Dubrownik jesienią? Bartek Kieżun przekonuje, ze warto
Długo nie było mnie w Dubrowniku. Jadąc tam w październiku w sumie nie wiedziałem, czego się spodziewać. Trafiłem w sam środek październikowego lata i nie nudziłem się ani przez chwilę.
Szybko okazało się, że jesienna wizyta była strzałem w dziesiątkę. Powodów do radości było wiele, ale zacznijmy od najważniejszego. W tym roku 10 października wystartował Good Food Festival Dubrovnik, co oznaczało, że w mieście odbywają się różne wydarzenia związane z kulinariami, co jak łatwo się domyślić bardzo mnie ucieszyło. Można było wziąć udział w wielu różnorodnych wydarzeniach, warsztatach oraz wykładach dotyczących najróżniejszych aspektów życia kulinarnego.
Przez kilka dni można się było najeść, napić i dowiedzieć się naprawdę wielu rzeczy. Na słuchaczy czekali specjaliści od dziko rosnących ziół opowiadający o tym, co rośnie w okolicy i o sposobach przygotowywania z tego pysznych dań. Pod okiem cukierników można było przygotować pierniki świętego Błażeja, patrona Dubrownika, które są pieczone w mieście od początku XX wieku.
To nie wszystko jednak. Mieszkańcy Dubrownika i turyści mogli zabrać się także za przygotowanie kandyzowanych skórek pomarańczowych. Mówi się, że drzewka gorzkiej pomarańczy są królowymi dubrownickich ogrodów, a gotowane w syropie skórki tych owoców uchodzą za regionalny przysmak i można kupić na targu. Drugim bardziej praktycznym wyjściem było nauczenie się jak się je przygotowuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chorwacki hit. Prawdziwy rywal włoskiej pizzy
Jak smakuje nowoczesna chorwacka kuchnia?
Dla wszystkich tych, którzy marzyli o tym, by przekonać się jak smakuje nowoczesna kuchnia chorwacka organizatorzy również mieli coś w zanadrzu. Podczas jednego z festiwalowych wieczorów można było zasiąść do stołu i zjeść pięciodniową kolację przygotowaną pod okiem Marijo Curicia, szefa kuchni w restauracji 360, którą recenzenci kulinarni Michelin wyróżnili gwiazdką.
Wszyscy ci, którzy nie przepadają za fine diningiem też mieli co robić. Częścią Festiwalu był inny, nieco mniejszy poświęcony street foodowi. W Lazareti, w pobliżu miejskich murów na wszystkich miłośników dobrego jedzenia czekali kucharze biorący udział w Bavarin Street Food Festival.
W food truckach można było zamówić rzemieślnicze piwa oraz klasyczne dania chorwackiej kuchni podane z nowoczesnym twistem. W jednym ze stoisk można było zjeść šporki makaruli, czyli brudny makaron. Ten przysmak podaje się w Dubrowniku od setek lat. To makaron z gęstym mięsnym sosem doprawionym mnóstwem korzennych przypraw. Legenda dotycząca nazwy mówi, że przygotowywano go w czasach kiedy nikomu w Dubrowniku się nie przelewało. Jednym niedużym garnkiem sosu obdzielano wielkie ilości makaronu. Skromne danie, kiedy zjawiało się w talerzu sosu nie robiło piorunującego wrażenie. Na pojedynczych porcjach sosu było tak niewiele, że wyglądało jakby ktoś wybrudził makaron. Dziś oczywiście proporcje sosu i klusek są nieco inne, ale nazwa została.
To nadal nie wszystko. Jedna z październikowych niedziel to czas Dubrovik Table. Tego dnia Stradun, główna ulica starego miasta, staje się długim stołem. Restauracje, bary i cukiernie proponuję gościom niewielkie porcje jedzenia za niewielkie pieniądze. Nie płaci się gotówką. Jeszcze przed wejściem na Stradun należy mieć w dłoni kupony, które można zakupić w wielu miejscach w mieście. Zasada się jest prosta jeden kupon to jedna porcja jedzenia. Dochód ze sprzedaży jest przeznaczony na cele charytatywne, a turystów z Polski może zdziwić obecność ekipy ze Starego Sączą. Jako parnetskie miasto Dubrownika Stary Sącz wspiera tę inicjatywę i wystawia na sprzedaż przysmaki z Sądecczyzny.
Po spacerze elegancką ulicą i zaspokojeniu głodu proponuję wsiąść na statek płynący na sąsiednią wyspę Lokrum. Pozostałą część dnia można spędzić z dala od tłumów opalając się w gorącym październikowym słońcu lub czytając o historii Republiki Dubrownickiej.