Paweł Loroch: Dlaczego warto mieć w domu kuchnię?
Ze szczerym zdumieniem zauważyłem ostatnio, że moi rozmaici znajomi projektujący swoje docelowe rezydencje coraz częściej zastanawiają się nad rezygnacją z urządzenia klasycznej domowej kuchni.
Cały blat jest niewiele większy od stolnicy!
Powołując się na setki nietrafnych uzasadnień minimalizują docelowy obszar kuchenny na rzecz efektownych salonów, funkcjonalnych garderób i dostojnych gabinetów, pozostawiając jedynie ogryzek wyjściowych możliwości – skromny blacik z niewielką płytą grzejną, lodóweczkę wielkości lotniczego bagażu podręcznego, fikuśny zlewik, podświetlany czajnik i wstydliwą mikrofalę wbudowaną dyskretnie w ciąg wiszących smętnie szafek.
Im kuchnia mniejsza, tym lepiej – myślą zapewne, rezygnując nawet z kuszącej luksusem i zawsze świetnie brzmiącej kuchennej wyspy. Kuchnia nie musi dla nich już nawet być odrębnym pomieszczeniem, ma wystarczyć jej kąt w dziennej przestrzeni ogólnej, albo co najwyżej jedna ściana wielofunkcyjnego salonu. A potem – ci rozmaici znajomi – wprowadzają się do precyzyjnie zrealizowanych projektów, zasiadają na rozłożystych kanapach i po całym tym szaleństwie przeprowadzki robią się najzwyczajniej głodni.
I wtedy właśnie dochodzi do ich schludnie ufryzowanych głów zestaw tragicznie spóźnionych refleksji, że oto w maleńkiej nibykuchni nie da się szczególnie poszaleć, a właściwie nie da się zrobić czegokolwiek do jedzenia. Dwupalnikowa płyta nie mieści nawet dużej patelni, w przestrzeni roboczej nie mieszczą się potrzebne utensylia i produkty. Cały blat jest niewiele większy od stolnicy!
Dopiero wtedy zadają sobie jakże istotne pytania: a co będzie, jak przyjdą święta i zapowie się kuzynostwo z Wrocławia? Gdzie się zrobi te wszystkie śledzie i bigosy? Gdzie będą w spokoju rosły drożdżowe ciasta na baby? Jak teraz ugościć niespodziewanych gości, co pewnie nie raz głodni przyjdą z nadzieją ich nakarmienia? O święty Jacku z pierogami, w domu potrzebna jest porządna kuchnia!
Paweł Loroch o kuchni. Powinna być sercem domu
Dom bez kuchni jest jak kościół bez ołtarza
Dom, apartament, loft, czy też klasyczne mieszkanie – bez względu na jego powierzchnię użytkową i liczebność mieszkającej w nim rodziny – bez dobrze zaprojektowanej kuchni jest jak kościół bez ołtarza, przy którym rozgrywa się przecież cała wielowymiarowa mistyka. To w domowej kuchni realizuje się i rozwija nasz codzienny talent, polot i fantazja, to w niej właśnie przygotowujemy nie tylko pożywienie dla organizmu, ale i bezcenną pożywkę dla rozwoju naszych relacji rodzinnych, partnerskich i przyjacielskich.
Już słyszę te komentarze kpiących singli, którzy stwierdzą zaraz, że to ich zupełnie nie dotyczy, bo gotowanie dla siebie to żadna frajda, a poza tym lepiej szamę zamówić, bo nie trzeba potem zmywać, ani przedtem palcem ruszyć. W jakże mylnym są błędzie ci nieszczęśnicy! Oto bowiem nie wiadomo kiedy sięgnie ich strzała amora, singielstwo porzucą i będzie kogo karmić, a poza tym prędzej czy później zorientują się na porannym kacu, że nadal żadna firma dowożąca jedzenie nie jest w stanie dostarczyć porządnej, odpowiednio ściętej jajecznicy, o wzorcowo chrupkim plastrze boczku nie wspominając.
