"Obiad zawieszony". Znana dziennikarka pisze o poruszającej akcji osiedlowego baru
"Warto w ponurej rzeczywistości zrobić coś dobrego. Zawiesić obiad. To dużo zmienia" — pisze na Facebooku Sylwia Majcher.
Nieustannie rosnące ceny żywności i energii dotykają każdego z nas. Wybierając się na drobne zakupy, zapłacimy nawet kilkukrotnie więcej niż jeszcze rok temu, a domowy budżet ciągle malej. Jednak dla niektórych osób inflacja oznacza nową rzeczywistość — zwyczajnie nie stać ich na jedzenie.
Szczególnie narażeni są emeryci, których emerytury zawsze pozostawiały przecież wiele do życzenia, a w zderzeniu z dzisiejszymi cenami niemalże zupełnie tracą wartość. Okazuję się jednak, że nie brak ludzi dobrej woli, którzy nie zgadzają się z takim stanem rzeczy i postanowili pomóc tym, którzy najbardziej tego potrzebują.
Sylwia Majcher jest dziennikarką, edukatorką ekologiczną i autorką książek. Ma swoim koncie na Facebooku zamieściła niedawno post o pomysłowej inicjatywie właściciela pobliskiego baru, który postanowił nakarmić potrzebujących z własnej kieszeni. Wizytę w barze polecił jej sprzedawca na osiedlowym targu, więc dziennikarka zajrzała tam pomimo pośpiechu.
"Bar nazywa się 'Do Syta', w jadłospisie są obiady, jak u mamy. Można zjeść rozgrzewającą jarzynową, aromatyczne gołąbki, kaszę z gulaszem. Jedno danie lub duet za 22 zł. Jest domowo i do syta nie tylko w szyldzie. Pan Grzegorz od kilku dni karmi okolicznych mieszkańców, którym szalejąca inflacja nie daje wyboru. Rachunek za cholerę im się nie zgadza i na ciepły posiłek, zjadany chociaż raz dziennie, nie starcza" — opisuje inicjatywę Majcher.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak wyczyścić piekarnik i nie namęczyć się przy tym?
Dzięki akcji pana Grzegorza okoliczni emeryci nie muszą już cierpieć głodu. "To jest Pan Wiesław, Pani Jadwiga, Pani Maria i kilkanaście innych osób, których skromne emerytury odzierają z godności. Dlatego właściciel baru Do Syta mówi Im, że u niego szyld nie jest tylko reklamowy. Naprawdę można się najeść, zamówić barszcz, mielone albo jedno i drugie z surówką w dodatku. Do syta. Bez nerwowego szukania pieniędzy w pustym portfelu. Bez wstydu. Bo wstydem jest to, że tak wielu osób dziś nie stać na ten ciepły posiłek każdego dnia. Pan Grzegorz mówi, że do niego takich osób zagląda coraz więcej" — tłumaczy dziennikarka.
Okoliczni mieszkańcy i stali bywalcy baru dołączyli do pięknej inicjatywy Pana Grzegorza, sponsorując obiady potrzebującym. "Dotąd bar "Do Syta" karmił na własny rachunek, ale ktoś zasugerował, że inni, którzy mają nieco więcej i chcieliby się podzielić, mogą obiad dla Pana Władka czy Marysi zawiesić. Czyli zapłacić, wrzucić paragon do koperty na szybie, żeby Ci są głodni, mogli wykorzystać ten rachunek w razie potrzeby". — przeczytamy w Facebookowym poście Sylwii Majcher.
Trwa ładowanie wpisu: facebook