Diagnoza z pulsu i prana zamiast kalorii. Karolina i Maciej Szaciłło o sekretach ajurwedy
Podróżowali po Polsce w poszukiwaniu dotąd nieodkrytych smaków, gotowali na parze, oczyszczali organizm z pomocą świeżych warzyw i owoców, ona była "na detoksie", a on pomagał jej schudnąć. Teraz są małżeństwem i właśnie podzielili się ze światem swoją pasją – ajurwedą. Co to jest, co im daje i jak może wpłynąć na życie, w rozmowie dla WP Kuchni opowiedzieli Karolina i Maciek Szaciłło.
Wirtualna Polska, Karolina Wójciga: Dla niewtajemniczonych, najprościej jak się da, czym jest ajurweda?
Karolina Szaciłło: Przede wszystkim jest nauką o tym, jak zapobiegać, a nie leczyć. To najstarszy system medycyny naturalnej na świecie, który liczy sobie ponad 5 tys. lat. Choć wielu osobom wydaje się, że jest to jakieś ziołolecznictwo lub szamanizm, to ajurweda jest kompletnym, logicznym systemem, który od 1979 roku jest akredytowany przez Światową Organizację Zdrowia i zaliczany do medycyny niekonwencjonalnej. Mało tego, to systemem, w którym od tysięcy lat funkcjonuje chirurgia - nawet plastyczna.
Wasze pierwsze spotkanie z ajurwedą – czy też mieliście wrażenie, że to jakaś forma szamanizmu?
K.Sz.: Nie od razu ajurweda mnie do siebie w stu procentach przekonała. Kiedy pierwszy raz byłam na konsultacji u ajurwedyjskiego lekarza, w trakcie badania pulsu powiedział mi, że miałam problem z lewym biodrem, najprawdopodobniej w okolicach miednicy. Stwierdził to, sprawdzając tylko puls. "Szaleństwo!" - pomyślałam. Pozostała część diagnozy nie była już tak trafiona, więc miałam wątpliwości. Mimo tego ajurweda małymi kroczkami coraz mocniej pojawiała się w moim życiu.
Maciej Szaciłło: Rzeczywiście, przy pierwszej styczności z ajurwedą wszystko wydaje się być skomplikowane. Człowiek zadaje sobie pytanie: jakie konstytucje, wedy, żywioły?! Ale tak naprawdę jest to bardzo proste.
K.Sz.: Podam taki przykład - ktoś chce przytyć. Trafia do dietetyka i słyszy: musisz jeść dużo węglowodanów, kalorycznych i tłustych produktów. Mam wrażenie, że ajurweda jest bardziej precyzyjna. Osoby, które nie mogą przytyć, najczęściej mają nierównowagę tzw. wata, czyli powietrza i przestrzeni. Objawia się to tendencją do zimnych rąk i stóp, słabym trawieniem, suchą skórą, a w konsekwencji - niedowagą. Jedzenie takich osób powinno być mokre i tłuste. Dominujące smaki to słony, słodki i kwaśny. Ważna jest także konsystencja i temperatura jedzenia – ma rozgrzewać i nawilżać. Mało tego, ajurweda wymienia też listy produktów, które powinny się pojawiać w naszej diecie w mniejszej i większej ilości. Przy czym niczego definitywnie nie wyklucza, nie zakazuje. Podkreśla, że nie ma jednej idealnej diety dla każdego, bo każdy z nas jest inny.
M.Sz.: Dokładnie tak. Przykładowo u osób, które mają tendencję do nadmiaru wody w organizmie, najprawdopodobniej zaburzona jest konstytucja kapha, czyli woda i ziemia. W takim wypadku powinny one przyjmować jedzenie, które jest suche, raczej nie tłuste, ale nadal delikatnie rozgrzewające oraz osuszające. Takie osoby są ospałe, mają skłonność do depresji, są powolne, ale jednocześnie najbardziej odporne. Powinny one wybierać jedzenie, które jest przede wszystkim ostre. Ten smak jest niesamowicie pobudzający, do tego gorzkie i cierpkie, ponieważ zarówno gorzki, jak i cierpki smak mają właściwości osuszające.
Wasza nowa książka, "Jedzenie, które leczy" składa się w większości z przepisów.
K.Sz.: Tak, ale jest też sporo informacji o samej ajurwedzie, prostych technik wspomagających powrót do równowagi, które możemy robić sami w domu, np. płukanie ust olejem sezamowym. Ajurweda wykracza poza samo odżywianie. Ten system podchodzi do zdrowia wielopoziomowo. Abyśmy mogli powiedzieć, że jesteśmy zdrowi, musi zaistnieć równowaga na czterech poziomach. Pierwszy poziom, na którym się najczęściej skupiamy, to poziom ciała. Na nim bazuje też współczesna medycyna konwencjonalna. Drugi poziom to umysł, a także emocje. Trzeci to poziom duchowy, związany bardzo mocno z poziomem naszej energii, a czwarty – społeczny, czyli nasz poziom interakcji z ludźmi.
I jak te cztery poziomy zdrowia mają się do jedzenia?
K.Sz.: No dobrze, wyobraźmy sobie sytuację modelową. Idziemy do pracy, mamy przygotowany lunch idealny dla nas. Nagle kłócimy się z szefem. I co się dzieje? Czy jesteśmy w stanie odpowiednio strawić ten lunch świeżo po kłótni? Najprawdopodobniej pozostajemy pod wpływem silnych emocji takich jak złość lub lęk, które zaburzają trawienie. A złe trawienie równa się złe wchłanianie składników odżywczych. Możemy więc zjeść najzdrowszy lunch, ale zupełnie nie przyswoić wartości odżywczych, które w nim były. Ten przykład w prosty sposób ilustruje wielopoziomowość zdrowia. Poziom społeczny zakłócił ciało, czyli trawienie i wpłynął na umysł, czyli emocje. Ajurweda mówi, że to, co ląduje na naszym talerzu, jest bardzo ważne, ale nie jest kluczowym czynnikiem naszego zdrowia.
M.Sz.: Mało tego, nasz umysł i emocje wpływają też na nasze zapotrzebowanie energetyczne. Jeżeli poziom energii jest wysoki, to mamy chęć do działania, jeżeli jest niski – nie tylko nie mamy siły, ale przyciąga on do nas wszystkie niskoenergetyczne stany emocjonalne. Złość, lęk, zazdrość. To wszystko pojawia się, kiedy nasz poziom energii spada. Utrzymanie go na odpowiednim poziomie jest najlepszym sposobem na zapewnienie sobie zdrowia i szczęścia. Właśnie to jest podstawowe założenie ajurwedy – jedz to, co dostarczy ci jak największej ilości energii. Ale nie energii rozumianej jako kaloria, ale energii rozumianej jako tzw. prana, czyli ulotna energia życiowa.
K.Sz.: To jest koncept, który z Maćkiem porzuciliśmy już dawno temu. 27 zrzuconych przeze mnie kilogramów nie miało niczego wspólnego z ograniczaniem kalorii. Skupiałam się bardziej na energetyce posiłku, na jego świeżości, na tym, z czego jest skomponowany. Zaczęłam żyć w równowadze. Przestałam nadmiernie kontrolować zawartość swojego talerza. W końcu usłyszałam głos swojej intuicji, również kulinarnej.
Czy ajurweda to temat dla każdego, który faktycznie zainteresuje statystycznego Kowalskiego, a nie niszę?
M.Sz.: Tak, jak najbardziej ajurweda jest dla każdego. Ludziom się często wydaje, że to tylko kuchnia indyjska. W naszej książce pokazujemy np. pizzę na zakwasie, makarony z przeróżnymi sosami. Generalnie jest to kuchnia, która obejmuje wszystkie szerokości geograficzne. To coś więcej niż tylko gotowanie - to system. Trzeba go dostosować do siebie, otaczającego nas świata i własnych potrzeb.
K.Sz.: Ajurweda to filozofia dla każdego. Choć wyszłabym zdecydowanie poza gotowanie. Niewątpliwie, zmiana stylu życia na początku może być trudna. Przede wszystkim może być trudno przestawić swoje przyzwyczajenia i nawyki. Ale należy obserwować swój organizm. Jeżeli będziemy czuć się dobrze, będziemy mieli więcej energii, będziemy szczęśliwsi, lepiej będzie nam się pracowało, zwiększy się nasza odporność. Wtedy na pewno będziemy chcieli wprowadzać kolejne zmiany. Zawsze z Maćkiem powtarzamy, że dobre samopoczucie jest najlepszą motywacją. Wszystkie założenia ajurwedy mają nam pomóc być zdrowszymi i szczęśliwszymi.
Zobacz także wideo: Jak wybierać zdrową żywność?
Wszystkie wasze książki nie są zwykłymi książkami z przepisami. W każdej pokazujecie cząstkę siebie.
M. Sz.: Wychodzimy z założenia, że nie chcemy nikogo nauczać, tylko się dzielić. A żeby się dzielić, to koniec końców, trzeba mówić o sobie (śmiech). Wiedza podawana przez siebie najlepiej kiełkuje. W momencie, kiedy komuś mówimy "musisz to w sobie zmienić", "to jest w tobie nie tak", to ktoś automatycznie stawia się w pozycji obronnej i myśli sobie: O nie! Nie będę tego robić. Kiedy mówimy o sobie i sytuacjach, które nam się przytrafiły, to słuchacz jest się w stanie zidentyfikować i nie czuje się postawiony pod ścianą.
Czym jest dla was jedzenie?
K.Sz.: To jest dobre pytanie… Na pewno nie jest już rzeczą, wokół której kręci się cały mój świat, a niewątpliwie jeszcze kilka lat temu tak było. Wtedy permanentnie o nim myślałam. Odmawiałam sobie jedzenia, a przez to, fantazjowałam na temat rzeczy, których sobie odmawiam. Teraz to się zmieniło. Oboje z Maćkiem uważamy, że ważniejsza jest zawartość naszej głowy niż talerza.
