10 powodów, dla których nie warto się odchudzać
Ciągłe odmawianie sobie ulubionych potraw jest zwyczajnie frustrujące, prowadzi do gniewu, konfliktu z tymi, na których wyładujemy negatywne emocje, wreszcie do skosztowania "zakazanego owocu", czyli złamania diety
Bo głód stresuje
Cała koncepcja odchudzania opiera się na tym, że dostarczamy organizmowi mniej energii, niż zużywamy. Pod wpływem głodu ciało spala nagromadzone wcześniej zapasy w postaci tkanki tłuszczowej. Czyli chudniemy, ale ceną za to jest permanentny głód - stan podobno pożądany w głębokiej medytacji czy pracy wymagającej kreatywności, jednak działający na nerwy, powodujący irytację - która jeszcze wzmaga głód i zachęca do jedzenia.
Bo diety są niezdrowe
Drakońskie diety - zalecające na przykład tysiąc lub osiemset kilokalorii dziennie - często są ubogie w błonnik, białko, a przede wszystkim tłuszcze, również niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Rzadko bywają dobrze skomponowane, biorą pod uwagę przede wszystkim indeks energetyczny, dopiero potem (jeśli w ogóle) realne wartości odżywcze, przyswajalność składników oraz zapotrzebowanie na poszczególne grupy pokarmowe. Dlatego dłuższe stosowanie źle ułożonych diet grozi m.in. awitaminozą, anemią czy przewlekłym osłabieniem.
Bo łatwo przesadzić
Kilogram tu, kilogram tam i już wydaje nam się, że będziemy lepiej wyglądać, a tym samym lepiej się czuć. Wszystko w porządku, dopóki zachowamy rozsądek w tym, ile, gdzie, jak i jak szybko należy zrzucić. Niestety, często tracimy umiar i odchudzamy się bez opamiętania, opętani myślą o wymarzonej sylwetce. To już prosta droga do groźnych dla zdrowia zaburzeń łaknienia, z anoreksją i bulimią na czele.
Bo odmawiamy sobie tego, co najlepsze
Nie byłoby problemu, gdyby naszymi ukochanymi potrawami były: sałata, surowa marchewka, szpinak oraz pomidory. Ewentualnie jeszcze porzeczki albo jabłka. Ale nie oszukujmy się - zwykle szczególnie lubimy to, co wyjątkowo kaloryczne, jak chałwa, orzechy, chipsy, paluszki, placki ziemniaczane, popcorn z masłem czy golonka. Wszystko to jest podczas odchudzania kategorycznie zabronione. Tymczasem ciągłe odmawianie sobie ulubionych potraw jest zwyczajnie frustrujące, prowadzi do gniewu, konfliktu z tymi, na których wyładujemy negatywne emocje, wreszcie do skosztowania "zakazanego owocu", czyli złamania diety.
Bo "chude" nie znaczy zdrowe
Przynajmniej w wypadku większości produktów. Odtłuszczony ser, mleko 0,5%, jogurt 0%, słodzik - mają odchudzać, reklamowane są jako "lepsze" i "zdrowsze" odpowiedniki niby szkodliwych produktów. W rzeczywistości zwykle zawierają więcej konserwantów, barwników i polepszaczy smakowych, które mają nas zachęcić do zjedzenia nieokreślonej substancji pozbawionej jakichkolwiek walorów odżywczych, której w normalnych warunkach raczej byśmy nie tknęli.
Bo matematyka zabija smak
Ciągłe liczenie kalorii, odważanie porcji pożywienia co do grama, pilnowanie się i zaglądanie do tabelek skutecznie zniechęcają do jedzenia. Samo gotowanie bez możliwości wprowadzenia jakiejkolwiek inwencji (przecież trzeba trzymać się ustalonych porcji) to już średnia przyjemność, a jeśli dodać do tego sumowanie wartości odżywczych każdej rzodkiewki i każdej cząstki pomarańczy, cała gastronomia zostaje sprowadzona do produkcji paliwa dla ciała.
Bo łatwiej zachorować
Mniej kaloryczne jedzenie, śladowe ilości spożywanych tłuszczów, głód, stres - wszystko to sprzyja nie tylko utracie wagi, ale również spadkowi odporności. Stąd zaś już blisko do złapania jakiegoś wirusa, a nawet do złamania nogi wskutek na pozór niegroźnego upadku. Samą chorobę zaś przechodzimy podczas odchudzania gorzej, dłużej, bardziej dotkliwie.
Bo utrudnia relacje z ludźmi
Na pizzę ani lody nie pójdziesz, impreza to zakazana przyjemność, a obiad u mamy/babci/cioci staje się istnym koszmarem. Nawet poczęstunku paluszkami trzeba odmówić, bo przecież to się nie mieści w dziennym planie żywieniowym. A jeśli ulegniemy i skusimy się na smakołyki, albo odezwą się wyrzuty sumienia o brak silnej woli, albo wkurzymy się i zarzucimy całą dietę.
Bo to nic nie da
Prawdę mówiąc, najczęściej nic z odchudzania nic nie wynika. Albo tracimy silną wolę oraz cierpliwość i po prostu dajemy sobie spokój z dietą, albo raz się wyłamujemy - i wskutek zniechęcenia dajemy sobie spokój z dietą. Tak czy inaczej statystyka potwierdza, że mimo początkowo stanowczego postanowienia większość osób rezygnuje przed osiągnięciem wyznaczonego sobie celu.
Bo efekt będzie chwilowy
Nawet jeśli uda nam się zachować żelazną konsekwencję, rezultatami diety będziemy się cieszyć krótko. Dokładniej do jej zakończenia, ponieważ gdy tylko wrócimy do "normalnego" trybu żywienia, szybko okaże się, że organizm, reagując na mniejsze dawki pokarmu, przestawił się na bardziej oszczędny tryb gospodarowania kaloriami i teraz znowu ma za dużo, więc odkłada nadmiar w postaci tkanki tłuszczowej. Nazywa się to efektem jo-jo. Pokazuje on dobitnie, że jedynym naprawdę skutecznym sposobem na spadek wagi jest nie tyle chwilowe odchudzanie, ile trwała zmiana nawyków żywieniowych.