W niektórych krajach to rarytas. Polacy patrzą na nie raczej z przerażeniem
Czarne białko, zielonkawe żółtko i zapach, który trudno pomylić z czymkolwiek innym. Stuletnie jaja wyglądają jak eksponat, a nie jedzenie, ale w Azji to prawdziwy przysmak. Czym są naprawdę i czy warto się przełamać by ich spróbować?
Na pierwszy rzut oka wyglądają jak coś ze starego laboratorium. Ciemne, galaretowate białko i zielono-szare żółtko raczej nie zachęcają do jedzenia. A jednak w wielu krajach Azji są uznawane za prawdziwy przysmak. Stuletnie jaja, choć nie mają stu lat to od wieków goszczą na stołach w Chinach, Tajlandii oraz Wietnamie i budzą ciekawość (albo przerażenie) wśród turystów.
Czym są te nietypowe jajka, jak powstają, jak smakują i czy warto ich spróbować? Jeśli masz odwagę, poznaj kulisy jednego z najbardziej kontrowersyjnych produktów świata.
Odrywane bułeczki drożdżowe wypełnione po brzegi borówkami. Z dodatkiem kruszonki i lukru
Jak powstają stuletnie jaja? Proces konserwowania krok po kroku
Wbrew nazwie, stuletnie jaja nie mają stu lat. Ich dojrzewanie trwa zwykle od kilku tygodni do kilku miesięcy, w zależności od metody i warunków przechowywania. Proces konserwowania polega na zanurzeniu świeżych jaj, najczęściej kaczych, rzadziej kurzych lub przepiórczych w mieszance alkalicznej, która całkowicie zmienia ich strukturę i smak.
Tradycyjnie używa się pasty z gliny, popiołu drzewnego, soli, wapna i herbaty, którą dokładnie oblepia się każde jajko. Czasem stosuje się też nowocześniejsze techniki, np. zalewy z wody, wapna i soli. W trakcie dojrzewania zachodzą reakcje chemiczne w których białko jajka zmienia się w półprzezroczystą, brązowoczarną galaretkę, a żółtko osiąga kremową konsystencję i ciemnozieloną barwę.
Wysokie pH tej mieszanki nie tylko konserwuje jajko, ale też nadaje mu charakterystyczny ziemisty, serowy i lekko siarkowy aromat oraz smak. To właśnie przez ten proces stuletnie jaja mają tak wyjątkową formę, która jednych fascynuje, a innych odpycha.
Jak wyglądają i pachną? To nie dla każdego
Stuletnie jaja z pewnością nie przypominają tego, co znamy z klasycznego śniadania. Białko przybiera kolor ciemnego bursztynu lub niemal czerni i ma galaretowatą, sprężystą konsystencję. Żółtko natomiast staje się miękkie, kremowe, często w odcieniu zielonkawo-szarym lub ciemnobrązowym. Czasem może być lekko płynne w środku, co dla niektórych jest dodatkowym degustacyjnym wyzwaniem.
Zapach to kolejny punkt, który potrafi onieśmielić. Jest lekko amoniakalny, ziemisty i niekiedy przypominający dojrzały ser. Nie wynika to z zepsucia, lecz z reakcji chemicznych zachodzących podczas dojrzewania w alkalicznym środowisku. Dla osób, które nie miały wcześniej kontaktu z fermentowaną lub dojrzewającą żywnością, jest to zwykle spore zderzenie ze smakiem innej kultury. Nie bez powodu stuletnie jaja uchodzą za jedną z najbardziej kontrowersyjnych potraw świata, mimo że dla wielu Azjatów to po prostu element codziennego menu.
Skąd się wzięły? Kultura i tradycja ich spożywania w Azji
Stuletnie jaja mają swoje korzenie w Chinach, gdzie znane są jako pi dan (皮蛋), czyli dosłownie "skórzaste jaja". Ich historia sięga kilkuset lat wstecz, gdzie według legendy pierwsze powstały przypadkiem, gdy ktoś odkrył jajka zakonserwowane w wapnie budowlanym. Zamiast je wyrzucić, postanowił spróbować i tak narodził się przysmak, który przetrwał do dziś.
W Chinach traktowane są jak pełnoprawny element dań, a nie ciekawostka. Serwuje się je na przystawkę z sosem sojowym i imbirem, dodaje do owsianki ryżowej (congee), tofu lub zup. Popularność stuletnich jaj rozprzestrzeniła się również na inne kraje Azji Południowo-Wschodniej, m.in. Tajlandię, Wietnam, Malezję i Filipiny, gdzie równie często pojawiają się na stołach w domach i restauracjach.
Choć dla wielu Europejczyków i Amerykanów są kulinarnym szokiem, w Azji to smak dzieciństwa, domowego ciepła i tradycji, czyli trochę jak dla nas kiszone ogórki lub śledź w śmietanie.
Czy są bezpieczne? Co z wartościami odżywczymi?
Stuletnie jaja, mimo swojego wyglądu i zapachu, są bezpieczne do jedzenia, o ile zostały przygotowane w odpowiednich warunkach. Wysokie pH konserwuje je i chroni przed rozwojem bakterii, więc nie są zepsute, a jedynie celowo przetworzone.
Zachowują pełnowartościowe białko, część witamin i składników mineralnych, choć ich wartość odżywcza może być trochę niższa niż w przypadku świeżych jaj. Ze względu na obecność soli i amoniaku nie powinno się ich jeść zbyt często, ale jako kulinarne doznanie sprawdzają się idealnie.
Jak to się je? Pomysły na podanie
Stuletnie jaja najczęściej kroi się w plasterki lub ćwiartki i podaje na przystawkę z odrobiną sosu sojowego, octu ryżowego i świeżego imbiru. To najprostszy i najpopularniejszy sposób serwowania w chińskiej kuchni. Ich intensywny smak dobrze komponuje się z łagodnymi dodatkami, które go równoważą.
Często dodaje się je do congee, czyli azjatyckiej owsianki ryżowej, gdzie dodają potrawie "czegoś więcej". Popularnym sposobem podania jest ułożenie ich na schłodzonym tofu z dodatkiem dymki i sezamu.
W bardziej nowoczesnych wersjach pojawiają się nawet w sałatkach z warzywami, makaronem ryżowym lub w postaci dodatku do azjatyckich zup. Można je też zjeść same, jak jajko na twardo, ale większość osób zdecydowanie woli zestawić je z jakimiś dodatkami, które złagodzą intensywność smaku i zapachu.
Czy warto spróbować? Dla kogo ten smak będzie szokiem, a dla kogo niesamowitym odkryciem?
Stuletnie jaja to kontrowersyjny przysmak, który potrafi zaskoczyć wyglądem, zapachem i konsystencją. Dla osób przyzwyczajonych do europejskich smaków mogą być trudne do zaakceptowania, ale miłośnicy kuchni azjatyckiej i fermentowanych produktów z pewnością docenią ich unikalność. To ciekawy przykład tradycyjnego konserwowania żywności i doświadczenie smakowe, które warto przeżyć, ale z odpowiednim nastawieniem oraz dodatkami.
Stuletnie jaja budzą skrajne emocje, ale w Azji to ceniony przysmak z wielowiekową tradycją. Nie mają stu lat, a ich wyjątkowy wygląd i smak to efekt kontrolowanej konserwacji. Zawierają pełnowartościowe białko i są bezpieczne do jedzenia w umiarkowanych ilościach. To kulinarne wyzwanie, które może zaskoczyć, więc warto ich spróbować, jeśli masz w sobie ciekawość i odrobinę odwagi.