Jak się żywią Brytyjczycy?
Brytyjczycy z pewnością nie są miłośnikami zdrowej kuchni. Spożywanie większości posiłków w ciągu dnia w restauracjach jest czymś zupełnie normalnym, bo w domu się nie gotuje. Ewentualnie podgrzewa się gotowe wyroby. Efektem trudno się szczycić: jedna czwarta brytyjskiego społeczeństwa jest uznawana za otyłą.
Brytyjczycy z pewnością nie są miłośnikami zdrowej kuchni. Spożywanie większości posiłków w ciągu dnia w restauracjach jest czymś zupełnie normalnym, bo w domu się nie gotuje. Ewentualnie podgrzewa się gotowe wyroby. Efektem trudno się szczycić: jedna czwarta brytyjskiego społeczeństwa jest uznawana za otyłą.
Oczywiście nie wolno generalizować, bo na pewno nie każdy mieszkaniec Wysp Brytyjskich ignoruje zasady racjonalnego odżywiania, jednak statystyki dotyczące otyłości są zatrważające. Okazuje się, że plaga ta jest poważniejsza niż alkoholizm czy nawet palenie papierosów.
Niezdrowe nawyki
Sytuacja wygląda podobnie w całym społeczeństwie. Dotyczy ona zarówno biednych, jak i bogatych, tylko geneza problemu w obu przypadkach jest inna. Zamożna cześć Brytyjczyków nie bardzo przejmuje się tym co je, czy też tym, czym karmione są ich dzieci. Znacznie ważniejsze jest to, by odwiedzić kolejną modną restaurację, kupić dobre auto czy pojechać na wymarzone wakacje.
Nie mają oni czasu na gotowanie dla domowników, w tym także dla własnych dzieci. Prościej jest dać kilka funtów na batony, hamburgery i tym podobne bezwartościowe dania. W barze czy restauracji można przecież zjeść każdy posiłek w ciągu dnia.
- Angielskie restauracje i puby serwują takie samo jedzenie, jakie Anglicy spożywają w domach. Ten kraj żyje mrożonkami i gotowym jedzeniem, które wystarczy tylko podgrzać. Łatwo i szybko - mówi Marta Ziętarska, która już od sześciu lat mieszka w Londynie. - Oprócz typowych potraw, takich jak znane wszystkim pokoleniom i dostępne właściwie w każdym lokalu w każdym regionie fish & chips, Brytyjczycy objadają się makaronami, pizzą czy chińszczyzną.
Takie postępowanie prowadzi do tego, iż najmłodsze pokolenie, karmione jedzeniem na wynos, pizzą, colą czy sandwiczami z majonezowymi sałatkami, nie zna i nigdy nie pozna smaku prawdziwego jedzenia. Ukształtowane nawyki dotyczące odżywiania sprawiają, że omija ich cała przyjemność, którą można czerpać z kulinarnego świata. A jeśli nie rodzice, to kto ich uświadomi, jak ważna jest zróżnicowana i zbilansowana dieta?
Podstawa to cukier, tłuszcz i sól
Biedniejsi mieszkańcy Wielkiej Brytanii być może nie jadają w restauracjach, jednak ich dieta również pozostawia wiele do życzenia. Opiera się ona głównie na gotowych produktach kupowanych raz na tydzień w supermarketach: paluszki z kurczaka czy ryby, cola, chrupki, słodkie płatki śniadaniowe oraz czekoladowe batony to podstawa.
Nie ma miejsca na świeże produkty, warzywa czy owoce. Trudno się jednak dziwić, skoro w diecie może zabraknąć wszystkiego prócz cukru, tłuszczu i soli.
Brytyjska moda na jedzenie poza domem z pewnością sprzyja kontaktom towarzyskim, chodzenie do pubu stanowi część tradycji, więc nie da się tak głęboko zakorzenionych przyzwyczajeń łatwo zmienić.
Mało kto pomyśli, że spożywanie posiłków w rodzinnym gronie, przygotowanych wspólnie, a nie zamówionych czy podgrzanych, ma ogromny wpływ na wzmacnianie więzi i może chronić przed otyłością.
Z danych opublikowanych przez Światową Organizację Zdrowia wynika, że pod tym względem znacznie gorzej wygląda sytuacja w dużych miastach; w małych jest lepiej, gdyż tam ludzie nie są tak zabiegani i mają więcej czasu, by pielęgnować relacje rodzinne.
Ignorancja producentów
Przemysł żywnościowy nie jest raczej zainteresowany tym, by konsumenci wiedzieli więcej na temat produktów, które jedzą. Ludzie sięgają po rzeczy nafaszerowane chemią, cukrem czy tłuszczem, ale nie zastanawiają się nad tym. Grunt, by wszystko było na wyciągnięcie ręki.
- Jeżeli chodzi o jedzenie, to Brytyjczycy bardzo często poświęcają jakość dla wygody - dodaje Marta Ziętarska.
A producenci cieszą się z tego, bo „plastikowe" jedzenie to towar, który generuje większe zyski. Wreszcie pojawiły się głosy zaniepokojonych sytuacją lekarzy, by władze wpłynęły na koncerny żywnościowe tak, by te zaprzestały intensywnych kampanii reklamowych tuczących i bezwartościowych potraw.
Skutki jedzenia bez namysłu
Już dziś jedno na dziesięcioro dzieci, które rozpoczynają naukę w szkole podstawowej, jest otyłe, a wśród dzieci starszych (w wieku 10-11 lat) aż troje. Kondycja publicznej służby zdrowia jest znacznie nadwyrężona w związku z kosztami ponoszonymi na leczenie chorób związanych z otyłością. Prognozy też nie są optymistyczne. Przewiduje się, że jeśli sytuacja nie zacznie się poprawiać, na zwalczanie skutków otyłości społeczeństwa trzeba będzie przeznaczyć 50 proc. rocznego budżetu służb zdrowotnych (obecnie około 9 proc.).
Szansą na poprawę sytuacji ma być kampania rządowa promująca zdrowy styl życia pod nazwą „Change4life", która ruszyła 2 stycznia w telewizji, w prasie, na billboardach i w internecie.
Ma ona na celu zapobieganie otyłości poprzez zachęcanie ludzi do zdrowego odżywiania i podjęcia aktywności fizycznej. To zaplanowane na 3 lata przedsięwzięcie ma w sumie kosztować 75 milionów funtów. W początkowym etapie jest skierowane do młodych rodzin. Na stronie internetowej kampanii można znaleźć osiem wskazówek, jak zapoczątkować zmiany w stylu życia, by poprawić swoje zdrowie i stracić kilka zbędnych kilogramów.
Produkują i apelują
W kampanię zaangażowały się również duże koncerny produkujące żywność, takie jak Nestle, Coca-Cola czy Kraft, oraz sieci supermarketów Asda i Tesco, które partycypują w kosztach. Władzę mają nadzieję, że taki „zmasowany atak" przyczyni się do spopularyzowania trendu zdrowego stylu życia.
Jednak udział w kampanii firm produkujących bezwartościowe przekąski stanowiących przyczynę brytyjskich problemów jest krytykowany przez niektóre środowiska. Ich zdaniem udział koncernów podważa wiarygodność przesłania akcji.
Departament zdrowia pokłada duże nadzieje w tym przedsięwzięciu. Jest ono swego rodzaju kołem ratunkowym, gdyż dane szacujące, że w 2050 roku 90 proc. dzieci będzie otyłych, są równie przerażające, co realistyczne.
Aleksandra Dwórznik
fot. JupiterImages