Ulubiona ryba Polaków. Czy wędzona makrela jest zdrowa?
Długo można wyliczać korzyści płynące ze spożywania ryb, jednak często pojawia się wątpliwość, czy dotyczy to również darów mórz i jezior, które zostały poddane wędzeniu. Przyjrzyjmy się makreli, najczęściej jedzonej przez Polaków w takiej właśnie formie.
Ryba, która najliczniej występuje w pobliżu europejskich i północnoamerykańskich wybrzeży Oceanu Atlantyckiego, a także w Morzu Północnym i Morzu Czarnym, jest od wieków ceniona ze względu na walory smakowe. Świadczą o tym jej pozostałości odkrywane przez archeologów, m.in. prowadzących wykopaliska w Norwegii, gdzie do dziś uchodzi za jeden z narodowych przysmaków.
Już w XIX w. makrela stała się głównym elementem jadłospisu mieszkańców tego skandynawskiego kraju. Świeża ryba uchodziła jednak za luksus, dostępny tylko dla bogatych warstw społecznych, większość Norwegów spożywała ją w postaci przetworzonej, najczęściej zamarynowaną w beczkach oraz wędzoną.
W kolejnym stuleciu wędzona makrela zdobyła popularność także w Polsce i właściwie do dzisiaj w takiej właśnie formie jest najczęściej dostępna w sklepach. Czy warto po nią sięgać?
Zdrowe tłuszcze
Wędzona makrela to ryba tłusta, ale na szczęście jest bogata przede wszystkim w bardzo cenne wielonienasycone kwasy tłuszczowe omega-3 i omega-6, które nie tylko wpływają korzystnie na układ krążenia, ale również przyspieszają procesy metaboliczne i pomagają wątrobie uporać się z toksynami, zapewniają prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego i zwiększają poziom serotoniny (poprawiając nasze samopoczucie oraz pozytywnie wpływając na jakość snu)
, łagodzą stany zapalne, a także przyspieszają regenerację skóry i chronią oczy (powodują lepsze ukrwienie nerwu wzrokowego i znacząco zmniejszają ryzyko zwyrodnienia plamki żółtej). Zawartość nienasyconych kwasów tłuszczowych w wędzonej makreli jest dwa razy większa niż w podobnie przetworzonym łososiu.
Spośród innych wędzonych ryb makrelę wyróżnia też wyjątkowo duże stężenie selenu. To jeden z najbardziej niedocenianych mikroelementów, choć niezbędny do naszego prawidłowego funkcjonowania, m.in. chroni komórki przed szkodliwym działaniem wolnych rodników i stymuluje system odpornościowy. Organizm nie potrafi wyprodukować selenu, dlatego powinniśmy dostarczać go z pożywieniem.
Mięso makreli kryje w sobie sporo fosforu, potasu, sodu, magnezu, fluoru, żelaza, cynku i miedzy. Jest też dobrym źródłem wapnia czy jodu, choć pod tym względem znacznie bogatszy okazuje się wędzony szprot i pstrąg. Makrela dostarcza także sporo witamin, zwłaszcza witaminy B12 (poprawia apetyt, koi nerwy i zapobiega anemii)
oraz D (podnosi odporność, dba o mocne kości).
Atutem wędzonej makreli jest również solidna dawka fosfatydyloseryny, czyli organicznego związku pozytywnie wpływającego na zdolności umysłowe, łagodzącego objawy m.in. choroby Alzheimera.
Kwestia wędzenia
Mimo niekwestionowanych wartości odżywczych należy zachować umiar w spożywaniu wędzonej makreli, szczególnie jeśli pochodzi z niepewnego źródła. Wiele zależy bowiem od przebiegu procesu wędzenia ryby, który powinien być odpowiednio długi, nie bez znaczenia jest również dość niska temperatura, w jakiej prowadzi się obróbkę termiczną. W przeciwnym razie podczas przetwarzana wydzielają się szkodliwe węglowodory aromatyczne, mogące sprzyjać m.in. rozwojowi nowotworów. Dlatego kupując makrelę warto szukać na opakowaniu symbolu GMP, który świadczy, że wędzenie odbywało się zgodnie z normami.
Pamiętajmy także, iż przed przetwarzaniem ryby przechowywane są zwykle w solance, w efekcie czego stają się bogatym źródłem chlorku sodu, który zatrzymuje wodę w organizmie, powoduje zapychanie się tętnic i wzrost ciśnienia. Obciąża również nerki, sprzyjając powstawaniu tam kamieni. Nadmiar soli zwiększa także wydalanie wapnia z moczem i przez to sprzyja rozwojowi osteoporozy.
Wędzona makrela dostarcza też sporo puryny. Nadmiar tego związku nie jest wskazany szczególnie u osób z podwyższonym poziomem kwasu moczowego, który krystalizuje się i odkłada w stawach, czego konsekwencją bywa artretyzm.
Także inny składnik mięsa makreli, czyli histamina potrafi być poważnym zagrożeniem, szczególnie jeśli mamy skłonność do reakcji uczuleniowych. Nieprzypadkowo ryby morskie uchodzą za jedną z najczęstszych przyczyn alergii pokarmowych, a ich spożycie może wywołać m.in. śmiertelnie groźny wstrząs anafilaktyczny. Niekiedy takie efekty potrafi wywołać nawet pocałunek kogoś, kto wcześniej jadł makrelę.
W mięsie makreli często stwierdza się także podwyższony poziom niezbyt korzystnych dla zdrowia metali ciężkich, m.in. arsenu (jego skumulowanie może wywoływać choroby serca, płuc i skóry, a także przyczyniać się do rozwoju nowotworów) czy rtęci (muszą na nią szczególnie uważać kobiety ciężarne i młode matki). Na szczęście wyższe stężenie tych niebezpiecznych substancji częściej stwierdza się w rybach wyławianych w cieplejszych rejonach Oceanu Atlantyckiego, zwłaszcza Zatoce Meksykańskiej. Do Polski trafia zaś zazwyczaj makrela pochodząca z chłodniejszych wód Morza Północnego czy Bałtyku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl