Trwa ładowanie...

Kozia Zagroda - tu biegają boso po łące i robią lemoniadę z pokrzywy

Ewa i Konrad Dąbrowscy po studiach opuścili miasto i zamieszkali na lubelskiej wsi. Hodują kozy, robią lemoniadę z pokrzywy i zapraszają do siebie ludzi spragnionych ciszy i spokoju. Opowiadają, dlaczego chodzą boso i nie pobierają żadnych opłat za pobyt w swoim gospodarstwie.

Kozia Zagroda - tu biegają boso po łące i robią lemoniadę z pokrzywyŹródło: Archiwum prywatne, fot: Kozia Zagroda
d2owh2p
d2owh2p

- Katarzyna Gileta, Wirtualna Polska: Od kilku lat mieszkacie na lubelskiej wsi. Jak narodził się pomysł, by osiedlić się z dala od miejskiego zgiełku?
Konrad Dąbrowski: Tak naprawdę o wszystkim zdecydowały marzenia. Po studenckiej tułaczce chcieliśmy gdzieś osiąść i coś kupić. Założenie było takie, że musi być stodoła. Szukaliśmy miejsca, gdzie można zamieszkać, znaleźć dla siebie kąt. I tak wypatrzyliśmy domek na popularnym portalu aukcyjnym. Nawet wybraliśmy się rowerami, by obejrzeć nasz przyszły dom. Pech chciał, że jakiś kilometr przed dotarciem do celu, zepsuło się koło w moim składaku. Nie dojechaliśmy. Ale co się odwlecze... Udało się kupić ten dom. Szczęście, jakie nas wtedy ogarnęło, było nie do opisania. Dwa świeżaki - pani nauczycielka i pan projektant domów drewnianych. Miks charakterów, marzeń i pomysłów na życie doprowadziły nas do tego, że zamieszkaliśmy w Cichostowie. Łatwo nie było, ale natura nas po prostu uwiodła. No i sąsiedzi.... okazało się, że są bardziej niż w dechę!

Dlaczego właśnie Cichostów?
Zwykły przypadek. Ot, wydawało się, że to wieś jak każda inna. Bardzo szybko okazało się, że to jest to fantastyczne miejsce. Jedyne w swoim rodzaju. Ze wspaniałymi mieszkańcami, krajobrazem i wewnętrzną energią, która pobudza do działania! Kosmos. Lepiej trafić nie mogliśmy. To jak pyknąć szóstkę w totka! (śmiech)

Zatrzymajmy się na chwilę przy mieszkańcach Cichostowa. Jak przyjęli was – mieszczuchów?
Pierwszego wieczoru to ja nie pamiętam (śmiech). Natomiast Ewa pewnie tak, bo na mnie czekała... Sąsiedzi nas upili, przyjęli z sercem, opowiedzieli o tym, jak im się żyje. Wszyscy okazali się bardzo sympatyczni. Mają klasę w swoich poglądach, serce do dzielenia się i pomocy.

Prowadzicie ekologiczne gospodarstwo - Kozia Zagroda. Co czeka na waszych gości?
Moc natury, piękny klimat, ludzie, którzy oddają nieznajomym to, co w Cichostowie jest najpiękniejsze. Nic nie udajemy, nie golimy trawnika, nie wtykamy sztucznych kwiatków w grządki, kaczka ma prawo zrobić kupę, gdzie chce. Jesteśmy mieszkańcami zagrody, natura dyktuje warunki. Nie poprawiamy jej. Bez zbędnego blichtru, złotych klamek, ochów i achów nad kostką Bauma. Kozia zagroda to my! Nas dwoje i nasze dzieci.

Archiwum prywatne
Źródło: Archiwum prywatne, fot: Kozia Zagroda

Nietutejsi, ale jakby stąd. Nie posiadamy basenu, karuzeli, ławeczki z kołków sosnowych do bujania oraz krystalicznie czystej plaży i jeziorka przy domu. Jednak zapewniam, że u nas każdy wytrawny turysta, wariat, amator lasów, przyjaciel zwierząt, bumelant lub inny zwierz wypocznie. Cisza nocna nie obowiązuje. Wieczorem z soboty na niedzielę gości zabawia gospodarz domu. Pozostałe dni tygodnia spędzacie według pomysłów własnych. Więc jeśli, ktoś ma chęć porzucić supermarkety, kolejki do zielonych świateł, przechodzenie po pasach, telewizję, chodzenie w butach, wiercenie sąsiada za ścianą, balkon z ogródkiem, zapraszamy. U nas można wypocząć w sposób wyjątkowy i niepowtarzalny, rozluźnić się jak gumka w gaciach i pobawić z kozami na łące.

d2owh2p

Na Facebooku można przeczytać, że nie pobieracie opłat za pobyt w Zagrodzie. Dlaczego?
Nie pobieramy opłat, bo sami szukaliśmy takiego miejsca, do którego można przyjechać, odetchnąć, pogadać i odjechać. Miejsca, które dzieli się dobrą energią. Przeglądaliśmy nieraz najróżniejsze oferty i zwyczajnie nie stać nas było, by gdziekolwiek wyjechać. Dlatego postanowiliśmy zrobić coś, żeby to do nas przyjechano. Nasi goście zostawiają dobrowolne składki na jedzonko dla kóz lub pomagają nam duchowo. Rozmawiamy, poznajemy inne poglądy, sytuacje życiowe, klimat. Dla nas to więcej niż sztabka złota na stole!

Jak do was trafić?
Wystarczy do nas napisać!

Można was spotkać na Targach Śniadaniowych w Warszawie i regionalnych jarmarkach, gdzie sprzedajecie swoją lemoniadę...
Postanowiliśmy robić biznes z tego, co mamy na podwórku, co sami wytworzymy. W Koziej Zagrodzie produkujemy smaczne i orzeźwiające lemoniady. Są delikatnie filtrowane. Wykorzystujemy składniki, które mamy wokół siebie – pokrzywę, głóg, lipę. Hitem jest lemoniada Pani Gilowa z jarzębiną, krwawnikiem i czarnym bzem. Lemoniada krzepi, doprowadza do ekstazy kubki smakowe i leczy skutki dnia poprzedniego. Po trzeciej kac zupełnie ustępuje! (śmiech) Wytwarzamy ją w sposób tradycyjny.

Archiwum prywatne
Źródło: Archiwum prywatne

Opieramy się na naturalnych składnikach, pochodzących ze zdrowych i czystych lubelskich terenów. Pokrzywę zbieramy bez rękawic! Nie używamy konserwantów, barwników, ulepszaczy i innych sztucznych dodatków. Lemoniadę delikatnie dosładzamy miodem lub w wersji wegańskiej sokiem z polskich jabłek od Dobrosza. Naszą myślą przewodnią jest to, by nie poprawiać natury, nie wydziwiać i nie cudować. Naturalnym konserwantem w lemoniadach jest ocet jabłkowy. Sami go wytwarzamy. Powstaje z owoców starych jabłonek, rosnących w naszym sadku oraz na cichostowskich miedzach i kozich łąkach. Są to jabłonki zaniedbane, mające już swoje lata, gdzieś samo posiane. Rodzą owoce w zwykłym cyklu - co dwa lata. Są tak kwaśne, że do niczego się nie nadają, tylko na ocet. Wcześniej zjadały je kozy, ale musiały się z nami podzielić, i odstąpić trochę. Ale nie wyglądają na oburzone tym faktem (śmiech).

d2owh2p

*Wytwarzacie także sery. *
Jako że mamy kozy i mleko od nich, to robimy ser. Zwie się "Cichosz wędzony". Na styku dymu, ognia, kamienia i powietrza unoszą się śnieżnobiałe motylki w postaci grudek sera. W normalnej temperaturze spędzają cały dzień pod przykryciem, rozmawiając między sobą, plotkując o gwiazdach... Nieświadomie nabierają rumieńców. Gotowy ser ma w przekroju tyle odcieni, że trzeba co najmniej pięciu dni, by zaznajomić się z każdym z nich. A jak już się człowiek zaznajomi, to znika w chwil kilka. Wykorzystujemy do wędzenia drewno z jabłonek, trochę dębiny i wiśni. To jest jedyny nasz ser. Unikamy twarogu, bo go nie jemy.

