Rybny rarytas ze Stegny bez paragonu grozy. Właściciele smażalni potwierdzają zwyczaje Polaków
Końcówka wakacji nad Bałtykiem ma swój smak – złocisty, pachnący świeżą rybą i koperkiem. W Stegnie załapaliśmy się jeszcze na króla sezonu, czyli dorsza, i prawdziwy rarytas – halibuta. Na talerzach wylądowały dwa zestawy, które pachniały letnią beztroską. A jak wyglądał paragon?
Dorsz i halibut w Stegnie nie zaskoczyły ceną – porcja licząca około 150 g mieści się w granicach typowych dla całego wybrzeża. Tam dorsz kosztuje od kilkunastu do dwudziestu złotych za 100 gramów, a halibut uchodzi wręcz za rybi rarytas, który bywa jeszcze droższy. Podsumujmy nasz wybór, który naszym zdaniem dobrze odzwierciedla średnie ceny i ofertę smażalni w sezonie letnim 2025.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Za talerz nie będę płaciła". Właściciele smażalni o zachowaniu klientów
Dorsz czy halibut - co polecamy?
Halibut, delikatny, o mięsie sprężystym i jednocześnie rozpływającym się w ustach, podany został w prosty, klasyczny sposób – z młodymi ziemniaczkami obsypanymi świeżym koperkiem i zestawem surówek w kolorach tęczy. Obok chrupiąca czerwona kapusta, kremowa biała i marchewka skropiona cytryną. Na rogu talerza plaster cytryny, jak podpis pod dziełem kucharza. Na kolejnym zagościł dorsz – ryba bardziej swojska, ale wciąż królewska, jeśli chodzi o nadmorski stół. Jego mięso było soczyste, ukryte pod złocistą panierką, która delikatnie chrupała przy każdym kęsie. Do tego porcja frytek, gorących i chrupiących, oraz miseczka mizerii pod pierzynką gęstej śmietany. Świeżość ogórków i zieleniny pięknie przełamywała smażoną rybę, dając smakowy balans idealny na lato.
Halibuta z pewnością w te wakacje wybierali ci, którzy lubią delikatne, subtelne mięso i chcą spróbować czegoś bardziej wyrafinowanego. Dorsz (niezależnie czy czarniak czy atlantycki) natomiast świetnie sprawdzi się dla tych, którzy cenią klasykę i mocniejszy, bardziej swojski smak. Razem tworzą duet, w którym każdy znajdzie coś dla siebie – i dla konesera, i dla miłośnika prostych, wakacyjnych smaków. A czy zapamiętamy też ceny?
Cena zestawu – czy naprawdę drogo?
Za dwa pełne zestawy – dorsza, halibuta, dodatki i rosołową przystawkę – rachunek wyniósł 108,50 zł. To kwota, która nad morzem staje się normą. Sam dorsz kosztuje zwykle kilkanaście – dwadzieścia złotych za 100 gramów, a halibut bywa droższy i uchodzi za kulinarny rarytas. Prawdziwym "winowajcą" wysokiego rachunku są dodatki: frytki, ziemniaki, mizeria czy surówki – każdy z nich to kilka czy kilkanaście złotych, a razem tworzą pełen, wakacyjny obiad. O wyborach ryb w zestawach i podejściu do menu opowiadały też w tym sezonie właścicielki smażalni w Mielnie. W rozmowie z reporterem WP Jakubem Bujnikiem padły konkrety, jak goście lokali sprawdzają jadłospis przed zamówieniem.
Właściciele smażalni zdradzają, że klienci dobrze wiedzą, jak działają ceny "za 100 gramów". – Najczęściej proszą, żeby ryba była mała, do dwustu gramów – przyznaje Aneta z jednego z bistro w Mielnie. Inna restauratorka, Ewelina, dodaje: – U nas cena dorsza jest widoczna, ja od razu przekalkuluję, więc turyści chętnie zamawiają bez strachu o "paragon grozy".