcji. Wielkim zainteresowaniem cieszyły się szczególnie wermuty Istra, wina słodkie, ciężkie i powodujące monstrualnego kaca. Czasy były jednak nieciekawe, więc nie żałowano sobie alkoholu, nawet znając następstwa przepicia.
Chcesz się pochwalić swoimi kulinarnymi osiągnięciami? Masz ciekawy przepis? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl