Lwów to nie tylko barszcz i pierogi. Kraina kawy i sernika
Przed wyjazdem do Lwowa słucham, co w kulinarnej trawie piszczy. Wszyscy mówią o ukraińskim barszczu i warenykach. Jadę więc do największego miasta zachodniej Ukrainy z nastawieniem pierogowo-barszczowym. Wracam jednak z przekonaniem, że Lwów to kawa, serniki i serniczki.
Raj dla kawoszy
I trzeba tu od razu wyraźnie zaznaczyć, że serniczek, to wcale nie jest zdrobnienie od sernika. Zacznijmy jednak od kawy. Mówi się, że żyjemy w czasie "trzeciej kawowej fali". Ten ruch zaczął się na zachodzie Europy w latach dziewięćdziesiątych, do Polski zaś dotarł w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku.
O co chodzi? O to, że uznano, że na ostateczny smak kawy ma wpływ wiele czynników. Przyjrzano się kawowemu ziarnu i stwierdzono, że po pierwsze ważne jest to, skąd pochodzi ziarno, bo każde smakuje inaczej, ponieważ smak jest wypadkową geografii i klimatu. Po drugie uznano, że arabica smakuje lepiej niż robusta, dlatego ta pierwsza zdominowała rynek. Po trzecie bariści chcieli parzyć kawę wyłącznie z ziaren najwyższej jakości, tak zwanych kaw Speciality.
Żeby osiągnąć pełnię kawowego szczęścia, należało wiedzieć, kiedy kawowe ziarno było palone, bo okazało się, że najlepiej smakuje w ciągu pierwszych trzech miesięcy od tego momentu. Dziś taka wiedza jest już traktowana jako oczywistość.
Zobacz też: Idealny sposób na przygotowanie kawy. Wystarczy tylko drobna zmiana
Ukraina w tej kawowej rewolucji poczuła się jak ryba w wodzie, dlatego dziś można we Lwowie czy Kijowie rozkoszować się owocowym smakiem espresso parzonego na bazie arabiki. Trzeba jednak powiedzieć, że tego typu kawy nie zasmakują każdemu i raczej nie od pierwszego razu. Większa niż we włoskim espresso kwasowość, nuty owocowe zamiast migdałowo-orzechowych bywają trudne do przyjęcia dla miłośników klasycznej małej czarnej.
Takich idących z trendem "trzeciej fali" kawiarni jest we Lwowie kilka, więc bez wysiłku każdy może sprawdzi, czy mu się ten nurt w kawiarnianym życiu podoba czy nie. Na lwowskim Rynku warto zatrzymać się w kawiarni Svit kavy. Tamtejsze espresso jest lekkie, owocowe i bardzo aromatyczne. Black Honey na Tadeusza Kościuszki 2 serwuje kawę w podobnym stylu, jednak o jeszcze wyższej kwasowości, która nie każdemu się spodoba. I tu uwaga: słodzenie kawy wydobywa kwasowość – choć brzmi to jak paradoks. Espresso trzeciej fali, bardzo często, lepiej smakuje bez cukru.
Lwów nie jest jednak kawowo jednorodny, dlatego ma coś do zaoferowania również tym, którzy nie przepadają za owocowym espresso. Na Halickiej łatwo zauważyć wielkie okna Lwowskiej Manufaktury Kawy.
To palarnia i kawiarnia, która oferuje swoim klientom świeżo paloną kawę w klasycznym włoskim stylu, ale również aromatyzuje ziarna. Można więc zamówić tu filiżankę kawy, której smak będzie podbity aromatem, na przykład, pieczonego mleka czy koniaku. Puryści będą się oburzać, że to nie jest prawdziwa kawa, ale tłumy w Manufakturze pokazują, że ten typ kawowego naparu ma swoich fanów.
To jednak nie wszystko. W Virmence, czyli Ormiance, na ulicy Ormiańskiej, w pobliżu przepięknej katedry można jeszcze ciągle napić się kawy parzonej w tygielku stojącym w gorącym piasku. Kiedyś była to lwowska klasyka, dziś już rzadkość. Można tylko przypuszczać, że tego sposobu parzenia kawy lwowianie uczyli się od ormiańskich kupców, którzy podpatrzyli, jak kawę parzy się w Turcji.
Ten sposób przygotowania kawowego naparu przypisuje się bowiem kucharzom Sulejmana Wspaniałego. Greccy i ormiańscy kupcy zaopatrywali w towary ze wschodu całą Galicję, a wraz z nimi rozszerzała się kultura kawowa. Jak widać, jeśli chodzi o kawę Lwów na naprawdę wiele do zaoferowania.
A serniki i serniczki?
Sernik ze Lwowa to wspaniałe ciasto z rodzynkami. Jego smak delikatnie podbija cytrynowa skórka. Jest ciężki, a za jego niesamowitą strukturą stoi twaróg, którego wcale nie mielono trzykrotnie. Nie przypomina więc delikatnego jak chmurka puszku, tylko prawdziwy sernik!
Razem ze strudlem, a raczej strudlami, bo lwowianie nadziewają cienkie ciasto nie tylko jabłkami, ale również czarnymi porzeczkami i gruszkami, sernik zajmuje pierwsze miejsce na liście ulubionych deserów we Lwowie.
Mnie jednak uwiodły serniczki. Mogą one być deserem, czemu nie, ale jeszcze częściej trafiają na stół w porze śniadania. Serniczki to niewielkie placuszki smażone na maśle. Ich ciasto ma w sobie spory dodatek białego sera, podaje się je ze śmietaną, z owocami i owocowymi sosami. Są lekkie jak piórko, a ich smak potrafi uwieść nawet największych miłośników słonych śniadań – takich jak ja. I dodam tylko, że spróbowanie ich w jednym miejscu wcale nie wyczerpuje tematu, bo wszędzie smakują inaczej. Bywają takie z mniejszą lub większą ilością twarogu, bardziej i mniej wilgotne, podbite wanilią lub nie. Trzeba ich spróbować co najmniej kilka razy i wybrać swojego faworyta.
A potem oczywiście trzeba się wybrać na… kawę.
Chcesz się pochwalić swoimi kulinarnymi osiągnięciami? Masz ciekawy przepis? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl