"Kobiety bez diety". Nie dajesz rady? Odpuść sobie
Jest ich sześć. Psycholożki, terapeutki, dietetyczki. Założyły Fundację Kobiety bez diety, żeby mówić o dobrej jakości życia. Katarzyna Błażejewska-Stuhr, Daria Gradziuk, Marta Kielak, Elżbieta Lange, Hanna Stolińska i Agata Ziemnicka w rozmowie z Katarzyną Miłkowską podejmują tematy bliskie wszystkim kobietom - dieta, odżywianie, akceptacja własnego ciała, rodzina. Proponują: dziewczyny, zaakceptujcie siebie. I dają sobie i innym przyzwolenie: Nie dajesz rady? Odpuść sobie. Masz do tego prawo. Swoimi działaniami i książką "Kobiety bez diety. Rozmowy bez retuszu" rozpoczynają debatę o obsesji piękna w Polsce.
Katarzyna Miłkowska: Coś czuję, że musimy trochę uściślić sam termin: "jedzenie intuicyjne" – poproszę o definicję.
Hanna Stolińska: Dla mnie sednem jedzenia intuicyjnego jest wsłuchiwanie się w swój organizm. Nie ma tu miejsca na mówienie, co można jeść, a czego nie. Chodzi raczej o przyglądanie się, skąd pochodzą dane odczucia i sygnały, które wysyła mi ciało – czy coś jest moją zachcianką, z czego wynika ochota na dany produkt, z czego wynika jej brak, dlaczego myślę właśnie o takim, a nie innym posiłku...
Daria Gradziuk: Bardzo ciężko to nazwać i ująć w jedną definicję. Według mnie – polecę z tym konkretnie – jedzenie intuicyjne jest jedzeniem dla szczęścia. To właśnie ono ma być efektem końcowym tego, co i jak jem. W tym wszystkim bazuję jednak głównie na sobie. Odrzucam książki, gazety, mody, trendy i całą zdobytą (niekoniecznie naukową) wiedzę, a wsłuchuję się w swoje ciało – sprawdzam i próbuję.
Produkty, które poprawiają nastrój
Okej, w takim razie ciągle będę jadła czekoladki, bo czuję, że to one dają mi superszczęście.
Hania: Nie dają... może przez sekundę poczujesz się szczęśliwa, ale zapewne za chwilę przyjdzie myśl: "Po co mi to było?".
Kach Błażejewska-Stuhr: Zawsze w takich sytuacjach podkreślam, że musimy patrzeć z szerszej perspektywy. Jeśli moje ciało mówi, że chce zjeść czekoladę czy jakąkolwiek inną słodkość, pewnie daje mi tym samym sygnał, że dawno nie jadło w ogóle nic lub zbyt mało daję mu już od dobrych kilku dni. Załóżmy jednak, że mimo wszystko będę iść tropem czekolady – po dwóch dniach organizm zafunduje mi kolejną wskazówkę, ponieważ na twarzy pojawi się cała masa pryszczy... Ten sygnał też mam pominąć? Być może wiele osób tak zrobi, przez co jednak finalnie jeszcze bardziej się od siebie oddali.
Daria: Świetne, Kach, dokładnie o te sygnały chodzi!
Przez dwa dni mam rozpatrywać, czy aby na pewno ta czekolada była dla mnie dobra?!
Kach: Niestety, obserwacje tego typu nie trwają chwilę. Jedzenie intuicyjne wymaga, byśmy dali sobie przestrzeń i nieco dłuższy okres niż 5 czy 10 minut, podczas których mijamy sklep osiedlowy. Owszem, wymaga to uważności, na którą często nie mamy czasu lub odpowiedniego skupienia, a zdaję sobie sprawę, jak są to ważne elementy. Widzę to zwłaszcza teraz, gdy koronawirusową kwarantannę spędzam na wsi. Mam tu miejsce na oddech, wolność i spokój, które umożliwiają mi usłyszenie swojego ciała na nowo. Na pewno są to jednak wyjątkowe okoliczności, ponieważ nawet jeśli w normalnych warunkach mam wolne czy jestem na wakacjach, zwykle korzystam z jakiegoś all-inclusive lub próbuję specjałów lokalnej kuchni. Rzadko kiedy daję swojemu organizmowi zafunkcjonować totalnie na jego warunkach. Myślę jednak, że na co dzień może pomóc w tym dzienniczek żywieniowy, o którym już wspominałyśmy, a w nim zapisywanie dodatkowych informacji, właśnie na przykład o wyskakujących syfach, spadku energii, rozdrażnieniu – znacznie ułatwi to wczytywanie się w swoje ciało.
