Świąteczny suszony niezbędnik
Obok aromatu pomarańczy i przyprawy do piernika – zapach wędzonej śliwki to dla wielu najpiękniejsze świąteczne perfumy. A dla większości – sekret tradycyjnych bożonarodzeniowych specjałów. Przede wszystkim wigilijnego kompotu, z charakterystyczną nutą wędzonki. Żadne suszone kalifornijskie, największe nawet okazy nie są w stanie zastąpić naszej, małej pomarszczonej śliwki w prawdziwym, staropolskim wywarze z owoców sadu. Oto kilka dowodów, dlaczego warto postawić na polską śliwkę nie tylko od święta.
Suszona a wędzona
Myli się ten, kto sądzi, że śliwka suszona i wędzona to jedno i to samo. Jak w życiu, tak w kulinariach – diabeł tkwi w szczegółach. Już na odległość czuć różnicę. Kompot gotowany na śliwce jedynie suszonej to kompot bez duszy. Jednak wystarczy dorzucić kilka wędzonych prawdziwym dymem sztuk, by nabrał właściwego sobie charakteru. Faktem, jest, że taki kompot albo się kocha, albo nienawidzi. Ale na pewno nie można przejść obok niego obojętnie. Najważniejsze, że niezależnie od sympatii tradycja i tak broni się sama.
Suska sechlońska - polski skarb
Suska sechlońska to chluba ze śliwowych sadów czterech małopolskich gmin: Laskowej, Iwkowej, Łososiny Dolnej i Żegociny. Swoją wdzięczną nawę zawdzięcza gwarze oraz miejscowości Sechna, w której zrodziła się jej tradycja. Suska oznacza suszkę, czyli podsuszoną i podwędzoną śliwkę. W regionie wędzi się ją od pokoleń. – Tak było i tak jest do dziś w mojej rodzinie – tłumaczy Kazimierz Augustyn, wiceprezes Stowarzyszenia Producentów Owoców i Warzyw w Ujanowicach. – Nasza suska to produkt tradycyjny, zarejestrowany przez Komisję Europejską jako polski produkt regionalny ze znakiem Chronione Oznaczenie Geograficzne. Produkujemy ją tradycyjną metodą. Całkowicie naturalnie.
Jak natura chciała
Najpierw owoce – głównie to nasza poczciwa węgierka – podsuszamy, później wędzimy w przydomowych wędzarniach, dymem drewna olchowego lub grabu. Trwa to od 3 do 5 dni. Ważne, aby drzewo, na którym się śliwkę wędzi, było liściaste. Skąd się wzięła tradycja? - Dawno temu, pewien proboszcz Ujanowic w ramach pokuty kazał parafianom obsadzać nasze pagórki śliwami. Tak też czynili. Tyle tylko, że z czasem, kiedy śliwy zaczęły rodzić owoce, pomysłowi mieszkańcy postanowili robić z nich śliwowicę. Kiedy proboszcz się zorientował, co się wyprawia, natychmiast zainterweniował. Aby przeciwdziałać pijaństwu, nakazał śliwki zerwane z drzew wędzić. I tak zrodziła się tradycja naszej umiłowanej suski sechlońskiej – śmieje się pan Kazimierz, który poleca ją niemal do wszystkiego. A najbardziej kocha ją w regionalnych pierogach na słodko. I oczywiście w wigilijnym kompocie. Dlaczego właśnie ten napój z dodatkiem śliwki działa tak magicznie? Już wyjaśniamy.
Już w porządku mój żołądku
Suszona śliwka wędzona to nie tylko smak. To także, a może przede wszystkim zdrowie. Ceni się przede wszystkim za to, że reguluje trawienie, co zważywszy na kaloryczność świątecznego jadła zdaje się być zbawieniem. Nic zatem dziwnego, że tak dużo jej na tradycyjnym polskim odświętnym stole. Ponadto ma przeogromne ilości błonnika (zawiera go pięć razy więcej niż owoc surowy!), który szybko radzi sobie nie tylko z leniwymi jelitami, ale też z głodem. Jeśli dodamy do tego arsenał witamin: C, A, E i z grupy B oraz minerały takie jak: potas, żelazo, magnez, wapń i fosfor… Jedząc każdego dnia po kilka sztuk, mamy szansę na własnej skórze odkryć sekret długowieczności w świetnym zdrowiu i humorze. I pomyśleć, że te cuda robi zaledwie mała, pomarszczona, wędzona śliwka.