M.Sz.: Choć nad umysłem dużo ciężej zapanować, w sensie, trudniej jest uświadomić sobie swoje uwarunkowania emocjonalne, to, co wypieramy i co jest ukryte w podświadomości, niż np. przygotować posiłek, który jest rozgrzewający. Zatem widzisz, że dużo łatwiej panować nad zawartością swojego talerza. Ajurweda mówi - zaczynamy od ciała. Wraz z w miarę zrównoważonym ciałem możemy przejść dalej, głębiej. Skupić się na emocjach, na uwarunkowaniach emocjonalnych.
Wiele kobiet odchudza się dla mężczyzny. Czy ty schudłaś dla Maćka?
K.Sz.: Nie! Schudłam dla siebie. A właściwie zmieniłam styl życia, pracowałam nad poczuciem własnej wartości, nad akceptacją siebie, a efektem ubocznym tych zmian był spadek wagi. Uważam, że zmienianie się dla kogoś, to bardzo sprytny sposób na przerzucenie odpowiedzialności, czytaj, na nie branie odpowiedzialności za siebie, za własne emocje, nadwagę. "Dla ciebie", oznacza "przez ciebie". Skoro chudnę dla ciebie, to co stanie się, jeżeli znikniesz z mojego życia? Znów przytyję? Trwała zmiana jest możliwa tylko wtedy, gdy bierzemy odpowiedzialność za rzeczy, które są w nas.
Długo zajęło ci zrozumienie tego?
K.Sz.: Brania odpowiedzialności za własne emocje nauczyłam się, a właściwie cały czas się uczę w relacji z Maćkiem. Choć może na to nie wygląda, jesteśmy raczej "włoskim" małżeństwem i często się kłócimy. Na początku naszej związku wykrzykiwaliśmy sobie, co nam w sobie nie pasuje. Krzyczałam: "Bo ty jesteś nieogarnięty!", a Maciej jeszcze głośniej: "A ty próbujesz mnie kontrolować! Sama nie kontrolujesz swojego życia, ale próbujesz decydować o moim!". Przerzucaliśmy się oskarżeniami. Dość szybko jednak zrozumieliśmy, że to do niczego nie prowadzi. Skoro we mnie pojawia się jakaś emocja np. złość wynikająca z tego, że mój mąż o czymś zapomniał, to jest to moja odpowiedzialność. Zamiast atakować Maćka, mogę spojrzeć do środka i zastanowić się, skąd bierze się ta złość. A gdy emocje trochę opadną, wrócić do rozmowy. Przeprosić, oczywiście za swoją część (śmiech) i opowiedzieć o swoich uczuciach. Podzielić się tym, co zaobserwowałam. Maciek robi to samo. Często się kłócimy, ale bardzo szybko przepraszamy i godzimy. Zauważyliśmy też, że za każdą trudną sytuacją, nawet kłótnią, kryje się lekcja. Od naszej samoświadomości i uważności zależy, jak szybko ją odkryjemy…
M.Sz.: To przyglądanie się sobie rzutuje na każdą dziedzinę naszego życia. Jeżeli ktoś kurczowo trzyma się tylko diety, narzuca sobie kolejne ograniczenia i wręcz obsesyjnie ich przestrzega, a nie zagląda do środka, ciężko będzie mu osiągnąć trwałe efekty. W takiej sytuacji trudno jest odnaleźć sposób odżywiania, który da satysfakcję i zdrowie.
K.Sz.: Wiele kobiet żyje w ciągłym lęku, że np. przytyje, a przez to bezrefleksyjnie wchodzą w kolejne radykalne diety, nagradzają się i karzą jedzeniem, poszukują w nim substytutu miłości, poczucia bezpieczeństw. W takiej sytuacji prędzej czy później ten stres, ta nierównowaga odbije się na ich zdrowiu. A wystarczy na moment się zatrzymać. Odpowiedzieć sobie na pytanie: co mi daje jedzenie? Czy jem rzeczywiście wtedy, kiedy jestem głodny/głodna? Czy jedzenie jest jedynym lub jednym z niewielu źródeł przyjemności w moim życiu? Konfrontowanie się z tym wszystkim może początkowo nie być proste ani miłe. Jednak z każdym kolejnym zauważonym mechanizmem, będzie nam lżej. Będziemy coraz mocniej świadomi siebie - zarówno swoich mocnych, jak i słabych stron. Nasze poczucie wartości płynące ze środka wzrośnie. Wówczas nie będą nam już tak bardzo potrzebne pochwały i komplementy. Kto wie, być może wzrośnie nasz poziom energii, a tym samym zmniejszy się nasze zapotrzebowanie energetyczne, nie będziemy potrzebowali tyle jeść i kilogramy pójdą w dół. Przestaniemy również wpadać w poczucie winy wynikające np. ze zjedzenia kawałka niezdrowej pizzy z glutenem lub mlecznej czekolady. Słowem - zaczniemy być dla siebie dobrzy…