Zapisywanie czegokolwiek mało kojarzy się z intuicją...
Kach: Myślę, że gdybyśmy mieli przestrzeń, o której przed chwilą wspomniałam, prawdopodobnie nie byłoby to potrzebne. Moglibyśmy wtedy na co dzień medytować, zastanawiać się, co akurat czujemy, jak funkcjonuje nasz organizm – nie oszukujmy się jednak, rzadko mamy ku temu warunki.
Hania: Poza tym, co ciekawe, badania pokazują, że osoby, które prowadzą tego typu dzienniczki, są o 90 procent skuteczniejsze we wprowadzaniu zmian w nawykach żywieniowych niż pozostała grupa.
A czy przychodzą do Was kobiety, które od progu mówią: "Dzień dobry, chciałabym jeść intuicyjnie"?
(Wszystkie zgodnie stwierdzają: "Nie").
Właśnie takiej odpowiedzi się spodziewałam... Jedzenie intuicyjne jest jednak w Polsce dość nową ideą.
Daria: To prawda, wydaje mi się jednak, że będzie zyskiwać na popularności, ponieważ jest niemalże naturalnym pokłosiem wszystkich "diet cud" i efektów jo-jo. W zasadzie jest to też przyczyna, dla której i my się zebrałyśmy – żeby kobiety w końcu wyszły z tego błędnego koła. Żeby przestały chudnąć-tyć-chudnąć-tyć. Żeby odpuściły katowanie się Dukanami, Kwaśniewskimi i całą resztą restrykcyjnych diet, które koniec końców tylko dodają im kilogramów, frustracji i napięć. Chodzi o odzyskanie wolności. Wolności wyborów żywieniowych.
Dobrze, uporządkujmy zatem podstawowe informacje.
Hania: Moim zdaniem – i będę to podkreślać – naprawdę ważne jest zapisywanie tego, co jemy i jakie pojawiają się w związku z tym myśli. Jeśli przychodzi nam ochota na coś konkretnego, zastanawiajmy się, skąd się wzięła, bo być może wynika z jakiegoś zaniedbania, którego mogłyśmy uniknąć.
Daria: Patrzmy też przy tym na emocje – co mi to jedzenie robi? Co mi daje zjedzenie danej rzeczy? Jak się po tym czuję? Czy poczucie winy, które właśnie się we mnie pojawiło, mogło mieć coś wspólnego ze zjedzeniem czekolady? Czy relaks, jakiego doświadczyłam wczoraj wieczorem, był związany z supersmaczną kolacją? Obserwujmy swoje emocje, ale przy tym nie zapominajmy też o ciele. Jeśli czuję głód, przyglądam się jego objawom – czy jest to burczenie w brzuchu, ssanie w żołądku, ból głowy? A może pojawia się drżenie lub trudności w skupieniu? Dopiero wszystkie te sygnały dadzą nam całość, przy czym ja osobiście kładłabym, mimo wszystko, większy nacisk na sferę psychiczną.
Kach: A ja to oddzielę, ponieważ niektórych sytuacji nie ma po co komplikować. Przykładem są zaparcia, na które cierpi wiele kobiet – bardzo często są one 1:1 poączone stricte z jedzeniem. Wystarczy dołożyć błonnik, pić więcej wody i wszystko minie. Do tego jednak potrzebna jest świadomość, jak bardzo jedzenie może wpłynąć na nasze ciało. Kiedy dopuścimy do siebie taką myśl i nabędziemy chociaż odrobinę wiedzy, okaże się, że naprawdę wystarczą nam prościutkie rozwiązania. Kolejnym przykładem może być problem suchej skóry – w wielu przypadkach wystarczy dołożenie większej ilości zdrowych tłuszczów i picie większej ilości wody. Gdy zaś chodzi o głód, możemy przyjrzeć się ewentualnym brakom w mikroelementach – być może spożywamy za mało wapnia lub magnezu? Jedząc więcej warzyw, mamy szansę tego typu niedobory zmniejszyć i tym samym przestać czuć częste łaknienie. W tego typu sytuacjach naprawdę pierwszą myślą zawsze powinno być: "Jak mogę sobie pomóc jedzeniem?".
