Jak wybrać dobrą smażalnię nad morzem?
Być nad Bałtykiem i nie odwiedzić nadmorskiej smażalni? Wielu osobom nie mieści się to w głowie. Jednak miłośnicy rybnych specjałów często stają przed problemem, jak znaleźć lokal, który spełni ich oczekiwania – potrawy będą smaczne i świeże, a wysokość rachunku nie przyprawi o zawrót głowy.
Od początku tegorocznego sezonu letniego duże emocje budzą "paragony grozy", które publikują internauci zszokowani wysokością rachunków z nadmorskich smażalni. Jeden z nich za kawałek pieczonego dorsza z frytkami zapłacił blisko 80 zł, trzyosobowa rodzina wydała na obiad prawie 180 zł, choć zjadła małą porcję zupy rybnej i niewielkie filety z halibuta.
Jednak problemem są nie tylko wysokie ceny potraw, ale często także ich jakość. W wypoczynkowych miejscowościach położonych nad Bałtykiem działa mnóstwo barów i restauracji, ale wizyta w wielu z nich okazuje się dla turystów niezbyt miłym przeżyciem. Jak uniknąć rozczarowania?
W poszukiwaniu dobrej smażalni
Zanim wybierzemy się na smażoną rybkę wykorzystajmy doświadczenia innych konsumentów. W internecie nie brakuje sprawdzonych portali, na których znajdziemy recenzje i opinie dotyczące odwiedzanych restauracji. Jeśli lokal ma ich dużo i przeważają te pozytywne, jest to jasny sygnał, że można go uwzględnić w swoich planach. Warto również przeglądać blogi podróżnicze lub kulinarne, bo ich autorzy często szczegółowo opisują wrażenia po pobycie w nadmorskich smażalniach. Wprawdzie są one subiektywne, ale mogą kryć cenne informacje dotyczące zarówno jakości potraw, jak i obsługi czy udogodnień w lokalu.
Pieczona ryba. Prosty pomysł na smaczny obiad
Oczywiście możemy pójść na żywioł i wracając z plaży spontanicznie wybrać bar czy restaurację. Na co wtedy należy zwrócić uwagę? Przede wszystkim na liczbę klientów. Choć zatłoczona smażalnia może w pierwszej chwili działać odstraszająco, to jednak wysoka frekwencja świadczy zwykle o jakości oferowanych potraw. W opustoszałych lokalach jest albo niesmacznie albo bardzo drogo.
Ważnym wskaźnikiem bywa też… zapach. Gdy po wejściu poczujemy aromat morza i pieczonych przysmaków możemy spodziewać się dobrego jedzenia. Jeśli wewnątrz lokalu dominuje smród wielokrotnie przepracowanego tłuszczu lepiej od razu się ewakuować. "Zapachu nie da się oszukać. Jeśli na wejściu wita nas szczypiący w oczy smród starej frytury, nie łudźmy się, że dalej będzie lepiej" – pisze w jednym z felietonów Magda Gessler.
Innym istotnym kryterium jest oczywiście cena potraw. W smażalniach informacje zamieszczone w karcie bywają mylące. Zazwyczaj podawany jest koszt 100-gramowej porcji ryby, którą waży się dopiero po przyrządzeniu. Dlatego lepiej unikać przysmaków w panierce czy cieście, ponieważ takie dodatki znacznie zawyżają ostateczny rachunek. Warto wybierać lokale oferujące najprostszą formę obróbki – pieczenie w piecu albo grillowanie. Tak "potraktowane" ryby nie osiągną nagle niebotycznej wagi.
Rybka, ale jaka?
Przed wejściem do wielu smażalni natkniemy się na zachęcające informacje głoszące, że w tym miejscu zjemy "świeżą rybkę prosto z kutra". Niestety, często okazuje się to tylko niezbyt uczciwym chwytem reklamowym.
Przekonamy się o tym zamawiając bardzo popularnego w nadbałtyckich lokalach dorsza. Charakteryzuje się on delikatnym w smaku, białym mięsem, które doceniają nawet osoby nie przepadające za rybami. Jednak należy wiedzieć, że z dużym prawdopodobieństwem pochodzi z Atlantyku, zaś do smażalni trafił w postaci zamrożonej. Populacja dorsza w Bałtyku dramatycznie bowiem maleje i zgodnie z decyzją Unii Europejskiej połów tej ryby został maksymalnie ograniczony, zwłaszcza w sezonie letnim. Raczej nie ma szans, by świeży dorsz trafił do smażalni.
Oczywiście jego atlantycki kuzyn też jest smaczny, a właściwe mrożenie nie musi negatywnie wpływać na jego walory kulinarne, lecz na pewno na zasługuje na miano "rybki prosto z kutra".
Co innego flądra. Mimo intensywnych połowów jej populacja w Bałtyku wciąż jest liczna, dlatego w sezonie wakacyjnym klienci nadmorskich smażalni mogą liczyć, że zamówiona flądra będzie faktycznie świeża. Warto po nią sięgnąć nie tylko ze względu na delikatne i soczyste mięso o specyficznym maślanym posmaku, ale również z powodu imponujących wartości odżywczych.
Za jedną z najzdrowszych ryb uchodzi także śledź. Jeśli natkniemy się na niego w menu można liczyć, że rzeczywiście jeszcze niedawno pływał w Bałtyku, bo często trafia do rybackich sieci. Podobnie jak szprot, który jednak z powodu niewielkich rozmiarów i trudności w obróbce nie jest zbyt lubiany przez kucharzy pracujących w smażalniach.
W jadłospisie tego typu lokali znajdziemy za to np. halibuta. Delikatne, soczyste i smaczne mięso tej ryby polubią zarówno dorośli, jak i dzieci. Jednak nie pochodzi ona z Bałtyku, ponieważ ten największy przedstawiciel rodziny flądrowatych występuje w zimnych wodach u wybrzeży Norwegii, Szkocji, Grenlandii, Nowej Funlandii czy Irlandii. Do nadbałtyckich smażalni trafia zamrożony i raczej nie "prosto z kutra".