Kuchnia Tyrolu. Atrakcja nie tylko dla narciarzy
Austriacki Tyrol kojarzy nam się przede wszystkim z nartami. Nic dziwnego, w końcu to jeden z najbliższych nam rejon, gdzie sezon na szusowanie trwa właściwie cały rok. Jednak lodowce i fantastycznie zorganizowane ośrodki narciarskie, to nie jedyna atrakcja, dla której warto wybrać się do Tyrolu.
Z całą pewnością to miejsce, które docenią smakosze tradycyjnej kuchni, przygotowywanej niespiesznie, zgodnie z przekazywanymi z pokolenia na pokolenie recepturami, z doskonałej jakości produktów. Ostatnio miałam okazję się przekonać, że w austriackim Tyrolu na posiłki trzeba zarezerwować niemal tyle samo czasu co na narty.
Regionalnie, sezonowo, tradycyjnie
Kiedy zobaczyłam program zorganizowanego wyjazdu do Tyrolu, na który wybrałam się w listopadzie, bardzo się zdziwiłam, jak dużo czasu zarezerwowano na posiłki. Wszystko wyjaśniło się już pierwszego wieczoru. W Tyrolu każdy posiłek to święto. Bez względu na to, czy goszczą nas w schroniskowej restauracji, tradycyjnej karczmie (najlepiej blisko kościoła - podobno najlepsze restauracje zawsze są zlokalizowane nieopodal świątyni) czy w wykwintnym lokalu.
Posiłek trwa kilka godzin i jest celebrowany niczym wigilijna kolacja. Między serwowaniem kolejnych dań zawsze upływa kilka minut - wypełnionych dźwiękiem nalewanego lokalnego wina, żeby biesiadnicy mieli czas na pogawędki, a posiłek zdążył się ułożyć, robiąc miejsce na następne potrawy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kaiserschmarrn - omlet cesarski
Po tygodniu próbowania, smakowania i testowania najrozmaitszych dań, kuchnię tego regionu określiłabym jako mistrzowskie wykorzystanie doskonałej jakości produktu. W menu trudno szukać wyszukanych potraw oderwanych od tego co oferuje lokalna przyroda. Podobno kulinarna filozofia Tyrolu opiera się na wodzie z górskich potoków i produktach z alpejskich łąk. Posiłki, które miałam okazję jeść przez te kilka dni, zdecydowanie były z nią zgodne. Miłośnicy świetnych serów, doskonałych mięs i wędlin, a także potraw mącznych (głównie knedli) i zapiekanych ziemniaków, z pewnością będą zachwyceni.
Tyrolskie przysmaki
Po kilku godzinach na stoku, mało kto narzeka na brak apetytu. Jedzenie jest proste, albo bardzo sycące i rozgrzewające. Co ważne dania, które królują na stole na jesienią różnią się od tych serwowanych wiosną. Tu sezonowość to nie nowy trend, tylko tradycja. Czym więc karmiono nas późną jesienią?
Wybór oczywiście był ogromny, ale jest kilka smakołyków, których po prostu trzeba tu spróbować.
Wśród zup moje serce skradł rosół z knedlem. Knedle to chyba ulubione danie Tyrolczyków i pojawiają się na stole w najróżniejszych postaciach. Możemy je zamówić jako danie główne, wówczas podawane są z serami, fantastycznymi górskimi serami, szpinakiem, wątróbką (bardzo w Tyrolu popularną) lub wizytówką regionu - speckiem, fantastyczną wędzoną szynką.
Jednak zimą knedle smakują najwspanialej w rosole. Intensywna, aromatyczna zupa doskonale rozgrzewa, a delikatna kluska (z dodatkami np. serem, speckiem lub wątróbką) nadaje rosołowi wyjątkowego charakteru.
Jako amatorka dań mącznych i wszelkiej maści serów, nie mogłam też przejść obojętnie wobec kolejnego klasyku tyrolskiej kuchni - szpecli. Szpecle, czyli spätzle, to niewielkie kluseczki przecierane przez specjalne sito prosto do gotującej się wody. W Austrii i Niemczech cieszą się niemal taką samą popularnością jak kartofle. W Tyrolu serwuje się zwykle zapiekane z pysznym lokalnym serem. To proste i bardzo sycące danie podawane jest zwykle z prażoną cebulką i świeżymi ziołami - szczypiorkiem lub pietruszką.
Kwintesencją tutejszej kuchni jest Tiroler Gröstl. Wystarczy przyjrzeć się składnikom - ziemniaki, czosnek, cebula, zioła, wołowina, speck i jajko. Wszystko lokalne i doskonałej jakości, bez udziwnień, ukrywających smak każdego z produktów. Można powiedzieć, że to danie z resztek, które zachwyci także bardziej wyszukane kulinarne gusta. Tiroler Gröstl to zapiekane ziemniaki z mięsem i dodatkami, zwieńczone jajkiem sadzonym.
Może się wydawać, że każda z tyrolskich potraw sama w sobie jest tak sycąca, że wystarczy za cały posiłek. Ale przecież nie może się obyć bez przystawek - talerzy wędlin, serów i wielu innych smakołyków, a także deserów.
Tyrolczycy kochają słodkości. Nic więc dziwnego, że na słodko przygotowują także swoje ukochane knedle. Ta ich odmiana, nosi nazwę Germknödel. To słodka drożdżowa, gotowana na parze bułka, skrywająca w swoim wnętrzu owocowe nadzienie - zwykle powidła śliwkowe. Żeby było jeszcze bardziej słodko, Germknödel podaje się z sosem waniliowym i mlekiem lub masłem.
Będąc w Tyrolu koniecznie trzeba spróbować popisowego deseru tego regionu - Kaiserschmarrn. To rodzaj słodkiego omletu (jednak na bazie ciasta naleśnikowego), pokrojonego w małe kawałki i podsmażonego na maśle. Kluczowe są dodatki - rodzynki w rumie i powidła ze śliwek lub przecier z jabłek. Pyszne i i bardzo słodkie.
Zabawa jedzeniem
O tym, że jedzenie jest dla Tyrolczyków bardzo ważne świadczy fakt, że celebrują tą przyjemność niemal wszędzie i nadają jej niezwykłą formę. W jedynej marmurowej jaskini w Alpach Środkowych - Spannagel (lodowiec Hintertux), można wziąć udział z niezwykłej uczcie fondue.
Z kolei w słynącej z sezonowego menu restauracji Bergfriedalm w Tux, posiłek to nie tylko rozkosz dla podniebienia, ale także uczta dla oczu. Menu wypisane ręcznie na dyniach i speck serwowany prosto z rogów kozła, robią ogromne wrażenie. Przygodą jest też posiłek w gondoli, którą wjeżdżamy na szczyt jednego z tyrolskich lodowców - Hintertux. Pracownicy kolejki w dosłownie trzy minuty są w stanie zmienić wagonik dla narciarzy w przytulną gondolę restauracyjną (dla klimatu pojawiło się nawet grające lokalne przeboje radio). Lokalne wędliny, sery i warzywa smakują wybornie w każdych warunkach, ale zjadane w przeszklonym wagoniku z przepięknym widokiem na Alpy są po prostu wyborne. Jak widać Tyrol nie tylko nartami stoi.