Czyli znów wysiłek – zdobywanie wiedzy.
Kach: Tak, przy czym akurat wiedzę dajemy niemalże jak na tacy.
Dobrze, załóżmy zatem, że ją przyswajam, mam też chęci i motywację – przecież to i tak nie zawsze wystarczy. Wracam tu znów do świata zewnętrznego, w którym jest praca, rodzina, szkoła. Rzadko kiedy w naszej szalonej codzienności znajdzie się jeszcze kolejne, dodatkowe miejsce na intuicję.
Daria: Jeśli jest chęć, to jest też sposób. Podkreślmy jednak po raz kolejny – intuicyjne jedzenie nie jest zadaniem na chwilę. Nie jest tak, że przez dwa tygodnie przyciśniemy i wykształcimy w sobie w tym czasie absolutnie wszystkie nawyki oraz umiejętności, które doprowadzą nas do szczęścia. Trzeba to robić powoli i stopniowo, zaczynając na przykład od picia wody. Obserwuję, ile jej wypijam, i jeśli czuję, że za mało, staram się skupić na poprawie. Daję sobie na to miesiąc i cały ten czas przeznaczam tylko na jedną sprawę. W kolejnym miesiącu postanawiam zaś, że sprawdzę, co dzieje się z innymi moimi napojami, na przykład ile łyżeczek cukru dosypuję do herbaty. Za dużo? W porządku, przez kilka tygodni będę nad tym pracować. To wszystko musi mieć jednak w sobie spokój, ponieważ nie chodzi o dezorganizację całego życia, zapisywanie każdej posłodzonej herbaty i liczenie ziarenek cukru – dajmy sobie i swojemu ciału czas. Pomyślmy nad danym problemem, po-szukajmy alternatyw, starajmy się być bardziej uważni. Na początek to naprawdę wystarczy.
Hania: Stopniowe zmiany są niestety dla ludzi najtrudniejsze. Często chcemy zobaczyć efekt tu i teraz.
Kach: Skojarzyła mi się z tym piękna opowieść o źródle zdrowego życia – gdyby ludzie usłyszeli, że znajduje się ono 1000 kilometrów stąd, ale chcąc skorzystać z jego mocy, muszą wybrać się do niego na piechotę, rzecz jasna by poszli. Koniec końców żadnego źródła oczywiście by nie było, przy czym po przejściu tak długiego odcinka i tak zyskaliby zdrowie – po drodze mieliby dużo ruchu, zrzuciliby kilka kilogramów, mieliby kontakt ze świeżym powietrzem. Czy to by im wystarczyło? Nie, ponieważ nie dostrzegliby zmian, na które zapracowali każdym małym krokiem, wciąż licząc na magiczny cud i błyskawiczny efekt "wow". Znakomicie pokazuje to nasz – ludzi – brak docenienia własnej pracy i wiary w sens małych codziennych działań. Dlatego tak ważne jest uświadomienie sobie, jaką mamy w rękach niezwykłą moc zmiany własnego życia i życia całej swojej rodziny. Zawsze myślę o tym w momencie, kiedy obserwuję wrzucane do sieci metamorfozy – dziewczyny te finalnie nie tylko odmieniły ciało, ale przede wszystkim sposób patrzenia na siebie i świat. To właśnie one są przykładem osób, które przeszły 1000 kilometrów prowadzących do źródełka i, co najważniejsze, w międzyczasie dostrzegły siłę, jaką ma każdy poszczególny kroczek. Właśnie ta moc fascynuje mnie najbardziej, ponieważ samo zrzucenie kilogramów to jedno, czym innym jest jednak poczucie, że dadzą radę i na własnych rękach mogą przenieść cały świat. Zwykle jednak widzimy to dopiero finalnie – ciekawe, co by było, gdyby tę moc dało się odnaleźć w sobie jeszcze przed całym tym procesem? Znając odpowiedź, moglibyśmy pewnie więcej ludzi przekonać do podejmowania tych małych, powolnych i z pozoru nieatrakcyjnych kroczków.
Fragment pochodzi z książki "Kobiety bez diety. Rozmowy bez retuszu"