Gdy mirabelki leżą przy drodze... Czy warto je jeść?
Rosną dziko w wielu polskich miastach. Niewielkie, żółte lub jasnoróżowe owoce zalegają w sierpniu na chodnikach i trawnikach. Mało kto się po nie schyla, także ze strachu, że mirabelki kryją w sobie rozmaite zanieczyszczenia. Czy są to słuszne obawy? A może marnujemy bardzo wartościowy produkt?
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Mirabelki to bez wątpienia jedne z najbardziej niedocenianych w Polsce owoców. Krzewy lub niewielkie drzewa, wiosną pokrywające się kobiercem białych i pachnących kwiatków, zaś latem wydające mnóstwo żółtych, pomarańczowych lub czerwonych owoców, możemy spotkać niemal na każdym kroku. Czasem rosną na skwerze w centrum miasta, niekiedy na osiedlowym trawniku.
Przed laty mirabelka, która dotarła do naszego kraju z zachodniej Europy (pochodzi z francuskiej Lotaryngii, gdzie do dziś jest bardzo cenionym przysmakiem) była chętnie wykorzystywana w kuchni. Nasze babcie przygotowywały z niej pyszne kompoty, dżemy czy nalewki. Małymi śliwkami zajadały się dzieci, o czym świadczy głośna wypowiedź polityka Stefana Niesiołowskiego, który komentując informacje na temat głodu panującego wśród najmłodszych Polaków, stwierdził w jednym z wywiadów: - Jak ja chodziłem do szkoły, to wtedy rzeczywiście, jak ktoś miał bułkę albo kawałek czekolady, to było "daj gryza", "daj kęsa". Myśmy cały szczaw wyjedli z nasypu i wszystkie śliwki ulęgałki, tak zwane mirabelki, żeśmy zjedli. Dzisiaj te wszystkie gruszki, śliwki leżą i nikt tego nie zbiera.
Z tym ostatnim zdaniem trudno się nie zgodzić, gdyż dojrzałe mirabelki zazwyczaj zalegają na chodnikach i trawnikach. Często wynika to z faktu, że nie wiemy, co z nimi zrobić, niekiedy jednak także z obaw o zanieczyszczenia, jakie wchłaniają owoce dojrzewające w miastach. Czy jest się czego bać?
Miejskie owoce zdrowsze?
W Polsce nikt nie przeprowadzał szczegółowych badań dotyczących jakości "miejskich" owoców, w tym mirabelek. Jednak warto sięgnąć do analiz wykonanych niedawno przez naukowców z amerykańskiego Wellesley College, którzy wzięli pod lupę jabłka, śliwki i gruszki rosnące na terenach dużych aglomeracji. Co się okazało? Nie stwierdzono w nich większego stężenia szkodliwych metali ciężkich (zwłaszcza ołowiu i arsenu) niż w owocach pochodzących z dużych upraw. Jakby tego było mało, nie zawierały również śladów niebezpiecznych dla zdrowia pestycydów, którymi sadownicy obficie raczą drzewa owocowe. Tego typu substancje często przenikają do jabłek czy śliwek trafiających do sklepów i na targowiska.
Zobacz też: Właściwości papierówek
Może zatem warto zainteresować się mirabelkami zalegającymi na trawniku pod blokiem? Małe śliweczki kryją w sobie bowiem potężną dawkę witamin, zwłaszcza C (aktywizuje system odpornościowy), E (bez jej udziału organizm nie wyprodukuje hormonów szczęścia – serotoniny i noradrenaliny), K (zapewnia właściwą krzepliwość krwi, zmniejsza nadmierne krwawienia miesiączkowe, a nawet hamuje rozwój komórek nowotworowych) czy B1 (uczestniczy w procesie spalania tłuszczów i wspomaga pracę układu sercowo-naczyniowego).
Mirabelki są także skarbnicą pektyn, czyli rozpuszczalnego błonnika, który zwiększa objętość w żołądku, wywołuje uczucie sytości i wspomaga prawidłowe funkcjonowanie jelit – poprawia ich perystaltykę i reguluje proces wypróżniania oraz garbników działających ściągająco na błony śluzowe przewodu pokarmowego i przeciwdziałających biegunkom.
Mirabelki w kuchni
Miąższ mirabelek ma słodki i korzenny smak, po dojrzeniu łatwo odchodzi od pestki. Owoce można jeść na surowo, choć najbardziej ceni się je po przetworzeniu. Warto wykorzystać je do przygotowania pysznego i orzeźwiającego kompotu czy aromatycznej konfitury (kilogram wypestkowanych mirabelek przez pół godziny smażymy z syropem z 3 szklanek cukru i szklanki wody, pod koniec dodając sok z połowy cytryny).
Zimą docenimy walory nalewki z mirabelek, wzmacniającej odporność i wspomagającej leczenie schorzeń górnych dróg oddechowych. Owoce umieszczamy w szklanym słoju, zasypujemy cukrem (powinno być go około połowy wagi śliwek) i zalewamy spirytusem, by pokrył całość. Naczynie ustawiamy w słonecznym miejscu na 3 tygodnie, regularnie mieszając. Po tym czasie nalewkę przefiltrowujemy i rozlewamy do butelek. Przechowujemy w ciemnym i chłodnym miejscu.
Jeśli szukamy pomysłu na oryginalny sos w stylu chutney, pasujący do mięs, ryb czy serów pleśniowych, przygotujmy z mirabelek gruziński przysmak tkemali. Pół kilograma śliwek (najlepiej lekko niedojrzałych) dusimy w rondelku, aż do zmięknięcia, a następnie przecieramy przez sito i usuwamy pestki, po czym dodajemy kilka ząbków czosnku roztartego z solą, szczyptę cynamonu, 2-3 zmiażdżone w moździerzu goździki, łyżeczkę cukru i papryczki chili oraz trochę roztartych ziaren kolendry. Podgrzewamy na małym ogniu aż do zgęstnienia sosu.
W ostatnim czasie zainteresowanie wzbudził olej z pestek mirabelek, który wcześniej – ze względu na zawarte w nim trujące związki – wykorzystywano wyłącznie do produkcji kosmetyków. Naukowcy z Politechniki Gdańskiej odkryli sposób na wyeliminowanie niebezpiecznych substancji, dzięki czemu produkt nadaje się do smażenia czy wzbogacania sałatek. Olej o przyjemnym zapachu i smaku odznacza się wysoką stabilnością termooksydatywną, czyli jest odporny na jełczenie i wysoką temperaturę. Charakteryzuje się również wysoką zawartością cennych nienasyconych kwasów tłuszczowych. Ponoć trwają rozmowy z firmami zainteresowanymi wdrożeniem i produkcją oleju z mirabelki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.