Nie tylko falafel i hummus. Czas na sabicha!
Hummus, falafel i shoarma z kuchnią dzisiejszego Izraela kojarzą się błyskawicznie. Jest to oczywiście bardzo słuszne, ale ja apeluję o miejsce na podium dla sabicha.
Sabich, wyśmienita kanapka ze smażonym bakłażanem, sałatką i sosem z mango skradła moje serce podczas wizyty w Tel -Awiwie, ale w Jerozolimie też smakowała wybornie. Mam dla was adresy, gdzie najlepiej skosztować sabicha, ale najpierw opowieść.
Wyjątkowa kanapka z bakłażanem
Wbrew pozorom sabich nie ma długiej historii. Choć mogłoby się wydawać, że tak prosta rzecz narodziła się dawno, dawno temu, to jednak na pomysł, by do pity napchać smażonych kawałków oberżyny z sosami i sałatką należało poczekać do lat czterdziestych XX wieku.
Legenda głosi, że za powstanie sabicha odpowiada Sabich Tzvi Halabi, który do Izraela przyjechał z Iraku. Razem z nim przywędrowała receptura na kanapkę, która w jego pierwszej ojczyźnie służyła głównie to tego, by zużyć nadmiar ugotowanych na twardo jajek, które pozostawały po przygotowaniu szabatowego dania nazywanego hamin. Takie wczesne sabichy przygotowywano zazwyczaj rano, gdy brakowało czasu na gotowanie ciepłego posiłku. Wykorzystywano jajka oraz usmażone kawałki bakłażana i faszerowano nimi pitę lub laffę, inny rodzaj płaskiego chleba.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Owoc psianki podłużnej w kuchni
Sabich Tzvi Halabi wpadł na pomysł sprzedawania na ulicy kanapek jakie zapamiętał z domu. Miał stoisko w pobliżu dworca autobusowego i swoje pierwsze kanapki oferował głównie kierowcom, którzy spieszyli się do pracy. Proste danie trafiło w ich gusta, potem wieść się rozniosła po całym Ramat Gan, mieście w którym mieszkali. A wkrótce także po całym Izraelu i bardzo szybko sabich jak wszyscy mówili stał się kulinarnym przebojem w całym kraju. Córka Sabicha Tzvi Halabiego wspomina, że wstydziła się szalenie, że najpopularniejszy street food nosi imię jej ojca, ale nic nie mogła na to poradzić.
Z czasem receptura nieco się zmieniała. Dodano nieco sałatki z pomidorów, ogórków i cebuli znaną jako sałatka izraelska. Doprawiono kanapkę dwoma sosami, jednym z bazie mango i drugim, którego podstawą była tahina z prażonego sezamu. Dziś w każdym miejscu sabich smakuje inaczej, mimo, że mogłoby się wydawać, że wszyscy robią wszystko dokładnie tak samo.
Czas na moje ulubione adresy!
W Tel Awiwie najbardziej lubię lokal zwany Sabich Tchernikhovski na ulicy Allenby 45. Nie jest to restauracja, ot po protu dziura w ścianie, zapewne stary garaż albo sklep. Wystrój nie istnieje, jest tylko kilka krzeseł przy ulicy i lodówka, z której można wyjąć piwo lub coś innego zimnego do picia. Sprzedawcy uwijają się jak w ukropie, więc nawet jeśli jest kolejka to warto chwilę zaczekać, a później przysiąść i zjeść najlepszy street food w mieście i w dodatku w całkiem rozsądnej cenie.
W Jerozolimie sprawa jest nieco bardziej skomplikowana. Wszyscy upierają się, że najlepszy sabich można zjeść tuż obok słynnego targu Mahane Yehuda. I rzeczywiście kanapka z Aricha Sabich na ulicy Agripas 83 jest wyśmienita. Mini bar ma też świetną atmosferę, muzyka gra głośno jakby chciała zagłuszyć autobusy przejeżdżające tu z częstotliwością i regularnością czkawki. Muszę przyznać, że podczas wizyty w okolicy to zdecydowanie doskonała opcja na obiad.
Jednak moim ulubionym miejscem w Jerozolimie pozostaje haSabichiya na ulicy Shamai 9. Tu wszystko dzieje się wolniej, muzyka nie ryczy, bo i miejsce, mimo że w centrum położone jest nieco na uboczu. Podobnie jak we wszystkich miejscach z sabichem trzeba odstać swoje, ale uwierzcie mi warto!