Ryby nad morzem droższe niż w górach
Porcja halibuta w Jastarni - 160 zł. Turbot w Gdańsku - 155 zł. Dorsz w Świnoujściu - 149 zł. Od kilku miesięcy Polacy prezentują w mediach społecznościowych "paragony grozy" z niebotycznymi cenami ryb nad Bałtykiem. Ryby nad morzem są droższe niż w górach - powtarzają internauci i zastanawiają się jak to możliwe.
Skąd ta drożyzna?
Dlaczego za smażonego dorsza czy halibuta z pieca płacimy tak dużo? Przyczyn jest kilka. Szalejąca inflacja i podwyżki cen paliwa sprawiły, że podrożało właściwie wszystko. Ryby też. Warto też dodać, że kilka miesięcy temu skoczyły ceny mediów i czynszów, a to znaczy, że restauratorzy mają znacznie wyższe koszty utrzymania.
Ogromny wpływ na rosnące ceny ma też wojna na Ukrainie. Te czynniki dotyczą jednak wszystkich i odbijają się w rachunkach za obiad tak samo w górach, na Mazurach czy nad Bałtykiem. Dlaczego więc nad morzem rybka jest droższa niż w górach?
- Turyści, którzy przyjeżdżają nad morze nie wyobrażają sobie, żeby nie wejść do smażalni i nie zamówić halibuta, dorsza czy flądry - zdradza Ania, pracująca w jednej z Trójmiejskich smażalni. - To jedna z atrakcji, jak spacer po molo w Sopocie, czy rozstawienie się z parawanem na zatłoczonej plaży. A skoro jest popyt i mimo wysokich cen klientów nie brakuje, nic dziwnego, że ceny są takie jakie są. W górach ryba to po prostu jedna z opcji, jak schabowy czy żeberka, nad morzem to po prostu kulinarna wizytówka regionu i wiadomo, że ludzie będą ją kupować - dodaje pracownica smażalni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Miękkie kotleciki nuggets z dorsza. Smaczny przepis z sosem słodko-kwaśnym
Ryba nad morzem, wcale nie z Bałtyku
Wielu internautów dziwiąc się cenom ryb w nadmorskich restauracjach argumentują, że skoro ryba pochodzi z tego samego miejsca, w którym jest serwowana, powinna być znacznie tańsza niż np. w Wiśle czy Zakopanem, nie trzeba bowiem płacić za jej transport. Okazuje się jednak, że prawda wygląda zupełnie inaczej.
- Bardzo niewiele ryb, które można znaleźć w Trójmieście czy na Helu pochodzi z Bałtyku. Większość jest sprowadzana i to z daleka. Poza śledziem, który jednak nie cieszy się wielkim powodzeniem, jeszcze dorsz i flądra mogły być złowione na miejscu, ale ze względu na ograniczenia, a w wielu miejscach zakazy połowu, nie są to świeże ryby, które jeszcze wczoraj pływały w morzu, tylko mrożonki, które do restauracji trafiają ze sklepu - wyjaśnia pani Ania.
Warto też pamiętać, że wiele popularnych w smażalniach gatunków, jak np. panga czy halibut, w ogóle w Bałtyku nie występują.
Na świeżą rybę zapraszamy zimą
Już w ubiegłym roku, kiedy zaczęły się pojawiać "paragony grozy", w rozmowie z money.pl sławny krytyk kulinarny, Robert Makłowicz przekonywał, że Bałtyk jest morzem przełowionym, małym i mało słonym – więc większość ryb, które są oferowane w naszych nadmorskich kurortach, po prostu nie pochodzi z Bałtyku. - Zwłaszcza latem - dodał. - Z punktu widzenia jedzenia ryb, najlepiej jeździć nad Bałtyk zimą. Wtedy jest tam po prostu najwięcej ryb, ale i najmniej ludzi.
Zdaniem eksperta nie powinniśmy się jednak obrażać za to, że sprzedawane w smażalniach ryby są mrożone. Pretensje możemy mieć wówczas, gdy właściciele próbują nas oszukać i twierdzić, że ryba pochodzi "prosto z kutra", gdy w rzeczywistości wiele tygodni a nawet miesięcy wcześniej wyłowiono ją z Atlantyku.
Same paragony grozy nie robią jednak na nim wrażenia. W rozmowie z money.pl Makłowicz przekonywał, że cała planeta jest przełowiona i ryb po prostu brakuje, przez co stały się towarem luksusowym. - Ryby są po prostu drogie! Jeśli ktoś myśli, że zje rybę z frytkami za 10 zł, to się po prostu myli. Nie chodzi tu zresztą tylko o dostępność i ceny samego towaru. Nie ma przecież ludzi do pracy w gastronomii, więc niezwykle podskoczyły pensje – trzeba w końcu jakoś przyciągnąć wszystkich tych, którzy odeszli z branży przez pandemię. Proszę spojrzeć na inflację – jak wszystko drożeje. Jedzenie, prąd, paliwo… To musi mieć przełożenie na ceny w restauracjach i smażalniach - przekonywał krytyk kulinarny.
Czy to znaczy, że nie mamy szans na dobrą, świeżą rybę nad Bałtykiem? Mamy. Ale niewiele miejsc je serwuje - zwłaszcza latem i musimy się liczyć z tym, że będą jeszcze droższe niż w smażalniach.