Kuchnia jest najważniejszym miejscem w każdym domu – kto twierdzi inaczej, ten najzwyczajniej nie zrozumiał jeszcze sensu przyjemnej codzienności. Mieszkanie bez kuchni jest zimne, ograniczone twórczo i towarzysko. W kuchni dzieje się najwięcej, tu wnosi się zakupy, tu przygotowuje proste posiłki, ale też – na okoliczności szczególne – pracochłonne, wręcz kunsztowne dzieła współczesnej sztuki kulinarnej. Postrzeganie kuchni w taki właśnie sposób pozwala na korzystanie z niej jak z centrum dowodzenia wszechświatem; z kuchni płyną ku domownikom i gościom wstępne komunikaty zapachowe – pobudzające zapowiedzi organoleptycznych uniesień, mających wkrótce się rozpocząć.
Uczta dla wszystkich zmysłów
W kuchni można uczyć się współpracy, wykorzystywać zdolności inżynierskie, wiedzę z zakresu fizyki, chemii, biologii, matematyki i innych dziedzin nauk ścisłych. Nie ma przecież lepszych okoliczności, by móc w każdej chwili realizować się w sztukach plastycznych, zwracając szczególną uwagę na spektakularne kształty warzyw, genialne kolory owoców, subtelne gradienty serów dojrzewających i wyraziste faktury ciętych w poprzek włókien mięs. Z nich przecież powstają codzienne, ulotne arcydzieła! Niech cieszą wszystkie nasze zmysły – węch, wzrok, dotyk, słuch i smak!
Warto zawsze jedzenie dokładnie obejrzeć, dostrzec lśnienie sosu i delikatną strużkę pary nad gorącym kartoflem, dotknąć własnym palcem wszystkich elementów dania po kolei, znajdując radość w subtelnych różnicach ich konsystencji, gęstości i temperatur. Pierwszy uniesiony ku ustom kęs winien jeszcze wydać dźwięk – najlepiej lekki trzask, chrupnięcie, lub wręcz skwierczenie, jakże chętnie wykorzystywane przez Azjatów podających swoje przysmaki na gorących, żeliwnych półmiskach. Wreszcie – powąchawszy, zobaczywszy, dotknąwszy i usłyszawszy nasz posiłek – przychodzi pobudzenie ostatniego i niewątpliwie słusznie zostawionego na wieńczący dzieło finał, zmysłu smaku.
Smak to zbiór indywidualnych odczuć prawie dziesięciu tysięcy specjalistycznych kubków - receptorów, rozmieszczonych nie tylko na języku, ale też na podniebieniu, nabłonku gardła, nagłośni, a nawet przełyku. Ich działanie to krytyczny moment dla ukształtowania docelowej reakcji osoby spożywającej – mając na uwadze, że ludzka wrażliwość na smaki jest uwarunkowana genetycznie i każdy odczuwa ją inaczej, istnieje zawsze ryzyko, że ta zbiorcza reakcja receptorów nie będzie tak korzystna, jak to sobie wyobrażał autor dania, ale – mam tu zdecydowany pogląd – zawsze warto zaryzykować.
Dlatego apeluję dziś do WP Czytelników o świadomość szczególnej roli domowej kuchni w rozwoju niezbędnych do szczęścia relacji międzyludzkich. Bez niej może się okazać, że nie mamy żadnego wpływu na losy świata, a to odkrycie byłoby co najmniej niesłychanie przykre. Kuchnia przyda się też Państwu do osobistych testów pomysłów, porad i sugestii, które zamierzam regularnie publikować na łamach WP, udowadniając, że jedzenie łagodzi obyczaje, a gotowanie jest bezbrzeżną przyjemnością. Wierzę, że ta wspólna, radosna działalność kulinarna przyniesie nam wszystkim wiele korzyści. Tymczasem kłaniam się nisko i idę smażyć rydze na maśle, by nimi zmienić świat na lepsze, póki gorące.