Lorneta i meduza, czyli czar PRL. Zakąski, które warto sobie przypomnieć
Przysmaki minionej epoki
Polska Rzeczpospolita Ludowa nie istnieje już prawie 30 lat, a jednak są tacy, którzy wspominają ją z nostalgią. Szczególną estymą cieszą się wspomnienia kulinarne, bo miniony system wszechobecnego niedoboru wszystkiego, zmuszał do ogromnej kulinarnej inwencji. Produktów w sklepach było mało, były trudno dostępne, więc przygotowanie przyjęcia wymagało nie tylko wielkiego wysiłku, ale również tygodni przygotowań, biegania po sklepach i wyciągania spod lady i spod ziemi potrzebnych składników. Niektóre potrawy do dziś kojarzą się z czasami komunistycznymi. A zestaw lorneta i meduza stał się legendarny. Przypominamy 6 zakąsek z PRL-u w cyklu "Sentymentalny wtorek".
Lorneta to nic innego jak pięćdziesiątka czy setka wódki, podawana nie tylko w podrzędnych knajpach, ale również w bardziej wyszukanych restauracjach. Do każdej kolejki alkoholu w czasach PRL obowiązkowa była zakąska. Często była to właśnie sławetna meduza, czyli galaretka z wieprzowych nóżek. Zimne nóżki są do dziś jednym z najbardziej znanych polskich dań. Przygotowywało się je bardzo łatwo: wystarczyło gotować do miękkości wieprzowe nóżki z warzywami: marchewką, pietruszką, selerem i przyprawami. Następnie następowało bardzo skrupulatne oddzielanie mięsa od kości, kostki odkładano, a mięso krojono bardzo drobno. Na dnie miseczek czy półmisków układano ugotowane plasterki marchewki i zalewano wywarem z nóżek z mięsem w środku.
Wieprzowa czy drobiowa galaretka?
W domu przygotowanie zimnych nóżek było całym rytuałem, bo wcześniej trzeba było te kawałki wieprzowiny dokładnie opalić nad ogniem, zeskrobać resztki włosów, usunąć rogowe kopytka, a potem dokładnie oddzielić mięso od kości. Z zakładów gastronomicznych bardzo często trafiały się w porcji galarety długie świńskie włosy, a na małych kosteczkach niejeden bywalec stracił ząb. W domowej wersji dodawano czasem golonkę, która zawiera więcej mięsa, przez go galareta zyskiwała na smaku i stawała się treściwsza. Meduzę podawano obowiązkowo z octem spirytusowym, choć była też wersja z majonezem.
W czasach największego kryzysu zaczęło brakować nawet świńskich nóżek. Wtedy pojawiła się drobiowa wersja meduzy: galareta z kurczaka. Jej przygotowanie było bardzo podobne: gotowano kurę czy kurczaka w rosole, odzierano z kości, mięso wrzucano do miseczek i zalewano rosołem. W tej wersji jednak niezbędny był dodatek żelatyny, inaczej rosół nie ściąłby się. Galaretka z kurczaka miała mniejszą rzeszę zwolenników. Z powodu braku przypraw lub kiepskiej jakości tych stosowanych, była ona praktycznie pozbawiona smaku. W dodatku bardzo często do drobiowych galaret używano głównie odpadów z mięsa kurczaka, co lepsze kąski pozostawiając do przygotowywania innych dań.
Jajko z majonezem
Zakąski do kieliszka wódki, jak już przypomnieliśmy, były obowiązkowe. Po kilku kieliszkach nawet najlepsza galareta przestawała smakować. Był jednak wybór: można było zamówić jajko w majonezie. To danie było obowiązkowym podczas każdego domowego przyjęcia. Wystarczyło ugotować jajka na twardo, obrać, położyć na półmisku, na który wcześniej wylaliśmy mieszaninę majonezu i śmietany, posypać szczypiorkiem i gotowe. Gospodynie domowe czasem same kręciły majonez, bo ten sklepowy do najsmaczniejszych nie należał. Istniała także odmiana w postaci jajka w galarecie: na półmisek z jajkami i majonezem wylewano wywar warzywny z żelatyną. Takie jajka nawet po dwóch dniach były zdatne do zjedzenia.
Sałatka warzywna
A jeśli o majonezie już mowa, trzeba wspomnieć o sałatce warzywnej. Pozlepiane majonezem kawałki rozgotowanych ziemniaków, marchewki, selera i pietruszki, pokrojonego jajka na twardo i zielonego groszku z puszki także były popularną zakąską. Klienci jednak starali się jej unikać, jej skosztowanie zbyt często bowiem kończyło się zatruciem salmonellą lub innymi problemami gastrycznymi. Klasyczna sałatka chętnie jadana była jednak w domach, gdzie przygotowywano ją z dużo większą troską. Warzywa nie przypominały brejowatej papki, majonez był świeży, a często nawet domowy, a w wersjach luksusowych do warzyw dodawano nawet pokrojoną w kostkę szynkę lub kiełbasę, Obowiązkową ozdobą miski z sałatką były listki zielonej pietruszki i fantazyjnie ponacinane plasterki marchewki.
Rybka i śmietana
Śledź w śmietanie to kolejna z dość krótkiej listy popularnych zakąsek. Śledzie były w miarę dostępne, szczególnie te solone, które przechowywano miesiącami w wielkich drewnianych beczkach. Takie śledzie moczono, z grubsza usuwano z nich ości, posypywano cebulą i pieprzem i zalewano najczęściej słabej jakości śmietaną. Porcja takiego śledzika często gościła jednak na stołach w restauracjach. Domowa wersja różniła się jakością i składem. Gospodynie do cebuli dodawały pokrojone drobno jabłka, skrapiały to cytryną (jeśli była) i zalewały śmietaną kupioną u wiejskich przekupek. A te sprzedawały swoje produkty w każdym mieście i za niebotyczne pieniądze.
Surowe mięso na start
Choć brak mięsa był prawdziwym problemem PRL, niesamowite jest to, że właściwie każda restauracja serwowała typowo mięsną zakąskę: tatara wołowego. Dziś przygotowujemy to danie najczęściej z bardzo drogiej polędwicy, ale w czasach PRL do zrobienia tatara używano każdej części tuszy wołowej, niezależnie od tego, czy się do tego nadawała, czy nie. Drobno mielono mięso i podawano na surowo z żółtkiem, siekanym ogórkiem kiszonym lub konserwowym, cebulą, solą i pieprzem. Była to przystawka niedroga i czasem gospodynie domowe kupowały kilka porcji, by w domu przygotować z takiego mięsa kotlety. Dziś to nie do pomyślenia...