Ile jeść mięsa, żeby było "ekologicznie"
Ludzie Zachodu zjadają i wyrzucają zbyt wiele mięsa. Cytowany przez "New Scientist" ekspert obliczył, że porcja mięsa dla jednej osoby, którą można by uznać za "ekologiczną", to jeden hamburger plus filet z kurczaka raz na trzy dni.
Ekolodzy przypominają, że hodowla zwierząt odpowiada aż za 15 proc. globalnych emisji gazów cieplarnianych. Rezygnacja z jedzenia mięsa mogłaby to zmienić, ale nie każdy chce i może być wegetarianinem. Ile zatem należałoby jeść, by nie szkodzić planecie? Zwłaszcza, że - jak ostrzegają eksperci - produkcja żywności na naszej planecie zbliża się do "granicy bezpieczeństwa", wyznaczanej przez ilość potrzebnego ludziom jedzenia, ilość, jaką jesteśmy w stanie wyprodukować oraz to, jak produkcja wpływa na klimat.
Na liście źródeł emisji produkcja mięsa zajmuje dość wysoką pozycję. Aż 80 proc. emisji rolniczych pochodzi z jego produkcji, i nie będzie lepiej, gdyż w miarę, jak ludzie się bogacą, rośnie zapotrzebowanie na białko - uważa cytowana przez "New Scientist" Molly Jahn, była wiceminister w amerykańskim Departamencie Rolnictwa i współautorka raportu nt. bezpieczeństwa żywności w obliczu zmian klimatu, wykonanego na zlecenie Konsultacyjnej Grupy Międzynarodowych Badań Rolnych (CGIAR).
W roku 2007 Colin Butler z Australian National University w Canberrze oszacował, że przeciętny mieszkaniec ziemi zjada co dnia sto gramów mięsa. To mniej więcej tyle, ile waży jeden hamburger. Bogaci zjadają średnio dziesięć razy więcej niż biedni, co oznacza, że ktoś zjada dziesięć hamburgerów dziennie, a kto inny - ani jednego.
Gdyby udało się sprawić, by do roku 2050 każdy mieszkaniec Ziemi zjadał co dnia 50 g czerwonego mięsa i 40 g białego, to emisje gazów cieplarnianych związanych z produkcją mięsa ustabilizowałyby się na poziomie z roku 2005 - wyliczał Butler. Oznaczałoby to, że każdy z nas zjada co drugi dzień np. jednego hamburgera i małą kurzą pierś.
W swoich wyliczeniach sprzed czterech lat Butler nie wziął jednak pod uwagę, że mnóstwo mięsa wyrzucamy, uznając je za niejadalne. Najgorsze są pod tym względem kraje Zachodu, których mieszkańcy, w przeciwieństwie do ludzi z innych kręgów kulturowych, nie tkną mięsa pochodzącego z np. mózgów czy jąder. W ocenie Butlera Amerykanie i Australijczycy wyrzucają nawet połowę produkowanej przez siebie wołowiny.
Na prośbę portalu "New Scientist" Butler uaktualnił swoje obliczenia. Twierdzi, że w skali globu wyrzucamy od 5 do 10 proc. masy wyhodowanych i zabitych do konsumpcji zwierząt. To zaś oznacza, że możemy sobie pozwolić jedynie na 80-85 g czerwonego i białego mięsa, czyli jeden hamburger i jeden filet z kurczaka co trzy dni.
Jest to górny limit "ekologicznego" spożycia zwierzęcego białka. Z biegiem czasu nasza przydziałowa porcja może zmaleć, jeśli więcej ludzi zacznie marnować jedzenie tak, jak robią to dziś Amerykanie i Australijczycy.
CGIAR zaś przypomina, że odpady, jakie odrzucamy na etapach produkcji pomiędzy rzeźnią a kuchnią i talerzem, to nie wszystko. Jedna trzecia produkowanej na świecie żywności psuje się wskutek niewłaściwego przechowywania, ataków szkodników i kupowania wielkich opakowań - zawierających więcej, niż możemy zjeść. (PAP)
zan/ agt/