Archiwum prywatne
Źródło: Archiwum prywatne, fot: Kozia Zagroda

Trochę eksperymentowałem z dojrzewającymi serami, ale myszy wszystko nam zjadły (śmiech). Nie mamy dużo tego sera, bo wyznajemy zasadę, że nie odstawiamy młodych od matek do czasu, aż same nie porzucą cycka. Serce, by nam pękło, gdyby te matki płakały za swoimi młodymi.

d2owh2p

*Jak wygląda wasz dzień? *
Różnie bywa. Teraz mamy taki czas, że wstajemy o czwartej rano. W nocy Ewa pilnuje dzieci i nie wiem, jak ona to robi, że wstaje zawsze uśmiechnięta, mimo że jest niewyspana. Natomiast ja dydłam robotkę do 1-2 w nocy. Uzupełniamy się, chociaż pracy jest po pachy nie tylko dla nas, ale i dla sąsiadów. Warto jednak czasami się zmęczyć. W zimie kozy mają relaks, więc wtedy możemy pospać do ósmej. Nie musimy się martwić, że kończy się niedziela i w poniedziałek trzeba znowu wstać do pracy. My w poniedziałki mamy weekend, a jak przeholujemy, to i we wtorek można zaspać do pracy. Najważniejsze, by nakarmić kozy (śmiech). Mieszkamy na kolonii. Mamy tu spokój, możemy robić to, co chcemy.

Kilka tygodni temu zostaliście nagrodzeni certyfikatem Kukbuka. To duże wyróżnienie.
Tak! Od tych wszystkich miłych ludzi z redakcji czuć naprawdę dobrą energię. Uśmiechamy się na dźwięk słowa "Kukbuk". Gala Kukbuka była pierwszą w naszym życiu. Nigdy jej nie zapomnimy. Piękny czas. W ogóle ten rok jest dla nas niesamowity. Kilka miesięcy temu otrzymaliśmy list gratulacyjny od Gault&Millau, przewodnika po restauracjach, hotelach i produktach regionalnych.

Archiwum prywatne
Źródło: Archiwum prywatne, fot: Kozia Zagroda

Ewa chciała go podrzeć i wyrzucić, bo myśleliśmy, że to kolejni naciągacze, a tu taka niespodzianka. Teraz ten Kukbuk i gala. Zupełny odlot! Możliwość spotkania tych wszystkich wspaniałych ludzi, uściśnięcie dłoni, rozmowa. To wiele znaczy!

d2owh2p

Na gali byliście boso...
Po prostu tak chodzimy na co dzień (śmiech). Po co udawać, że jest inaczej? Mieliśmy klapki w siatkach, ale na szczęście nikt nas ostro nie podeptał, więc nie były potrzebne. Mama zawsze mi Powtarzała: "Konrad, jak chodzisz na bosaka, to nie wejdziesz do domu, bo pobrudzisz dywan" (śmiech).

*Nie żałowaliście nigdy decyzji o porzuceniu wygodnego życia w mieście na rzecz wsi? *
Wygodne życie w mieście? To jest zaprzeczenie. Byliśmy w mieście. Jednym, drugim, nawet przez pewien czas mieliśmy plany związane z miastem. Na szczęście kosmos nas uratował. Jak jedziemy do miasta, to potem musimy to odreagować. Męczy nas szum, hałas. Byłem ostatnio w stolicy na koncercie. Niby fajnie, ale z ulgą wracałem na wieś.

d2owh2p
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2owh2p
Więcej tematów