Restauracja Weranda. Sami pieką chleb i hodują zioła w ogródku
Z myślą o własnej restauracji nosili się lata. Kiedy dzieci wyleciały z domowego gniazda, oni zrealizowali własne marzenie.
Podczas ostatnich wakacji Regina i Andrzej w podkrakowskich Węgrzcach po raz pierwszy mieli okazję poczuć się jak restauratorzy. Nie da się jednak ukryć, że doprowadził do tego psikus losu.
Duży dom postawili z myślą o rodzinie, ale niespełna parę lat po jego ukończeniu, dzieci postanowiły się usamodzielnić. Patrząc na zielony ogród i puste pokoje pomyśleli, że może to właśnie jest moment, by zrealizować odkładane stale na później marzenie o otwarciu własnej restauracji. Planowali to od lat. Dzięki pracy Andrzeja sporo podróżowali i podglądając prace restauratorów, ich gościnność i potrzebę dzielenia się najlepszym jedzeniem układali w głowie plan tego jak będzie wyglądała ich własna restauracja.
Podziwiali gościnność w hiszpańskich i tureckich gospodach, restauracjach i tawernach. Zachwycali się dbałością o detale, autentycznym zainteresowaniem gośćmi, przewidywaniem ich potrzeb. Podobała im się idea restauracji ulokowanej gdzieś pod miastem, gdzie spotykają się sąsiedzi i przyjeżdżający z bliższej i dalszej okolicy miłośnicy dobrych kulinariów. Ich miejsce miało być takim, którym można odsapnąć po ciężkim dniu i zrelaksować się przy znakomitym posiłku. Zainspirowała ich zwłaszcza restauracja jaką znaleźli przed laty Odessie. Była ukryta w pięknym starym ogrodzie.
Okolice Krakowa, a zwłaszcza Wieliczki, znali jak własną kieszeń. A że dobry smak cenili od zawsze, wiedzieli, do których rolników warto się zwrócić, by otrzymać od nich składniki potrzebne w kuchni i to takie najwyższej jakości. Można powiedzieć, że byli gotowi do nowego wyzwania i czekali tylko na właściwy moment.
Pani Regina wspomina, że decyzja zapadła w marcu. Z pracami ruszyli wiosną i jak dziś mówi pan Andrzej, wszystko im sprzyjało, nawet pogoda, dlatego niecałe cztery miesiące od podjętej decyzji otworzyli szeroko drzwi od własnej restauracji, wpuszczając tam pierwszych gości. Szefa kuchni przedstawił im ich własny syn. Kiedy dowiedział się, że rodzice zdecydowali się zrealizować swoje marzenie, opowiedział im o koledze, który od paru lat pracuje w jednej z najlepszych krakowskich restauracji.
Kiedy Łukasz Kania, młody kucharz, po raz pierwszy pojawił się w Węgrzcach, budowa trwała w najlepsze. Na zewnątrz powstawała duża przeszklona weranda, a na parterze domu unosił się pył po wyburzanych ścianach i powstającej właśnie kuchni. Usiedli do rozmowy i okazało się, że nadają dokładnie na tych samych falach. Rozmawiali o lokalności, o pieczeniu własnego chleba i konieczności postawienia dużego pieca chlebowego, Łukasza zachwyciła wędzarnia, w której mógłby przygotowywać własne wędliny.
Parę miesięcy później stworzył pierwszą kartę dla Werandy. Postawił na polską klasykę, ale unowocześnioną, w całości opartą o produkty z najbliższej okolicy. Mięsa właściciele Werandy kupują w Ochojnie, rodzinnej miejscowości szefa kuchni. Produkty mleczne pochodzą od zaprzyjaźnionej gospodyni z okolic Gdowa, leżącego zaraz za miedzą, chleb pieką sami, a zioła rosną w ich własnym ogrodzie. Można też zamówić wino z renomowanej Winnicy Wieliczka.
Pani Regina mówi dziś z dumą, że kiedy myśleli o restauracji, to widzieli ją jako przedłużenie ich własnego salonu. Udało się i to nawet dość dosłownie – śmieje się właścicielka – część domu zajmuje dziś restauracja, w drugiej części mieszkamy. Dzięki temu możemy wszystkiego cały czas doglądać i zadbać o każdy szczegół. Z wyjątkiem kuchni, ufam bezgranicznie Łukaszowi i tam nawet nie zaglądam – mówi restauratorka.
Pani Regina jest w wykształcenia florystką, a jej pasją jest urządzanie wnętrz, dlatego to właśnie ona zadbała o wystrój restauracji. Nieduże sale na piętrze Werandy stworzone są na małe intymne przyjęcia rodzinne, przeszklona weranda jest duża i pozwala podglądać przyrodę za oknem. Latem działa też ogródek, w którym można się rozsiąść na leżaku z książką, a jeśli komuś wpadnie do głowy kąpiel, to w łazience na piętrze znajdzie sporych rozmiarów wannę – dowód na to, że jeszcze całkiem niedawno ktoś tu mieszkał.
Restauracja Weranda pracuje od środy do niedzieli, a karta zmienia się co miesiąc, więc nie sposób się znudzić. W grudniowej dominowały smaki związane z Bożym Narodzeniem. Mak, kiszona kapusta i słodkowodne ryby.
Weranda jest najlepszym dowodem na to, że można i trzeba realizować swoje marzenia. Podglądając przy codziennej krzątaninie właścicieli i kucharza widać, jak olbrzymią przyjemność sprawia im praca i możliwość goszczenia u siebie kolejnych gości i przyjmowania ich w warunkach dalekich od restauracyjnej rutyny. Mimo tego, że oboje właściciele pracują zawodowo, zawsze znajdują czas dla odwiedzających Werandę, a ci odwdzięczają się częstymi wizytami i przekazywaniem informacji o tym wyjątkowym miejscu dalej.
Chcesz się pochwalić swoimi kulinarnymi osiągnięciami? Masz ciekawy przepis? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl